Amerykanie ostrzegają, „nie podróżujcie” do Libanu po podpaleniu części ambasady w Bejrucie
Stany Zjednoczone ostrzegły Amerykanów, aby nie podróżowali do Libanu po podpaleniu części kompleksu ambasad w Bejrucie.
Członkowie rodzin personelu rządu USA i nieistotni pracownicy ambasady mogli opuścić Liban po tym, jak ambasada w Bejrucie stała się celem protestujących, którzy wzniecili pożar w kompleksie.
Materiał filmowy z ziemi ukazuje gwałtowne protesty, podczas których zgromadzeni podobno potępiają wsparcie USA dla izraelskiego „bombardowania niewinnych Palestyńczyków” – podaje ABC News.
Pożar wybuchł za bramą bezpieczeństwa kompleksu, a jeden z protestujących wspiął się również na ogrodzenie z drutu kolczastego otaczającego budynek, aby zatknąć flagę palestyńską na maszcie ambasady. Funkcjonariusze ochrony ambasady użyli gazu łzawiącego, aby rozproszyć protestujących.
Jak czytamy w zaleceniu, kilka godzin po rozpoczęciu demonstracji Departament Stanu wydał zalecenie „nie podróżuj” „ze względu na nieprzewidywalną sytuację w zakresie bezpieczeństwa związaną z wymianą rakiet, rakiet i artylerii między Izraelem a Hezbollahem lub innymi uzbrojonymi frakcjami bojowników”.
„17 października 2023 r. Departament zezwolił na dobrowolny, tymczasowy wyjazd członków rodzin personelu rządowego USA i części personelu nienależącego do personelu ambasady USA w Bejrucie ze względu na nieprzewidywalną sytuację w zakresie bezpieczeństwa w Libanie” – czytamy w ogłoszeniu.
W poradniku zauważono, że „w następstwie niedawnych aktów przemocy w Izraelu i Gazie wybuchły duże demonstracje”.
Kontynuowano: „Obywatele USA powinni unikać demonstracji i zachować ostrożność, jeśli znajdują się w pobliżu jakichkolwiek dużych zgromadzeń lub protestów, ponieważ niektóre z nich przybrały gwałtowny charakter.
„Protestujący zablokowali główne drogi, w tym arterie komunikacyjne między centrum Bejrutu a obszarem, na którym znajduje się ambasada USA, oraz między Bejrutem a międzynarodowym lotniskiem Rafic Hariri w Bejrucie”.
Ostrzegł, że: „Obywatele USA decydujący się na podróż do Libanu powinni mieć świadomość, że urzędnicy konsularni ambasady USA nie zawsze są w stanie przyjechać, aby im pomóc”.
„Departament Stanu uważa zagrożenie dla personelu rządu USA w Bejrucie za wystarczająco poważne, aby wymagać od niego życia i pracy pod ścisłym bezpieczeństwem. Polityka bezpieczeństwa wewnętrznego Ambasady USA może zostać zmieniona w dowolnym momencie i bez uprzedzenia.”
Protesty rozpoczęły się po wtorkowym wybuchu w szpitalu w Gazie, w wyniku którego zginęło setki osób.
Setki protestujących zebrały się przed ambasadą USA w Bejrucie, machając flagami palestyńskimi, zaledwie kilka godzin przed wizytą prezydenta Joe Bidena w sąsiednim Izraelu.
Według doniesień uczestnicy zamieszek obrzucili czymś, co wyglądało na koktajle Mołotowa, co spowodowało pożar na terenie ambasady.
Departament Stanu podał, że protestujący zablokowali także drogi w pobliżu ambasady prowadzące do międzynarodowego lotniska Rafic Hariri w Bejrucie.
Protesty wybuchły także pod ambasadą Francji w Bejrucie, gdzie widziano protestujących machających flagami palestyńskimi i portretem Mohammeda Deifa, szefa Brygad Al-Kassam, wojskowego skrzydła Hamasu.
Według władz palestyńskich na całym Bliskim Wschodzie we wtorek wieczorem wybuchły protesty po tym, jak w szpitalu baptystycznym al-Ahli w Gazie zginęło co najmniej 500 osób.
Urzędnicy w Gazie powiedzieli, że izraelski nalot uderzył w szpital al-Ahli, ale izraelskie wojsko stwierdziło, że jego wywiad wskazuje, że odpowiedzialna jest za to palestyńska grupa bojowników Islamskiego Dżihadu, obwiniając rzekome wadliwe wystrzelenie rakiety przeznaczonej na Izrael.
W odpowiedzi na eksplozję w szpitalu w Bejrucie bojówkarz Hezbollah z siedzibą w Libanie wezwał do zorganizowania „dnia bezprecedensowego gniewu”.
Strajk ten jest najkrwawszym pojedynczym incydentem podczas wojny między Izraelem a Hamasem, która wybuchła 7 października, kiedy terroryści Hamasu wtargnęli przez granicę Gazy do Izraela, zabijając setki ludzi i biorąc dziesiątki do niewoli.
Od wybuchu walk zginęło ponad 1400 Izraelczyków i 3000 Palestyńczyków.