Świat

Armia, którą zbudowali Ukraińcy

  • 9 marca, 2023
  • 8 min read
Armia, którą zbudowali Ukraińcy


Bez rozpoznania lotniczego. Ciężkie ciężarówki zamiast żwawych terenówek. Strzelistki i snajperki w walce, oficjalnie określane przez wojsko jako kucharki i szwaczki. Taka była ukraińska armia w 2014 roku.

Armia 2023 roku jest bardzo, bardzo inna. Jak dowiedział się świat, przekształciła się w przerażającą siłę bojową zdolną do zadawania bolesnych ciosów temu, co rosyjscy propagandyści lubili nazywać drugą najlepszą armią na planecie. Wydajność Sił Zbrojnych Ukrainy nie jest kwestią wyposażenia (chociaż zachodni sprzęt robi dużą różnicę), to kwestia morale, ducha walki i zdolności adaptacyjnych. I tę ostatnią cechę często można przypisać inicjatywom podejmowanym przez osoby prywatne.

Niektóre reformy rozpoczęły się w dowództwie wojskowym, ale bardzo wiele zaczyna się od małego, dzielnego autobusu pełnego ochotników przewożących coś ważnego dla żołnierzy, dostarczających rzeczy, których żołnierze nie mogą dostać oficjalnymi kanałami, ale których bardzo potrzebują. Coś, co najpierw zmienia rzeczywistość na miejscu, a system, gdy dogania to, co się dzieje. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że drogi Ukrainy są zatłoczone ruchem ochotników zabierających wszystko, od sprzętu do obrazowania termicznego i dronów po skarpetki i wareniki (pierogi.)

Dmytro Krapyvenko, były redaktor naczelny, wstąpił do wojska w lutym 2022 roku, ale nie był to jego pierwszy kontakt z wojskiem. W ciągu ostatnich ośmiu lat wojny był organizatorem ochotników, zbierał datki, a następnie kupował i dostarczał żołnierzom to, czego potrzebowali.

„Wszystko, od sprzętu termowizyjnego i noktowizyjnego, po UAV [unmanned aerial vehicles]nowoczesne urządzenia łączności trafiły do ​​naszej armii wyłącznie dzięki pomocy ochotników” – wspomina. Wraz z wieloma innymi Krapyvenko kupował także używane samochody.

Zdjęcie: Dmytro Krapyvenko jest teraz sierżantem plutonu w 30 brygadzie.  Źródło: Zdjęcie: Dmytro Krapyvenko
Zdjęcie: Dmytro Krapyvenko jest teraz sierżantem plutonu w 30 brygadzie. Źródło: Zdjęcie: Dmytro Krapyvenko

„Radzieckie pojazdy — wysłużone, ogromne, paliwożerne — były ciężarem i dobrym celem. Wolontariusze kupili i ulepszyli pickupy. Biurokracja stawiała opór; samochody te początkowo nie były akceptowane jako oficjalne pojazdy wojskowe. Ale presja opinii publicznej zrobiła swoje” – mówi.

Ochotnicy dostarczali również oprogramowanie artyleryjskie. Tablety z nim ładowane były kiedyś luksusem, ale stały się zwyczajne. Żołnierze na froncie nie mogli się kąpać i nie musieli czekać na rotację na tyły, ale teraz: „ochotnicy zrobili przenośne wanny. A później wojsko zaczęło kupować wanny wzorowane na wojskowych ciężarówkach. Mamy je teraz i to jest prawdziwe szczęście!” powiedział mi uśmiechnięty Krapyvenko.

Warto przeczytać!  Jordania jest gospodarzem rozmów izraelsko-palestyńskich, aby zapobiec eskalacji przemocy

Tak samo było z dronami. „To ważna zmiana instytucjonalna, że ​​oficjalnie mamy teraz jednostki rozpoznania powietrznego. Ich praca ratuje życie – dodaje. „Nie wiem jak w brygadzie, ale w moim batalionie wszystkie drony są od ochotników”.

Invisible Battalion został uruchomiony w 2015 roku jako projekt praw obywatelskich na rzecz równości płci. Badała i dokumentowała udział kobiet w wojnie, gdyż przestarzałe ówczesne ustawodawstwo odmawiało kobietom prawa do walki. Po kampanii nacisków społecznych, publikacjach i dokumentach wojennych Ministerstwo Obrony zwiększyło liczbę stanowisk wojskowych dostępnych dla kobiet.

Maria Berlinska, jedna z koordynatorek projektu, była kiedyś operatorem drona bojowego. Później stworzyła szkołę, aby uczyć innych i była współzałożycielką Ruchu Weteranów Kobiet. Z czasem przeniosła się do USA, ale w zeszłym roku poczuła potrzebę powrotu do domu. Była zdeterminowana, by przygotować armię (jej organizacja przeszkoliła 9 tys. osób, a na kurs zapisało się 36 tys.) i wyposażyć ją w dobrą technikę. I „zmienić reguły gry”.

Berlinska mówi, że przed inwazją na pełną skalę roczne zamówienia państwowe na UAV były bardzo małe. „Dziesiątki, a my potrzebowaliśmy tysięcy”.

Z eskalacją, mówi, ukraińskiej rządowej inicjatywy Armia Dronów udało się kupić około 1700 dronów. Fundusz Dignitas, prywatna inicjatywa, w którą zaangażowana jest Berlinska, był w stanie pozyskać około 3,5 tys. A jakieś „4000-5000 zostało zakupionych przez fundację wolontariuszy Come Back Alive i tak dalej” — mówi. „Ale to nigdy nie wystarcza. Tylko w ciągu ostatnich kilku dni straciliśmy ponad 500 dronów. Elektroniczne środki zaradcze działają, ale jeśli dron wykonał tylko jeden udany lot, było warto!”

Warto przeczytać!  Jak przywódcy i dyplomaci próbują zakończyć wojnę w Gazie

Berlinska opisuje sytuację jako „przerażającą”. Rosjanie mają znacznie większą produkcję BSP, a także bezpośrednie dostawy dronów i części zamiennych z Chin. Ukraina zwiększyła zakupy, ale różnica pozostaje ogromna. Sojusznicy przekazują setki UAV, ale „potrzebne są tysiące”, mówi. „Biorąc pod uwagę wszystkie typy samolotów, od dronów Mavic po drony uderzeniowe, które pokonują setki mil, zaspokajamy mniej niż 10% naszych potrzeb. To, co mamy, to w dużej mierze zasługa wolontariuszy”.

Ruch wolontariacki jest imponujący, ale wciąż napotyka przeszkody, z których wiele „made in Ukraine”. Należą do nich wojenne ograniczenia walutowe (więc trudno kupować za granicą). Lub skomplikowana procedura importu komponentów. „Musimy być jak odkurzacz, wciągający ze świata wszystko, co się da. Sami nie produkujemy wystarczająco dużo”, mówi.

Dostać najnowszy

Otrzymuj regularne e-maile i bądź na bieżąco z naszą pracą

Lokalni producenci są „niezwykle zmotywowani do tworzenia nowych produktów”, ale unikają współpracy z państwem. Przykładem jest limit zysku, zgodnie z którym firmy nie mogą zrekompensować kosztów badań w swojej cenie. A jednak zagraniczne firmy mogą, więc niektóre ukraińskie firmy przenoszą się za granicę. „Niekończące się certyfikaty, licencje, których uzyskanie zajmuje miesiące. . ”, mówi Berlinska.

Frustracja jest oczywista. Ukraina odzyskała niepodległość trzy dekady temu, ale pamięć mięśniowa biurokracji opiera się zmianom. Aktywiści poszukują nowego programu wsparcia ze strony państwa, obejmującego wsparcie dla małych firm i mentorów, deregulację przemysłu i nie tylko. Co najważniejsze, urzędnicy nie powinni: „ . . . przeszkadzać w robieniu tego, co ludzie już robią. Wydaje się, że urzędnicy nie rozumieją, jakie to ważne. To może zadecydować o tym, czy wygramy, czy nie”.

Być może mniej natychmiastowy, ale bardziej bolesny jest kolejny „niewidzialny batalion” rannych żołnierzy. System społeczny ledwo radzi sobie z armią rannych weteranów. Ponieważ liczby się mnożą, niedoskonały stary system nie daje sobie rady.

Warto przeczytać!  Korea Północna twierdzi, że zdjęcie satelitarne Białego Domu w Pentagonie

W zeszłym roku Masi Nayyem odniósł w walce poważną ranę głowy. Jego późniejsza podróż przez biurokrację wojskową zrobiła na nim wrażenie, ale nie w pozytywny sposób.

Znakomity prawnik w życiu cywilnym, postanowił działać i stworzył organizację o nazwie Principle, która ma chronić prawa personelu wojskowego. Nayyem i jego koledzy aktywiści planują zrewolucjonizować proces leczenia rannych żołnierzy, aw międzyczasie przeprowadzić żołnierzy przez istniejący system.

Dlaczego to takie skomplikowane? Obrońca praw człowieka Lyubov Galan, współzałożyciel Principle, mówi, że problem dotyczy zarówno ram legislacyjnych, jak i systemu w praktyce. Wojskowy system ochrony zdrowia nie jest zdigitalizowany, podejście „dość radzieckie”, liczba rannych jest znaczna, a metody pracy nieefektywne.

Najbardziej uderzający jest prawny wymóg, zgodnie z którym personel serwisowy osobiście składa wszystkie dokumenty i uczestniczy w wysłuchaniu decyzji dowódcy.

Żołnierze, mówi Galan, nie zawsze rozumieją, co robić. System jest słabo wyjaśniony rannym, w tym procesy tak skomplikowane, że „czasem trudne do zrozumienia nawet dla wykwalifikowanego prawnika” – mówi.

I tak działają. Z jasnym zrozumieniem, że pomimo frustracji mogą odnieść sukces w pomaganiu jednostkom w perspektywie krótkoterminowej i systemowi w dłuższej perspektywie. Ponieważ grupy zmotywowanych, troskliwych ludzi mogą wspinać się po górach. Jak zawsze. Tak jest na Ukrainie.

Lera Burlakova jest stypendystką Democracy Fellow w Centrum Analiz Polityki Europejskiej (CEPA). Jest dziennikarką i byłym żołnierzem z Ukrainy. Służyła bojowo w latach 2014-2017 po wstąpieniu do armii ukraińskiej po rosyjskiej inwazji na Krym. Jej dziennik wojenny „Life PS” otrzymał nagrodę UN Women in Arts w 2021 roku.

Europe’s Edge to internetowe czasopismo CEPA obejmujące krytyczne tematy dotyczące polityki zagranicznej w Europie i Ameryce Północnej. Wszystkie opinie są opiniami autora i niekoniecznie reprezentują stanowisko lub poglądy reprezentowanych przez nich instytucji lub Centrum Analiz Polityki Europejskiej.

Czytaj więcej Z krańca Europy

Czasopismo internetowe CEPA obejmujące krytyczne tematy dotyczące polityki zagranicznej w Europie i Ameryce Północnej.

Czytaj więcej


Źródło