Białoruski sprinter olimpijski, który był w impasie na lotnisku w Tokio, odnajduje nowe życie, biegnąc dla Polski
Trzy lata temu igrzyska olimpijskie Krystyny Cimanowskiej zakończyły się dramatycznym incydentem na lotnisku w Tokio, gdy przedstawiciele reprezentacji Białorusi próbowali odesłać ją do domu wbrew jej woli.
Wróciła na igrzyska olimpijskie w Paryżu, by reprezentować nowy kraj i dokończyć pewne niedokończone sprawy.
„Moim najważniejszym celem było wybiec tam i przebiec dokładnie tę konkurencję, której nie udało mi się przebiec w Tokio” – powiedziała Tsimanouskaya agencji Associated Press w czwartek po zakończeniu swojego ostatniego biegu na igrzyskach olimpijskich w Paryżu, kiedy to biegła w sztafecie 4 × 100 metrów z reprezentacją Polski.
Podczas Igrzysk Olimpijskich w Tokio wybuchł incydent dyplomatyczny, gdy białoruska drużyna wysłała Tsimanouską na lotnisko, a ona zwróciła się o pomoc do japońskiej policji. Krytykowała trenerów Białorusi, gdy próbowali zmusić ją do startu w sztafecie 4×400 metrów, w której nigdy wcześniej nie brała udziału.
Zabroniono jej biegu na 200 metrów, który preferowała, i powiedziała, że białoruscy urzędnicy próbowali zmusić ją do wejścia na pokład samolotu, zanim policja na lotnisku interweniowała, aby jej pomóc. Tsimanouskaya powiedziała wówczas, że obawiała się represji, gdyby wróciła na Białoruś, i że jej babcia ostrzegała ją, aby trzymała się z daleka.
Minął rok od ponownego wyboru prezydenta Aleksandra Łukaszenki, wieloletniego autorytarnego przywódcy Białorusi, w głosowaniu powszechnie uważanym przez opozycję i kraje zachodnie za sfałszowane. Protestujący spotkali się z przemocą ze strony sił bezpieczeństwa, a wielu członków opozycji zostało uwięzionych lub uciekło.
Tsimanouskaya otrzymała pomoc w przeprowadzce do Polski, gdzie wkrótce się zadomowiła. Teraz startując w reprezentacji Polski, przebiegła swój ulubiony bieg na 200 metrów i sztafetę 4×100 metrów w Paryżu.
Tsimanouskaya przegrała w kolejnej rundzie repasażowej na 200 metrów i w czwartek zabrakło jej 0,22 sekundy do finału sztafety, ale przyznaje, że nie była zbyt rozczarowana.
Dwóm białoruskim trenerom odebrano uprawnienia olimpijskie po incydencie w Tokio, a jednemu z nich, Jurijowi Mojsiewiczowi, w lutym zakazano pełnienia jakiejkolwiek funkcji w lekkoatletyce na pięć lat po tym, jak sąd uznał, że jego działania stanowiły nadużycie władzy.
Tsimanouskaya mówi płynnie po polsku i mówi, że czuje się akceptowana w Warszawie, gdzie pracuje jako trener personalny i influencerka i odkryła miłość do malarstwa. Jej przeszłość na Białorusi wciąż za nią podąża.
Tsimanouskaya powiedziała, że otrzymywała groźby online i że uważała, że ludzie próbowali ją śledzić, gdy wychodziła z domu, o czym poinformowała polskie władze. W Paryżu powiedziała, że jej nowy zespół ostrzegł, że jej bezpieczeństwo może być zagrożone.
W Paryżu nie ma białoruskiej drużyny olimpijskiej, ponieważ Międzynarodowy Komitet Olimpijski zakazał tego kraju wraz z jego bliskim sojusznikiem Rosją po inwazji Rosji na Ukrainę. Rosyjskie wojska wykorzystały terytorium Białorusi do rozpoczęcia pierwszego ataku na stolicę Ukrainy, Kijów.
Siedemnastu białoruskich sportowców bierze udział w igrzyskach olimpijskich w Paryżu jako Indywidualni Neutralni Sportowcy, wraz z 15 Rosjanami. Żaden z nich nie jest lekkoatletą.
MKOl wprowadził surową weryfikację neutralnych, mającą na celu wykluczenie osób powiązanych z wojskiem lub służbami bezpieczeństwa, a także tych, którzy publicznie popierali wojnę. Tsimanouskaya nadal uważa, że trudno się zrelaksować, nawet na igrzyskach olimpijskich.
„Zanim tu przybyliśmy, przedstawiciele [Polish] zespół ostrzegł mnie, że lepiej zachować czujność i nie opuszczać [Olympic] Sama wioska, bo oni też się martwią, że coś może się stać. A w Tokio na przykład w białoruskiej drużynie byli KGB [security service] „przedstawicieli” – powiedziała.
„Więc nie zdziwiłbym się, gdyby nawet wśród tych neutralnych osób byli jacyś dziwni ludzie. I dlatego właśnie, właśnie z tego powodu, nadal trochę się o siebie martwię”.