Rozrywka

Bracia De la Torre maksymalnie wykorzystują maksymalizm

  • 22 czerwca, 2024
  • 9 min read
Bracia De la Torre maksymalnie wykorzystują maksymalizm


Wytapetowany pokój jest wypełniony antykami i menażerią wyblakłych wypychaczy. Nakryto stół bankietowy o długości 24 stóp, ale wydaje się, że goście na obiedzie zniknęli, zostawiając płaszcze. Na stole: jądrzaste gałki oczne ułożone w złotych łyżeczkach, miniaturowe torsy oparte na stojakach z ciastami i małe lalki Kewpie uwięzione w czerwonej mazi niczym kandyzowane desery. Szklana „Świnia kapitalistyczna”, jedna z kilku bluźnierczych dekoracji centralnych, uśmiecha się szeroko, wypróżniając złote monety.

Bankiet, instalacja zatytułowana „Le Point de Bascule” („Punkt krytyczny”) w Muzeum Sztuki McNay w San Antonio, jest wizualnie oszałamiający, a także nieco odrażający – i o to właśnie chodzi. „Odraża nas to bogactwo” – powiedział jeden z jego twórców, Einar de la Torre. „Ale myślimy też: «Boże, szkoda, że ​​nie zaproszono mnie na to przyjęcie»”.

Bracia Einar i Jamex de la Torre tworzą dzieła mieszane o olśniewającej złożoności. Używając różnorodnych materiałów, w tym dmuchanego szkła, masowo produkowanych osobliwości, odlewów z żywicy i fotokolaży, rodzeństwo, które współpracuje artystycznie od lat 90., konstruuje bogate w szczegóły instalacje przypominające mandale; soczewkowe nadruki, które drgają i eksplodują wraz z ruchem; oraz nasycone kolorami szklane rzeźby z osadzonymi na co dzień przedmiotami, takimi jak domino, monety czy części lalek.

Bóstwa prekolumbijskie, meksykańscy zapaśnicy lucha libre, głowy Olmeków, słowiańskie duchy wody – wizualny wszechświat de la Torresa jest rozległy i panteistyczny. Mówią, że bracia swobodnie mieszają wysokie i niskie wartości, po części po to, by rzucić wyzwanie utrwalonym poglądom na temat piękna i „dobrego smaku”.

„Na studiach było dużo minimalizmu” – wspomina Einar, młodszy z rodzeństwa, podczas niedawnego wywiadu w ich studiu w Baja California w Meksyku. „Myśleliśmy: jak do cholery uda nam się w ogóle odnaleźć w świecie sztuki, który chce wszystko wydestylować do szpiku kości? Jesteśmy trochę odwrotnie. Chcieliśmy dodać więcej znaczenia.”

Dwie aktualne wystawy poszerzają horyzonty maksymalistycznej wizji braci. Retrospektywa objazdowa „Collidoskopu”, obejmująca 40 prac wykonanych w różnych mediach, będzie prezentowana do początku 2025 roku w Corning Museum of Glass w północnej części stanu Nowy Jork, gdzie bracia niedawno przebywali.

„Upward Mobility” w Muzeum Sztuki McNay do 15 września obejmuje w „Le Point de Bascule” pierwsze żyrandole – antropomorficzne obiekty z ludzkimi ramionami wymachującymi potłuczonymi butelkami po piwie, sygnalizując, że „masy są na zewnątrz z pochodniami” powiedział Einar.

W innej galerii dwie duże prace soczewkowe podkreślają ważne tematy wystawy – nadmierną konsumpcję i apokalipsę klimatyczną – czarnym humorem i kalejdoskopową żywiołowością. Pod koniec XX wieku zaczęli eksperymentować z drukiem soczewkowym, rewolucyjną techniką druku 3D, zafascynowana możliwością przechowywania wielu obrazów w jednej ramce. „Coatzilla”, soczewkowa grafika znajdująca się w Muzeum Sztuki McNay, którą bracia porównują do plakatu filmu o potworach, przedstawia aztecką boginię matkę ziemię, Coatlicue, jako dwugłową istotę przypominającą Godzillę. Kroczy przez szybko rozpadające się centrum Meksyku, „zrzędliwa” – wyjaśnił Einar, ponieważ ludzkość spustoszyła świat, który stworzyła.

Warto przeczytać!  49-latek przez 22 lata był barmanem, teraz jest świadomym pijącym

W „Miclantiputinie”, kolejnym soczewkowym obrazie, rosyjski prezydent Władimir Putin zostaje stopiony z azteckim bogiem podziemi o latarniowej szczęce, Mictlantecuhtli. Z klatki piersiowej hybrydowego potwora wytryskają wstęgi zakorkowanych autostrad, a jego palce to międzykontynentalne rakiety. W małej, czarnej skrzynce galerii, w której wiszą plakaty, projektor wyświetla na podłodze nagrania ruchu ulicznego z Paseo de la Reforma w Meksyku, zachęcając odwiedzających do odgrywania własnej potwornej zagłady w stolicy poprzez tupanie po podłodze – komentarz na potwornym pragnieniu ludzkości zmierzającym do zniszczenia. Bracia de la Torre odkrywają możliwości narracyjne soczewki – często odrzucane jako przedmiot do gry w karty i migoczące karty modlitewne – oraz jej hipnotyzujące właściwości.

„Niezliczona ilość osób, które są artystami, i nie tylko artystami zajmującymi się szkłem, mówiła mi, że bracia wywarli znaczący wpływ na ich praktykę artystyczną po tym, jak zobaczyli, jak demonstrują lub nauczają w różnych miejscach na świecie” – powiedziała Tami Landis, kuratorka powojennego i współczesnego szkła w Corning Museum of Glass.

Niedawno bracia, we współpracy z wewnętrznymi artystami zajmującymi się szkłem w Corning, wyprodukowali dziesiątki nowych kawałków szkła do instalacji przypominającej mandalę zamówionej przez muzeum. Niezatytułowane jeszcze, ukończone dzieło, które zostanie tam zaprezentowane w listopadzie, „będzie miało duży wpływ na galerie muzeum” – powiedział Landis.

„Pchają nie tylko medium, jakim jest szkło, ale także samą rzeźbę” – dodał Landis. „Popychają ten pomysł, myśląc w kategoriach wielowarstwowości, czego zdecydowanie nie widywano tak często w dziedzinie szkła na początku lat 80. i 90.”.

Urodzeni przez meksykańskiego ojca i duńsko-meksykańską matkę na początku lat 60. w Guadalajarze w zachodnim Meksyku bracia de la Torre uczęszczali do Colegio Cervantes, rzymskokatolickiej szkoły dla chłopców, gdzie pamiętają, jak oglądali Godzillę. Einar, lat 60, jest bardziej gadatliwy; Jamex, 64 lata, uprzejmy, niewzruszony starszy brat. Ich ojciec był utalentowanym, ale kłopotliwym architektem, „niezwykle czarującym dla przyjaciół i współpracowników”, ale „potwornym” dla swojej rodziny, kiedy pił, – wspomina Jamex. W 1972 roku, gdy on miał 12 lat, a Einar 8, ich rodzice się rozstali, a matka zabrała chłopców do dalszej rodziny w południowej Kalifornii.

Warto przeczytać!  Córka Kim Kardashian, North, pomaga swojemu młodszemu rodzeństwu Chicago i Psalm robić koktajle mleczne

Szok kulturowy był żywy, ale także „cudowny” – stwierdził Jamex. Ich matka była tłumaczką przysięgłą, słowniczką z darem do limeryków. Odziedziczyli po niej zamiłowanie do gier słownych (widoczne w tytułach braci, często zawierających kontaminacje lub hiszpańskie kalambury) oraz poczucie płynności kulturowej, uprzywilejowujące ich wglądem z zewnątrz w kulturę meksykańską i amerykańską.

Oboje studiowali dmuchanie szkła na California State University w Long Beach, zakochując się w plastyczności i bezpośredniości tego medium oraz intensywnym duchu współpracy, jakiego wymaga od artystów zajmujących się szkłem praca w „gorącym sklepie”. Znaleźli mentora w pracowni artysty szkła Thermana Statoma, ucząc się od niego zawodu artysty – najdrobniejszych szczegółów prowadzenia studia i łączenia publicznych projektów artystycznych. Na początku rozwinęli agnostyczny pogląd na etykiety, nie zajmując się nimi ani nie odrzucając ich. „Jako młody artysta zastanawiasz się: czy zajmujesz się rzemiosłem? Czy jesteś artystą konceptualnym? Czy jesteś Meksykaninem? Czy jesteś Amerykaninem? Chicano? powiedział Einar. „W pewnym momencie zrozumieliśmy, że im mniej się tym będziemy martwić, tym lepiej”.

Przed przejściem na pełnoetatową działalność artystyczną bracia przez ponad dekadę prowadzili małą firmę zajmującą się produkcją szkła w Los Angeles, tworząc przedmioty na zamówienie dla muzeów i sklepów z kryształami. Pierwszą indywidualną wystawę zarezerwowali w 1994 r., czyli 30 lat temu w tym roku, w Galería de la Raza w San Francisco. W 1995 roku wydarzyło się coś nie do pomyślenia, kiedy ich indywidualna wystawa w przestrzeni artystycznej MACLA w San Jose, poświęcona kulturze latynoskiej i Chicano, została zdewastowana. Ich dwuletnia praca została rozbita na kawałki. Prawie trzydzieści lat później wspominają ten dzień z surrealistycznymi szczegółami, łącznie z sierżantem policji, który zapłakał, gdy zobaczył błyszczące gruzy po ich zniszczonej pracy.

Od lat 90. bracia mieszkają i pracują po obu stronach granicy amerykańsko-meksykańskiej, podróżując raz lub dwa razy w tygodniu między San Diego a swoją „bazą macierzystą”, małym ranczem przylegającym do głównej autostrady w El Valle de Guadalupe w Baja. Pamiętają El Valle, zanim stało się znane jako meksykański kraj wina, zanim pojawiło się mnóstwo modnych restauracji, wynajmowanych domków w kształcie beczek z winem i namiotów glampingowych, teraz na stałe rozwieszonych na zboczach wzgórz.

Warto przeczytać!  Logic rozpoczyna nowy rok, ogłaszając, że wraz z żoną spodziewają się drugiego dziecka

Latem główna droga jest tak zakorkowana przez ruch turystyczny, że trudno jest opuścić ranczo – powiedział mi Einar podczas zwiedzania posiadłości. Późną wiosną, u progu pracowitego sezonu, na autostradzie jest stosunkowo spokojnie, a kręte ścieżki rancza usiane są dziko kwitnącymi karczochami. Bracia przygotowują się w swoim studiu do nadchodzącej rezydentury. Podróżują przez cały rok, ciesząc się dużym zainteresowaniem jako artyści odwiedzający w najlepszych programach poświęconych sztuce szkła, takich jak Pilchuck w stanie Waszyngton. Ich studio jest przestronne i pełne światła, z czerwoną cegłą, szklanymi ścianami i sufitami katedralnymi zaprojektowanymi tak, aby otaczać wspaniały, rozłożysty dąb posiadłości.

Wózki rolkowe wypełnione są farbą w sprayu i klejami. Półki przemysłowe zapełnione są dziesiątkami plastikowych pojemników, dziwacznym, stale powiększającym się archiwum kultury materialnej: części lalek, ceramiczne statuetki, plastikowe owady. Einar często bywa na pchlim targu w południowym San Diego, szukając „starannie wybranych” przedmiotów (opis, który woli od „przedmiotów znalezionych”). Bombki są w ich pracy tak samo ważne, jak każda drobno kuta tafla szkła.

W rozmowach oscylują między różnymi tematami – ponurym stanem finansowania sztuki w Meksyku, rozpadającą się zaporą między światem sztuki a rzemiosłem, jaką świetną zabawą byłoby pewnego dnia zorganizować wystawę w Muzeum Wiktorii i Alberta w Londynie . Bracia nie tyle kończą nawzajem zdania, ile mówią stenograficznie. Łatwość dawania i brania między nimi jest niezwykła i szybko staje się jasne, dlaczego jeden z byłych studentów określił je kiedyś jako „maszyny pomysłów”.

„Buntują się bardzo bojowo przeciwko idei samotnego artysty, który maluje sam, samotny i wyobcowany na strychu lub w pracowni” – powiedział mi producent i reżyser Isaac Artenstein. „Oni są po prostu przeciwieństwem.” Artenstein pracuje nad filmem dokumentalnym o rodzeństwie zatytułowanym „Bracia De la Torre: artyści na linii”.

Niedawno spędził popołudnie, kręcąc je w Art-Hell, studiu dmuchania szkła w Bread & Salt, centrum sztuki w dzielnicy Barrio Logan w San Diego, gdzie bracia prowadzą studio satelitarne. „Naprawdę nie znam innych takich artystów w USA” – powiedział Artenstein. „Poziom wykonywanej pracy, złożoność i poczucie humoru”.

„To przytłaczające, ale w cudowny sposób”.


Źródło