Wiosną tenisistka z Raszyna zapowiadała w Stuttgarcie, że będzie z nią startować do momentu, dopóki sytuacja się nie poprawi. Jeśli interpretować rzeczywistość na podstawie tamtych słów, uległa ona – co cieszy – znaczącej zmianie na plus. Możemy brać też pod uwagę inne opcje. Choćby taką, że liderka rankingu skorygowała swe poglądy. Albo taką, że nie skorygowała, a ktoś z boku zasugerował, by wstążeczkę odpiąć. Być może Świątek w swym sumieniu uznała jednak tak: przekazałam, po której jestem stronie, myślę to, co myślę, ale eksponowanie symbolu w przestrzeni publicznej nie ma dalej sensu. Wskazywałam drogę, lecz na żadne rozstrzygnięcia nie mam przecież wpływu. To są już kompetencje innych…
Tata Igi podkreślał latem, że każdy ma prawo do wyrażania opinii. W pełni się z nim zgadzam, dlatego warto byłoby moim zdaniem wyjaśnić swoje stanowisko. Tak by motyw usunięcia wstążeczki można było lepiej odczytać i zrozumieć. Jakaś klamra by tutaj pomogła.
***
Sam, choć w stu procentach jestem przeciwko przemocy i agresji, patrzę na świat przez moje serce, mój rozum i moje wartości. Przez jednostkę, a nie politykę. Zdarza mi się docierać w miejsca, w które zawodowy tenis nigdy nie dojedzie. I nikt mnie nie zmusi, bym jakikolwiek naród czy społeczeństwo oceniał w kontekście odpowiedzialności zbiorowej. Wszędzie, i w demokracjach, i tam, gdzie wolności jest znacznie mniej, są ludzie dobrzy i źli. Na tych z drugiej grupy oczywiście nigdy nie chciałbym trafiać. Zdaję sobie sprawę, że „odpowiednio” pokierowani przez osoby trzymające klucze i pociągające za sznurki mogą doprowadzić do tragedii i strasznych nieszczęść. Ale to nie pozwala mi dojść do wniosku, by sportowca, jeśli zachowuje się neutralnie (kluby czy reprezentacje to odrębna kwestia), dyskryminować za obywatelstwo czy miejsce urodzenia. Uważam, że akurat na kortach sięgnięto po odpowiedzialne rozwiązanie. Nawet Wimbledon, choć przez chwilę był „jastrzębi”, dostosował się do innych. Przywrócono już też – w formule bez flagi – możliwość uczestnictwa w igrzyskach niepełnosprawnym zawodnikom z Rosji i Białorusi.
Życie to zwykle sztuka kompromisu. Nasze spojrzenie jest różne od optyki Azji, Afryki czy Ameryki Łacińskiej. Stąd np. decyzja Międzynarodowego Komitetu Paraolimpijskiego. Zresztą jak należałoby teraz spojrzeć na łzy Ons Jabeur, która podczas WTA Finals duszą i ciałem była z Palestyńczykami, też przecież bardzo strasznie cierpiącymi? Ona de facto apelowała właśnie o ten kierunek. O te same standardy, wspólny mianownik i oceny wyrażane z podobnej perspektywy. A nie na zasadzie, że na „tę” część grzechów patrzy się tak, na „tamtą” zupełnie inaczej. Według organizacji Save the Children od 7 października w Strefie Gazy życie straciło więcej dzieci, niż ginęło każdego roku we wszystkich miejscach działań zbrojnych na przestrzeni ostatnich czterech lat!
Zachęcających do refleksji chwil związanych z tenisem ostatnio mamy więcej. W tym tygodniu dowiedzieliśmy się, że w lipcu nie odbędzie się trzecia edycja turnieju BNP Paribas Warsaw Open. Poinformowano o tym w krótkim, dość enigmatycznym komunikacie. Decyzję o zakończeniu projektu podjęto na podstawie analizy w obszarach sportowym, infrastrukturalnym i biznesowym, a także biorąc pod uwagę kalendarz na kolejne dwa lata, na które miała jeszcze obowiązywać licencja. Współorganizujący zawody Tomasz Świątek cieszył się, że dzięki popularności córki Polacy mogli zasmakować tenisa na wysokim poziomie. To prawda, choć znamy też przecież historię. Istniał Warsaw Cup by Heros, potem J&S Cup czy Polsat Warsaw Open. Na wybrzeżu swoje imprezy firmował Prokom, a w Katowicach mieliśmy halową imprezę w Spodku. Żadna nie przetrwała, co też mówi pośrednio o kondycji polskiego tenisa i sile naszej gospodarki. Bo wiadomo, że tour z niej żyje i bez dużych sponsorów nie ma szans funkcjonować. Turnieje z serii 500 i wyższych, czyli te rozgrywane w najlepszej obsadzie i w teorii najbardziej dochodowe, nie potrafią się od dawna zbliżyć do Polski. Również w epoce panowania Igi.
***
Coś się więc kończy, coś się zaczyna. Na Legii po WTA pozostał kort centralny z nową nawierzchnią hard i nową ceną na zimę – 380 złotych w „godzinach szczytu”. Trudno powiedzieć, że stał się bardziej dostępny. Raczej odwrotnie – przez te drzwi coraz trudniej się przecisnąć. Chciałbym też, byśmy wszyscy (o to tak naprawdę prosiła Jabeur) przestali stosować kalkulator odległości. Na zasadzie: jeśli coś dzieje się bliżej domu, to jest ważne. A jeśli już trochę dalej, to ma mniejsze znaczenie. W ten sposób lepszego świata na pewno nie zbudujemy.