Filmy

Czy to jak dotąd najlepszy film 2024 roku?

  • 22 marca, 2024
  • 8 min read
Czy to jak dotąd najlepszy film 2024 roku?


Jeździj bez końca przez mglisty, pozbawiony słońca Bukareszt, aby wyszukać potencjalnych tematów rozmów kwalifikacyjnych do korporacyjnego filmu, przepracowana i słabo opłacana asystentka produkcji Angela (Ilinca Manolache) zmaga się z ruchem ulicznym, budownictwem i ciężarem własnych powiek. Ironia faktu, że ryzykuje życie i zdrowie, aby pomóc w produkcji PSA w celu zapewnienia bezpieczeństwa w miejscu pracy, nie umknęła naszej bohaterce, podobnie jak fakt, że jej zwierzchnicy są naprawdę zainteresowani jedynie zachowaniem ostrożności, jeśli chodzi o zakrywanie tyłków (oni ponowne oferowanie ofiarom niezbyt subtelnych pieniędzy w zamian za udział w filmach). Gorąca nienawiść Angeli do jej pochłaniającego czas i pochłaniającego paliwo występu jest namacalna, ale można ją także wysublimować pod ciągłymi, uderzającymi falami nudy. Ma blond włosy i jest posągowa, w błyszczącej, cekinowej koszulce. Jest nieprawdopodobnym i niezatartym ucieleśnieniem wyalienowanej siły roboczej.

Aby wyładować atmosferę (a może po prostu nie zasnąć), Angela przerywa swoje obowiązki, nagrywając skandalicznie wulgarne filmy, w których występuje jako „Bobita” – rasistowskie, seksistowskie i ksenofobiczne alter ego zwracające się do „narodu dziwek i alfonsów”. „Tu mnie martwego nie złapiecie” – wrona Bobita, wizualnie i retorycznie wzorowana na Andrew Tate’ie, osławionym kickboxerze, który stał się gwiazdą mediów społecznościowych, który niedawno przebywał w areszcie domowym w Rumunii pod zarzutem handlu ludźmi i gwałtu. Sceny z Angelą są kręcone w czerni i bieli na ziarnistym celuloidzie 16 mm, ale kiedy zmienia się w Bobitę, format zostaje zmieniony na wideo z telefonu komórkowego, z twarzą Tate nałożoną cyfrowo na jej własną. Rezultatem jest cudownie wielowarstwowy knebel, który przedstawia Bobitę jako niewyraźną, androgyniczną uchodźczynię z niesamowitej doliny, jednocześnie hipermacho i dziwnie zalotną. Tate, który wzbogacił się na swoim oszustwie jako król toksycznej męskości, nie byłby rozbawiony.

Być może tylko on: Bobita to komiczne dzieło roku, wypuszczający ze śledziony grecki chór we współczesnej odysei przez popadającą w ruinę europejską metropolię. Jak sugeruje jego tytuł, Nie oczekuj zbyt wiele od końca świata ma wyraźnie apokaliptyczny klimat; podczas gdy niektóre filmy przywołują dystopię za pomocą efektów specjalnych, scenarzysta i reżyser Radu Jude po prostu skupia swój obiektyw na życiu codziennym, załamanym przez multimedialne pryzmaty, które zniekształcają je jak lustro w wesołym miasteczku. W tym zdegradowanym czasie teraźniejszym każdy – nawet taki artysta szokujący jak Bobita – może stać się niesławny przez 15 sekund. Parafrazując autora „The Hollow Men”, tak właśnie kończy się świat: nie hukiem, ale TikTokiem.

Gdy Nie oczekuj zbyt wiele od końca świata którego premiera odbyła się jesienią ubiegłego roku na różnych międzynarodowych festiwalach filmowych – w tym w Locarno, Toronto i Nowym Jorku – wywarła piorunujące wrażenie. Wyobraź sobie brudną bombę wysadzającą dziurę w całej otaczającej ją surowości domów artystycznych. Cechą charakterystyczną Jude’a jest ostrość przypominająca odłamki: w popkulturowym momencie, który coraz częściej określa się mianem prowokacji politycznej, zdecydowanie błędna wrażliwość urodzonego w Bukareszcie reżysera stawia go w awangardzie współczesnych twórców z najwyższej półki. Po tym, jak zaciął sobie zęby jako asystent reżysera przy wstrząsającej, mrocznej komedii swojego rodaka Cristi Puiu Śmierć pana Lazarescu (2005) – film powszechnie uznawany za zapoczątkowujący wpływowy ruch znany jako Nowe Kino Rumuńskie – Jude zadebiutował jako reżyser filmem fabularnym Najszczęśliwsza dziewczyna na świecie (2009), łagodna, ale dosadna komedia, której nastoletni bohater zostaje wytypowany do roli w reklamie samochodowej, a potem otrzymuje surową lekcję o realiach, w których trudno się sprzedaje. Temat zakulisowej satyry był kontynuowany w superbie z 2018 roku Nie obchodzi mnie, czy przejdziemy do historii jako barbarzyńcy, w którym młoda reżyserka teatralna próbuje dramatyzować mroczny rozdział w historii Rumunii, ale spotyka ją groźba cenzury rządowej. Jej zmagania z projektem – i towarzyszące mu pytania dotyczące etycznego przedstawienia przemocy i ludobójstwa – stanowią podstawę filmu, który zarówno celebruje, jak i obala impuls do ponownego tworzenia przeszłości.

W 2021 roku Jude trafił na pierwsze strony gazet na całym świecie – i zdobył Złotego Niedźwiedzia na Festiwalu Filmowym w Berlinie – za komedię kamikadze Pechowe walenie lub zwariowane porno, szalony, satyryczny tour de force, w którym nauczycielka historii staje się lokalnym pariasem po umieszczeniu domowej roboty sekstaśmy na stronie internetowej z oceną X. Starannie podzielony na trzy części, które coraz bardziej odchodzą od prostej narracji – obejmujące rozbudowane, stylizowane dygresje na terytorium Godardowskiego eseju-filmu oraz dokumentalne przerywniki przedstawiające pracę i zabawę w cieniu pandemii –Pech jest szybki, konfrontacyjny i świadomie wstrętny; zdjęcie księdza w masce z napisem „Nie mogę oddychać” ośmiela się zostać zdekonstruowane. Takie semiotyczne bełkoty działają jak kocimiętka dla krytyków chcących namaścić autorów z awangardy, ale w przeciwieństwie do, powiedzmy, Yorgosa Lanthimosa – którego Biedactwa ostatecznie schlebia swoim widzom pod pozorem działalności wywrotowej – można odnieść wrażenie, że Jude’a nie obchodziły wyścigi o nagrody ani nawet dobre recenzje. W najzabawniejszej sekwencji filmu Angela rozbija plan zdjęciowy thrillera science-fiction reżyserowanego przez nikogo innego jak Uwe Bolla, który wrzeszczy, jak dosłownie wchodzi na ring z krytykami, którzy oglądają jego filmy i spuszczają im siano. „Przyszli, a ja ich rozwaliłem” – mówi kulogłowy reżyser Sam w ciemności I KrewRayne. „Taka jest historia kina” – odpowiada Angela.

Dość powiedzieć, że Jude zna się na historii kina i Nie oczekuj zbyt wiele od końca świata został starannie opatrzony adnotacjami dla kinomanów poprzez serię przemyślanych, ale rozproszonych hołdów, od domu artystycznego po zbieranie śmieci. Styl Jude’a polega na ciągłym odrzucaniu obrazów, pomysłów i fraszek, dopóki nie wzbudzą one żadnego znaczenia lub nie staną się zbędne – jest to styl rzucania wszystkim o ścianę, który można nazwać gównianym postmodernizmem. Dialogi są usiane aluzjami do spraw bieżących, w tym do wojny na Ukrainie, jednak dwa najważniejsze punkty odniesienia scenariusza zasypują przepaść pomiędzy przeszłością a teraźniejszością oraz Starym i Nowym Światem. Po pierwsze, przygody Angeli za kierownicą bezpośrednio nawiązują do filmu rumuńskiego reżysera Luciana Bratu z 1981 roku Angela idzie dalej, o taksówkarce przemierzającej Bukareszt. Film, choć bynajmniej nie sławny, jest kluczowym audiowizualnym artefaktem reżimu Nicolae Ceausescu i w natchnionym akcie solidarności Jude montuje materiał z filmu Bratu na swój własny, rysując wyraźne podobieństwa między obrazami kraju uginającego się pod dyktaturą i rzekomo wyzwolony przez demokrację. Czterdzieści lat temu film Bratu wprawił w osłupienie krajowych cenzorów, osadzając swoją krytykę w zwodniczo banalnym stylu życia, z tytułowym taksówkarzem w roli pasywnego przewodnika, przemierzającego po cichu sceny powszechnej biedy. Po drugiej stronie tysiąclecia Jude skłania się ku idei Angeli 2.0 jako retorycznej mieszance gówna, należycie inwentaryzującej niesprawiedliwości na każdym skrzyżowaniu, a także zastępczyni reżysera. „Satyruję karykaturą” – oznajmia w pewnym momencie, skutecznie instruując widza, jak go oglądać.

Innym światłem przewodnim Jude jest ten, który będzie bardziej znany zachodnim widzom: swobodny Bob Dylan. Przełomowy teledysk Dylana do utworu „Subterranean Homesick Blues” – w którym w milczeniu przegląda serię kart zawierających jego zagadkowy, poetycki tekst – staje się ważnym motywem drugiej połowy filmu, w tym także w niezwykłym, 30-minutowym, pojedynczym ujęciu sekwencja, która jest prawdopodobnie najlepszą sceną tego roku jak dotąd. To niezwykle choreograficzne i statyczne ujęcie nie tylko stanowi punkt kulminacyjny pracy Angeli, ale także stanowi element metatekstualnej wersji tej postaci w wersji Bratu – obecnie seniorki, granej przez oryginalną aktorkę, Dorinę Lazar. zamach stanu. Po dwóch godzinach nieustannej dygresji i pędu kamera Jude zatrzymuje się na „zwycięzcy” poszukiwań Angeli – osobie na wózku inwalidzkim, która niedawno wybudziła się ze śpiączki – i przedstawia z rozdzierającymi szczegółami jego udział w spektakularnie nieszczerej akcji PSA, mającej na celu rozgrzeszenie jej producentów całą odpowiedzialność za jego stan. Przez chwilę, która wydaje się krótką wiecznością, zeznania mężczyzny na temat natury jego wypadku są radośnie krytykowane, poprawiane, a ostatecznie całkowicie wyciszane; pod przykrywką korporacyjnej grzeczności złamany człowiek zostaje zredukowany do manekina brzuchomówcy, a następnie dosłownego zastępczego – absurdalnego sobowtóra Dylana, tyle że jego karty są puste i czekają, aż ktoś je poprawi pocztą. „Nie martwcie się, napiszemy to, co obiecaliśmy” – kłamie przez zęby jeden z filmowców. Nie żeby ktokolwiek na planie mu wierzył. Jak powiedział sam człowiek, nie trzeba meteorologa, żeby wiedzieć, w którą stronę wieje wiatr; przy braku świeżego powietrza, genialnie żrący film Jude zaprasza nas do wdychania toksycznych gazów.


Źródło

Warto przeczytać!  Post Jamesa Gunna „OG „S” Shield” wywołał burzę w mediach społecznościowych