„Czy wszystko w porządku?” recenzja: Słodka komedia o przyjaźni z Dakotą Johnson w roli głównej
Zaczynamy – czemu nie? – z wegetariańskim burgerem.
Lucy (Dakota Johnson) i Jane (Sonoya Mizuno), trzydziestokilkuletnie przyjaciółki, są ze sobą tak blisko od tak dawna, że kiedy spotykają się w restauracji, Jane może po prostu wyrecytować zwykłe zamówienie Lucy: wegetariański burger i frytki ze słodkich ziemniaków.
A kiedy, późno w „Czy wszystko w porządku?”, Lucy robi się niegrzeczna i zamawia omlet z pomidorami i szpinakiem. Na twarzy Jane pojawia się subtelny ból. Wydaje się to głupie — to był tylko wegetariański burger — ale dla Jane oznacza to coś znajomego i pocieszającego, czego już nie ma.
Debiut reżyserski Tiga Notaro i Stephanie Allynne zawiera równie słodkie i subtelne akcenty — akcenty, które wypadają znacznie lepiej niż okazjonalne próby szerokiego humoru, które sprawiają wrażenie wymuszonych lub przynajmniej przypominają inny film (na przykład dialogi podane do szefa Jane, granego przez Seana Hayesa).
I oczywiście jest też sama Johnson, na której kamera skupia uwagę przez cały czas, i nie bez powodu: jej niezmiennie zwycięska autentyczność, widoczna w kolejnych filmach, nawet wtedy, gdy otaczający ją materiał wydaje się cienki.
Historia tutaj jest prosta i szczera. To opowieść o coming outu, ale z tą różnicą, że osoba ujawniająca się ma 32 lata, czyli dekadę (lub nawet dwie) później niż w większości opowiadań, które widzimy.
Ta konkretna historia dotyczy scenarzystki filmu, Lauren Pomerantz, która wyszła na światło dzienne w wieku 34 lat. Jej bliskość z wydarzeniami jest widoczna w kilku zaskakująco przejmujących momentach – na przykład w bólu, jaki odczuwa Lucy, gdy heteroseksualna kobieta bawi się jej emocjami (i więcej). To jeden z najbardziej poruszających fragmentów filmu.
Po początkowym montażu, który ustanawia kobiecą przyjaźń u podstaw filmu, zaczynamy we wspomnianej restauracji, gdzie Jane mówi Lucy (przy wspomnianym wegetariańskim burgerze), że naprawdę musi się spotkać z pewnym uroczym kolegą, który najwyraźniej lubi ona: „Po prostu to zrób” – mówi. Lucy nie potrafi wyjaśnić, dlaczego nie chce.
Tymczasem Jane, bardziej zaawansowaną zawodowo z tej dwójki, czeka poważna zmiana w życiu. Szef oferuje jej szansę opuszczenia Los Angeles i założenia biura w Londynie. Poza tym pojawia się jej bardzo miły chłopak (Jermaine Fowler, który nie ma wystarczająco dużo czasu, aby pracować z nim przez większą część filmu). Ale dla Lucy ta wiadomość jest druzgocąca – co widać po nieprzekonującym sposobie, w jaki powtarza „Wspaniale!” kiedy Jane mówi jej to pewnego wieczoru przy drinku.
Po dużej ilości tequili obaj przyjaciele płaczą razem, tak jak to robią bliscy przyjaciele (przynajmniej w filmach) w łazience podczas sikania, a potem podczas nocnej imprezy. Tam Lucy w końcu mówi Jane, że lubi dziewczyny.
Jane nie jest niczym, jeśli nie wspiera. W rzeczywistości, zawsze ambitna, mówi Lucy, że będzie „gwiazdą społeczności lesbijskiej”. I postanawia pomóc jej znaleźć kobietę, zaczynając od wycieczki do baru dla gejów. Jednak to Jane całuje kobietę na parkiecie. Lucy ucieka zawstydzona.
Ale w spa, w którym Lucy jest recepcjonistką, jest zmysłowa masażystka (Kiersey Clemons). Brittany flirtuje jak szalona z Lucy, która w końcu zdobywa się na odwagę, by odpowiedzieć. Wyciąga Lucy ze swojej skorupy, ale ostatecznie przynosi to przygnębiające skutki. A Lucy pokłóciła się teraz z Jane, zwykle pierwszą osobą, do której zadzwoniłaby ze złamanym sercem.
Ten film może opowiadać o parze przyjaciół, ale będąc świadkiem, jak niezwykle godny uwagi Johnson radzi sobie z niepewnością i smutkiem, to życie Lucy będzie ci najbardziej zależało. Przeszkoda w ostatniej chwili, która przeszkodziła Jane w dobrze ułożonych planach wyjazdu do Londynu, wydaje się nieco fałszywa – a może po prostu wydaje się wtrącona, jakby chciała powiedzieć: cóż, obie kobiety mają problemy.
W każdym razie to był dobry miesiąc dla komedii o kobiecych kumplach. Podczas gdy komedia Pameli Adlon „Babes” poszła na całość w stronę sprośności nieodłącznie związanej z porodem, „Czy ze mną wszystko w porządku?” stawia na słodszy, uduchowiony klimat. Dobrze jest, że kończymy tam, gdzie zaczęliśmy – z powrotem przy stole w jadalni, mieszając różne rzeczy. Ostateczne przesłanie może być proste, ale jest pocieszające: przyjaźnie mogą się zmieniać, ale nadal mogą się przystosować, wytrzymać i przetrwać.
Nawet wtedy, gdy wegetariański burger ustępuje omletowi.
Film „Am I OK?”, wydany przez Warner Bros, otrzymał od stowarzyszenia Motion Picture Association ocenę R „ze względu na język, odniesienia do seksu i zażywanie narkotyków”. Czas trwania: 86 minut. Dwie i pół gwiazdki na cztery.