Rozrywka

Czy zjazd Oasis będzie sukcesem? Zdecydowanie. Czy będzie warto? Być może | Oasis

  • 26 sierpnia, 2024
  • 5 min read
Czy zjazd Oasis będzie sukcesem? Zdecydowanie. Czy będzie warto? Być może | Oasis


I nie mógłbym być bardziej dwuznaczny w kwestii reformy Oasis, ponieważ jestem agnostykiem Oasis. Nie jestem ani zagorzałym fanem: typem „małpy w parku” z włosami Wellera i butami Wallabee, jak to ujął Noel Gallagher, dla którego artykułem wiary jest to, że byli największym zespołem swojej ery i że brytyjska muzyka rockowa nigdy nie widziała niczego równie ekscytującego od tamtej pory. Nie jestem też typem nieubłaganego sceptyka, który powie ci, najwyraźniej całkiem poważnie, że ich wrodzony konserwatyzm muzyczny i upodobanie do Union Jacka w jakiś sposób zapowiadały Brexit. Myślę, że pierwsze dwa albumy Oasis oraz towarzyszące im single i strony B były fantastyczne. Rzeczywiście, jeśli już, to myślę, że ich debiut Definitely Maybe brzmi teraz mocniej niż w 1994 roku.

Wtedy wydawało się to natłokiem szyderczych wokali, zniekształconych gitar, które były w równym stopniu Slade i Sex Pistols z czasów Never Mind the Bollocks i melodii, które wydawały się niezaprzeczalne i od razu znajome, czasami dlatego, że faktycznie już je znałeś. Teraz uważam to za dziwnie poruszające. Koktajl dziwnie melancholijnych tekstów i melodii oraz kipiąca, ledwo powstrzymywana frustracja i agresja w ich wykonaniu brzmią jak idealne przywołanie pragnienia ucieczki, czegoś lepszego niż okoliczności, w których znajdują się narratorzy piosenek, podkopane przez niepewność: brzmią jak piosenki o głośno wyrażanych wielkich planach snutych przez ludzi niepewnych, czy mają środki, aby je zrealizować. Podejrzewam również, że pewna nostalgia wzmocniła mój pogląd na epicki finał Champagne Supernova z (What’s the Story) Morning Glory? Prawie 30 lat później brzmi to jak odpowiednik lat 90. serii piosenek celebrujących i elegijnych, które dokumentowały schyłek ery glam rocka – Saturday Gigs Mott The Hoople, Teenage Dream T Rex, How Does It Feel Slade’a – co wydaje się dość wzniosłym towarzystwem.

Warto przeczytać!  Dakota Johnson otwarcie opowiada o związku z dziećmi Chrisa Martina i Gwyneth Paltrow

Ale oczywiście Definitely Maybe i (What’s the Story) Morning Glory? to tylko część opowieści. Jeśli nikt nigdy nie nazwałby tego albumem świetnym, to w Be Here Now z 1997 roku można znaleźć pewną perwersyjną przyjemność – jego klaustrofobiczny, zaciśnięty szczękowo dźwięk dosłownie ucieleśnia ekscesy ery britpopu, które wymknęły się spod kontroli – ale później Oasis zwykle brzmieli rozdęci i zmęczeni, jakby walczyli o odnalezienie tego, co uczyniło ich wyjątkowymi na samym początku, zwykle bez powodzenia. Coś bardzo niepewnie iskrzyło – jak w The Hindu Times z 2002 roku lub Shock of the Lightning z 2008 roku – ale w większości przypadków twórczość Oasis przez resztę ich kariery była raczej beztroską mozolną pracą.

Rozważając ich ponowne spotkanie, warto również zauważyć, że byli bardzo zmienni na żywo. Czasami byli świetni, nawet niespodziewanie – długo po tym, jak ich nagraniowe osiągnięcia straciły impet, zagrali w Shepherd’s Bush Empire, aby uczcić swoją 10. rocznicę, i brzmieli niesamowicie, wojowniczo i warcząco, jakby użądleni krytyką, która zaczęła na nich spadać i zdeterminowani, aby udowodnić, że nadal potrafią przywołać wymaganą wojowniczość. A czasami byli przerażający. Jest pewna wartość komediowa w heroicznie wkurzonym występie Liama ​​Gallaghera na stadionie Wembley w lipcu 2000 roku – można go znaleźć na YouTube – chociaż można podejrzewać, że żart z czasem straciłby sens, gdybyś zapłacił za bilet. Ich telefoniczny występ w roli głównej na Glastonbury w 2004 roku był równie zniechęcający.

Warto przeczytać!  Craig Mazin ujawnia datę rozpoczęcia drugiego sezonu „Last of Us”.
pomiń promocję w newsletterze

Więc reunion może pójść w obie strony. Jego komercyjny sukces jest oczywiście zapewniony – wierni Oasis są naprawdę bardzo wierni, o czym świadczy fakt, że nawet ich najbardziej nijakie albumy sprzedały się w milionach egzemplarzy; ponadto tłumy na największych solowych koncertach Liama ​​sugerowały, że ich szeregi zostały wzmocnione przez publiczność, która nie pamiętała Oasis za pierwszym razem: ich statystyki streamingu sugerują, że ich muzyka, niemal wyjątkowo wśród ich rówieśników, dotarła do młodszych słuchaczy. Można podejrzewać, że jego artystyczny sukces zależy od tego, czy Gallagherowie uważają, że mają coś do udowodnienia 30 lat później, w erze, w której ich wpływ na obecny brytyjski pop wydaje się być zerowy. Albo czy podchodzą do tego cynicznie, jako do chwytu na kasę, w który zostali wciągnięci przez okoliczności – nie może być przypadkiem, że stosunek Noela do reform wydawał się łagodnieć po rozwodzie, który rzekomo kosztował go 20 milionów funtów – i to zostanie tak entuzjastycznie przyjęte, że to, jak brzmią, nie ma znaczenia. Z jednej strony jest to pewna rzecz, z drugiej jednak wiąże się z nią pewne poczucie niepewności: nie można być w stu procentach pewnym, co się wydarzy, i myślę, że to właśnie sprawia, że ​​warto to zobaczyć.


Źródło