Deportowani pracownicy przy bramie do Gazy oznaczają koniec rzadkiej wymiany z Izraelem
Szacuje się, że około 7 000 innych Gazańczyków utknęło poza enklawą, pozbawionych izraelskich pozwoleń na pracę i tymczasowo chronionych przez Palestyńczyków na okupowanym Zachodnim Brzegu, powiedział w sobotę Wael Abu Omar, funkcjonariusz graniczny w Gazie.
Deportacje oznaczają koniec tego, co było filarem wysiłków Izraela mających na celu utrzymanie pewnego rodzaju rynku zbytu z kontrolowaną przez Hamas Strefą Gazy, którą Izrael zablokował w 2007 r. po przejęciu kontroli przez grupę bojowników nad enklawą.
Przed wojną około 18 500 Palestyńczyków posiadało pozwolenia na pracę w Izraelu, co było upragnioną przepustką do wyjścia z miażdżącego bezrobocia w Gazie, pogłębionego przez rygorystyczne kontrole Izraela.
Nisko opłacani pracownicy z Gazy podjęli pracę w izraelskich gospodarstwach rolnych i na placach budowy, stając się jedną z niewielu platform wymiany osobistej i gospodarczej między obiema stronami. Ci, którzy przeszli w piątek, ponownie połączyli się ze swoimi rodzinami w enklawie palestyńskiej, gdzie w wyniku miesięcznych izraelskich bombardowań zginęło ponad 9400 osób. Gaza boryka się także z poważnymi niedoborami żywności, wody, energii elektrycznej i leków.
Według Associated Press zwrócono także ciało co najmniej jednego pracownika z Gazy, 61-letniego Mansoura Warsha Agha.
Izraelski koordynator działań rządu na terytoriach, który nadzoruje palestyńskich pracowników w Izraelu, biuro premiera i izraelskie wojsko, odmówiły komentarza.
Nie jest jasne, ilu pracowników z Gazy przebywało w Izraelu w momencie rozpoczęcia wojny. Jednak w ciągu kilku dni od szaleństw Hamasu w południowym Izraelu 7 października – podczas których bojownicy zabili ponad 1400 Izraelczyków i wzięli ponad 230 zakładników – władze izraelskie anulowały wszystkie pozwolenia na pracę i usunęły je z aplikacji telefonicznej, której Palestyńczycy z Gazy używali do udowodnienia swojego legalności na stojąco.
Na początku wojny władze izraelskie aresztowały tysiące Gazańczyków z miejsc pracy i tymczasowych domów i wysłały ich do więzień wojskowych Anatot i Ofer na Zachodnim Brzegu. Z ich relacji wynika, że wielu z nich zawiązano oczy, przesłuchiwano, bito i wielokrotnie pozostawiano bez jedzenia i wody.
Jeden z mężczyzn powiedział, że był przetrzymywany w więzieniu Ofer przez 24 dni. „Mocno związali nam ręce i nogi” – powiedział, wypowiadając się pod warunkiem zachowania anonimowości w celu ochrony swojej prywatności. „Nie spaliśmy dzień i noc”.
Inny zatrzymany, Feras Nasr, powiedział agencji Reuters, że pierwszego dnia wojny został aresztowany w Nazarecie i osadzony w więzieniu, po czym został przeniesiony do więzienia Ofer na Zachodnim Brzegu, gdzie był przetrzymywany przez 20 dni i nie mógł wykonywać żadnych telefonów ani się z nim kontaktować. jego rodzina. „Byliśmy poniżani i bici, każdego dnia nas bili i każdego dnia torturowali” – powiedział. „Do tej chwili nie wiemy, czy z naszymi rodzinami wszystko w porządku. Nie mam pojęcia, czy moje dzieci żyją, czy nie”.
Izraelski rząd podjął w czwartek decyzję o powrocie pracowników do Gazy. „Izrael zrywa wszelkie kontakty ze Strefą Gazy” – oznajmiło w oświadczeniu biuro izraelskiego premiera Benjamina Netanjahu. „Nie będzie już palestyńskich pracowników ze Strefy Gazy, a robotnicy, którzy byli w Izraelu, kiedy wybuchła wojna, zostaną zawróceni do Gazy”.
Izraelska grupa praw Gisha stwierdziła w piątkowym oświadczeniu, że zatrzymani zostali „odcięci od świata i pozbawieni dostępu do reprezentacji prawnej, pozbawieni prawa do rzetelnego procesu”. Gisha była jedną z sześciu organizacji praw człowieka, które zwróciły się do izraelskiego Sądu Najwyższego z prośbą o uwolnienie osób bezprawnie przetrzymywanych na Zachodnim Brzegu.
Tysiące innych Gazańczyków szukało schronienia w palestyńskich częściach okupowanego przez Izrael Zachodniego Brzegu, gdzie pozostają bez informacji o tym, kiedy będą mogli wrócić do swoich rodzin.
Adly Saleem, pracownik budowlany i ojciec siedmiorga dzieci, powiedział w sobotę telefonicznie z Jerycha, że nadal desperacko pragnie wrócić do żony, dzieci i rodziców. Powiedział, że kuzyn, jego żona i dzieci zginęli już w nalocie, gdy szukali jedzenia i wody w Deir el Belah w środkowej Gazie.
Przez ostatnie trzy tygodnie Saleem przebywał wraz z około 450 innymi Gazańczykami w Jerychu w dużym ośrodku szkoleniowym policji prowadzonym przez partię polityczną Fatah, rywala Hamasu przewodzącego Autonomii Palestyńskiej na Zachodnim Brzegu. Zastępca burmistrza miasta Yusra Sweiti powiedziała, że w Jerycho pod opieką Autonomii Palestyńskiej znajdowało się około 1500 pracowników ze Strefy Gazy.
„Każdego dnia słyszą, że ich rodziny są zabijane i atakowane” – powiedziała.
Salem powiedział dziennikowi The Washington Post, że został pobity do nieprzytomności przez policję, gdy był przetrzymywany w następstwie ataku Hamasu. Później został zwolniony i uciekł na Zachodni Brzeg. W piątek w końcu nawiązał kontakt ze swoimi dwoma braćmi, którzy ponownie znaleźli się w Gazie wśród deportowanych. Wymienili pozdrowienia, powiedział, po czym linia telefoniczna została wyłączona.