Dlaczego wzrost skrajnej prawicy w wyborach europejskich może być znakiem dla Trumpa?
![Dlaczego wzrost skrajnej prawicy w wyborach europejskich może być znakiem dla Trumpa?](https://oen.pl/wp-content/uploads/2024/06/gettyimages-2156821290-770x450.jpg)
Brandon Bell/Getty Images
Były prezydent Donald Trump przemawia podczas wiecu wyborczego w Las Vegas w stanie Nevada, 9 czerwca.
CNN
—
W czerwcu 2016 r. Wielka Brytania głosowała za opuszczeniem Unii Europejskiej w wyniku populistycznego buntu, który był zapowiedzią szokującego zwycięstwa Donalda Trumpa w wyborach z zewnątrz kilka miesięcy później.
Teraz, w czerwcu 2024 r., kandydaci skrajnej prawicy, z których wielu podziela populistyczny nacjonalizm Trumpa, wrogość wobec imigrantów, palący przekaz gospodarczy i pogardę dla elit rządzących i instytucji globalistycznych, właśnie odnieśli ogromne zwycięstwa w wyborach do UE.
Czy polityczny piorun uderzy dwukrotnie?
Wyborcy w USA nie przyjmują wskazówek od obcokrajowców, a amerykańskie wybory prezydenckie, w których odbywają się poszczególne stany, znacznie różnią się od wyborów w Unii Europejskiej. Poza tym zwycięstwo Trumpa osiem lat temu miało więcej wspólnego z niedoskonałościami kampanii Demokratki Hillary Clinton niż z brexitem. Jednak prezydent Joe Biden powinien się niepokoić. W ramach najnowszej kampanii w Europie pomyślnie przetestowano przesłanie będące połączeniem potężnego koktajlu politycznego – gniewu opinii publicznej z powodu migracji wymykającej się spod kontroli, bólu wyborców w obliczu wysokich cen oraz kosztów, jakie ponoszą jednostki, walcząc ze zmianami klimatycznymi. Trump mocno uderza w te tematy w stanach na polu bitwy, które zadecydują o wyścigu do Białego Domu.
Kolejna lekcja płynąca z wyborów europejskich jest taka, że w dobie inflacji urzędnicy są bezbronni wobec niezadowolonego elektoratu. Kiedy Biden przybędzie w tym tygodniu na szczyt G7 we Włoszech, dołączy do kwartetu czterech innych zachodnich przywódców o słabszej pozycji politycznej. Prezydent Francji Emmanuel Macron i kanclerz Niemiec Olaf Scholz cieszą się z nagany wygłoszonej w wyborach europejskich, w których nagrodzono partie skrajnie prawicowe, które odzwierciedlają mroczną przeszłość kontynentu. Niskie poparcie dla premiera Kanady Justina Trudeau oznacza, że może nawet nie poprowadzić swojej Partii Liberalnej do wyborów zaplanowanych na koniec przyszłego roku. Oczekuje się, że brytyjski premier Rishi Sunak zostanie wyeliminowany w przyszłomiesięcznych wyborach powszechnych po 14 latach rządów konserwatystów. Jak na ironię, najbezpieczniejszym europejskim przywódcą G7 będzie Giorgia Meloni, prawicowy premier Włoch, kraju znanego z gorączkowego pozbywania się przywódców. Partia Meloni odniosła duże zwycięstwo w weekend, czyniąc ją jednym z najpotężniejszych przywódców po drugiej stronie Atlantyku.
Ratunkiem dla Bidena może być fakt, że wybory w USA nie będą tradycyjnym starciem pomiędzy rebeliantem z zewnątrz a niepopularnym urzędującym prezydentem. Trump pod wieloma względami sam jest urzędującym urzędnikiem, który może poszczycić się kontrowersyjną spuścizną Białego Domu i niesie ze sobą ciężki bagaż polityczny jako były prezydent, któremu dwukrotnie postawiono zarzuty i skazano. A populistyczny nacjonalizm nie wszędzie rośnie. Biden poprowadził zaskakująco udaną średniookresową kampanię wyborczą przeciwko wpływom „Uczyńmy Amerykę znów wielką” w GOP w 2022 r. Oczekiwany powrót do władzy przez Partię Pracy w Wielkiej Brytanii w przyszłym miesiącu przełamałby trend wschodzących partii prawicowych. A Polska właśnie odrzuciła osiem lat populistycznych rządów inspirowanych Trumpem.
Macron zareagował na wzrost popularności skrajnie prawicowej partii Zjazdu Narodowego Marine Le Pen odważnym chwytem, który zadziwił komentatorów oglądających jego powyborcze przemówienie w studiach telewizyjnych. Rozwiązał parlament i rozpisał nowe wybory. Wiec Narodowy jest ewolucją ultraprawicowego antyimigranckiego Frontu Narodowego, któremu nigdy nie udało się pokonać obowiązującego w kraju dwuturowego systemu wyborczego, aby zdobyć prezydenturę. Le Pen moderowała obecnie niektóre polityki, aby przyciągnąć uwagę szerszej grupy wyborców.
Macron, który stoi na czele partii centrowej, która została rozgromiona w wyborach europejskich, może obstawiać, że wyższa frekwencja w wyborach do organów legislacyjnych może odwrócić tę tendencję. W parlamencie mogłaby wyłonić się także powyborcza koalicja antyskrajnie prawicowa. Jeśli jednak Zjednoczenie Narodowe wygra dwuczęściowe wybory, których kulminacją będą tygodnie przed igrzyskami olimpijskimi w Paryżu, Macron może być zmuszony mianować na premiera 28-letnią gwiazdę skrajnej prawicy Jordana Bardellę w wyniku niezręcznej umowy o wspólnym pożyciu. Cynicy zastanawiają się, czy Macron w tajemnicy nie ma nadziei, że skrajnie prawicowy rząd może być tak katastrofalny, że może zniweczyć nadzieje Le Pen na zastąpienie go w 2027 roku.
Macron powiedział wyborcom, że jego ryzyko opiera się na zaufaniu „w zdolność Francuzów do dokonania najbardziej sprawiedliwego wyboru dla siebie i przyszłych pokoleń”. W sposób dorozumiany błaga wyborców przygnębionych sytuacją gospodarczą, aby ocalili podstawowe wartości swojego kraju, uznając swoje oświadczenie za akt „zaufania do naszej demokracji”. Przypomina to raczej ostrzeżenie, że amerykańska demokracja jest w głębokim niebezpieczeństwie i musi ją ratować wyborcy, które Biden wypowiedział u boku Macrona w zeszłym tygodniu podczas obchodów 80. rocznicy lądowania w Normandii w D-Day.
Dlatego Biały Dom będzie przyglądał się wynikom wyborów we Francji 7 lipca jeszcze uważniej niż niedzielnym konkursom unijnym.