Dzieciom z katastrofy lotniczej w Amazonii pomagali komandosi z Kolumbii
Rdzenni ochotnicy pracujący u boku kolumbijskiej armii stanowili zwycięską kombinację uratowanie czwórki dzieci, które zaginęły w dżungli przez 40 dni, ale kluczową rolę odegrali także kolumbijscy komandosi, jedni z najbardziej doświadczonych na świecie.
„To był udany amalgamat rdzennej wiedzy i sztuki wojskowej” – powiedział w niedzielę generał Pedro Sanchez, który kierował operacjami poszukiwawczymi.
Opalony i bezpośredni Sanchez jest szefem Połączonego Dowództwa Operacji Specjalnych kolumbijskich sił zbrojnych.
To jego ludzie z sił specjalnych brali udział w wyczerpujących codziennych marszach przez wrogą dżunglę Caqueta, gdzie 1 maja rozbił się samolot z dziećmi. Troje dorosłych, w tym matka dzieci, zostało zginął w katastrofie.
Dla komandosów Sancheza „była to inna misja” niż walka z wieloma grupami zbrojnymi działającymi w Kolumbii.
„Zawsze ratujemy i chronimy życie, w tym podczas naszych misji bojowych” – powiedział Sanchez o wysiłkach na rzecz ratowania dzieci w wieku od 1 do 13 lat.
Kolumbijskie wojsko było krytykowane za doraźne egzekucje popełnione podczas długiego konfliktu wewnętrznego, który wyczerpał kraj, a także za zmowę ze skrajnie prawicowymi organizacjami paramilitarnymi oraz współudział niektórych oficerów w handlarzach narkotykami.
Jednak w tej misji „porażka lub rezygnacja nie wchodziły w grę” – powiedział Sanchez. Dodał, że jego ludzie, najlepiej wyszkoleni w armii kolumbijskiej, dokonali „niemożliwego”.
Joint Special Operations Command to kolumbijski odpowiednik amerykańskiego Special Operations Command, w skład którego wchodzą słynne Zielone Berety i Delta Force.
Jej motto to „Unia, uczciwość, zwycięstwo”, aw swoich filmach twierdzi, że jest „gwardią honorową Kolumbii”.
Powołane w 2007 roku dowództwo operacji specjalnych skupia elitarne elementy armii, lotnictwa i marynarki wojennej i ściśle współpracuje z północnoamerykańskim sojusznikiem.
Według doniesień medialnych składa się z około 3000 ludzi, z trzema głównymi komponentami — lądowym, miejskim i morskim — oraz elementem wsparcia powietrznego.
Ich podstawową misją jest „planowanie i przeprowadzanie operacji specjalnych na terytorium kraju i poza nim przeciwko grupom terrorystycznym, celom o dużej wartości i przestępczości zorganizowanej” – powiedział Agence France-Presse kolumbijskie źródło wojskowe.
Dowództwo operacji specjalnych brało udział w zdobyciu w październiku 2021 r.Otoniel”, lider Clan del Golfo, największego kartelu narkotykowego w Kolumbii.
Przeszkoleni w zakresie pielęgniarstwa, a także poszukiwania i ratownictwa, „dostali zadanie tej misji w Amazonii, nie tylko ze względu na trudne warunki geograficzne i utrudniony dostęp, ale także dlatego, że w tym regionie działają dysydenci partyzancki FARC” – dodaje źródło. , odnosząc się do tego, co kiedyś było najbardziej przerażającą grupą partyzancką w Ameryce Łacińskiej.
W kolumbijskiej armii istnieją inne jednostki sił specjalnych, takie jak komandosi piechoty morskiej, dowództwo operacji specjalnych policji COPES i przerażający „Komandosi dżungli”. Policja kolumbijska działa pod zwierzchnictwem ministerstwa obrony.
Według zagranicznego eksperta, który regularnie z nimi współpracuje, ci żołnierze, zwłaszcza „Jungle Commandos”, należą do „najlepszych elitarnych jednostek na świecie”.
„Zgłaszają się na ochotnika do najniebezpieczniejszych misji. Prowadzą ascetyczny tryb życia, nie dostają premii i mogą spędzić kilka miesięcy w lesie. To niezwykle trudne” – powiedział AFP informator, który prosi o anonimowość.
„Być komandosem w dżungli w Kolumbii to mieć pewność, że spotka cię ogień z bardzo bliskiej odległości i często przewyższony liczebnie… to bardzo ryzykowne”.
Kieruje nimi patriotyzm i duma z przynależności do elitarnej jednostki – powiedział ekspert.
„Mało jedzą, mało piją, mało śpią, a wszystko to z dużą ekspozycją na owady, węże i wszelkiego rodzaju robaki”.
„Taktycznie otoczenie i przeciwnik nie pozwalają im na najmniejszy komfort… Żyją niemal permanentnie mokrzy w bardzo zdegradowanych warunkach, by w kontakcie z przeciwnikiem nie hałasować” – dodał ekspert.
Mają też zaawansowane doświadczenie medyczne w ekstremalnych warunkach i ratownictwie w środku walki.
„Ich słabym punktem jest czasem zbyt brutalny sposób działania, z dużym przyzwyczajeniem do niebezpieczeństwa, a co za tym idzie, dużym ryzykiem” – powiedział ekspert.
„W rzeczywistości ci żołnierze są kwintesencją żołnierskiego zawodu, jeśli chodzi o pokorę, twardość i zaangażowanie, a wszystko to przy niezbyt wyszukanych technikach i ograniczonych środkach w porównaniu z armiami zachodnimi”.