Łódź

Famuły przy Ogrodowej w Łodzi czekają na lokatorów. Starzy lokatorzy famuł tęsknią

  • 26 marca, 2023
  • 7 min read
Famuły przy Ogrodowej w Łodzi czekają na lokatorów. Starzy lokatorzy famuł tęsknią


Famuły przy ulicy Ogrodowej w Łodzi doczekały się remontu. Ich mieszkańcy zmienili lokale. Wielu przeprowadziło się na odnowioną ulicę Włókienniczą. Są jednak tacy, którzy żałują famuł.

Famuły, czyli domy robotnicze wybudowane przez Izraela Poznańskiego dla robotników z jego fabryki, stoją na ul. Ogrodowej. Naprzeciw hotelu „Andels” i Manufaktury. Po przekroczeniu ich bramy człowiek miał wrażenie, że wkracza w inny świat. Tak jakby elegancki hotel i piękna Manufaktura były tylko snem, a nie sąsiadami famuł.

– Po jednej stronie Manufaktura, wielki świat, a tu taki wstyd! – mówiła nam Barbara Michalak, która niemal całe swe życie mieszkała w famułach przy ul. Ogrodowej.

Często można było zobaczyć taki widok, jak jeszcze kilka lat temu na a podwórku przy ul. Ogrodowej 26. Siedziała tam grupa młodych mężczyzn i zbierała pieniądze na flaszkę. Licytowali się ile kto ma dać. W końcu wystarczyło tylko na dwa „szczeniaczki”.
– Nie róbcie zdjęć! – krzyczał trzydziestokilkuletni mężczyzna, którego twarz mówiła, że wiele już przeżył w swoim życiu. Przechodząca obok starsza kobieta podpierająca się kulą tylko kręciła głową.

– Takie tu mamy towarzystwo! – denerwowała się. – U nas, pod numerem 26 jest chyba najgorzej. Jest tu tyle przejść, zakamarków, że każdy tu wejdzie, „walnie” flaszkę i wychodzi. Wystarczy popatrzeć ile tu wokoło potłuczonego szkła! Kiedyś tu było inaczej. Mieszkali inni ludzie. A z czasem nasprowadzali tu do lokali socjalnych. Nawet szkoda o nich mówić!

Barbara Michalak pamięta dobre czasy famuł. Mieszkała początkowo na ul. Mielczarskiego, ale na ul. Ogrodowej miała dziadków, którzy pracowali w zakładach im. Juliana Marchlewskiego. W 1957 roku wprowadziła się do nich z rodzicami. Pamięta, że na podwórku stało kilkanaście ławek. Krawężniki były pomalowane na biało Rosły róże, pięknie pachniał jaśmin. Dzieci miały piaskownicę, zimą urządzano ślizgawkę. W Dzień Dziecka na podwórku grała zakładowa orkiestra. Dzieciom rozdawano cukierki, ciastka, oranżadę. Ale już dziś nie te czasy.

Warto przeczytać!  Kolejki NFZ w woj. łódzkim do reumatologa. Dane na 24.04.2023. Ile trzeba czekać na termin?

– Proszę wejść do klatki schodowej i zobaczyć jak wyglądają! – mówiła nam pani Barbara.

Ona na swoje mieszkanie jedna nie narzekała. Miała 27 metrów kwadratowych i płaciła 210 złotych miesięcznie. Do tego dochodziły opłaty za wodę, prąd. A prądem zimą ogrzewała mieszkanie. Sama zrobiła sobie ubikacje.

Teraz pani Barbara nie mieszka już na ul. Ogrodowej. Tak jak część sąsiadów przeprowadziła się na ul. Włókienniczą.

– Mieszkanie jest większe, z wygodami – tłumaczy kobieta. – Czynsz też wyższy, bo za pokój z kuchnią, łazienką płacę około 600 złotych. Jest tu lepiej, ładniej, ale tęsknię za ul. Ogrodową.

W famułach nie mieszka już też Jan, na którego wszyscy mówią John.

– Wiele w Europie pracowałem i nazwali mnie John – wyjaśnia. – Jan brzmi pospolicie, a John to piękne imię.

John mieszka dziś na ul. Gdańskiej, ale lubi wracać na ul. Ogrodową. Dziś dobiega 70-tki, a w famułach zamieszkał, gdy miał dwa lata. W zakładach ul. Marchlewskiego pracowali jego rodzice. On też w tej fabryce przepracował 20 lat. Do pracy poszedł jako 15- letni chłopak. Żałuje, że odszedł potem do prywaciarza. Zarabiał dobrze, ale dziewięć lat do emerytury mu nie doliczono.

– Mieszkania u nas w famułach podobne, większość to jeden pokój, z którego wygrodzono kuchnię, ubikację, czasem jeszcze jeden pokój, taki kącik do spania – opowiada mężczyzna. – Tylko w dwóch pierwszych klatkach mieszkania były lepsze, większe. Jeszcze przed wojną wprowadzali się do nich majstrowie, dobrzy rzemieślnicy. Był tam parkiet, ogrzewanie…

– Teściowa pracowała u „Marchlewskiego”, ja też, był tam zatrudniony także mój mąż – dodaje pani Wiesia. – Wszyscy byliśmy związani z tym miejscem. Żal było opuszczać to mieszkanie. Sami je wyremontowaliśmy, założyliśmy ubikację.

Lubi dalej opowiadać o famułach. Z opowieści męża wie, że w jednej z klatek, nazywanych tu sieniami swoją siedzibę miało ORMO.

– Wokół rosły piękne róże i jak któryś z chłopaków taką różę zerwał to rodzice płacili grzywnę czy mandat – dodaje.
84-letnia pani Stanisława mieszkała na ul. Ogrodowej ponad sześćdziesiąt lat. Jako młoda mężatka wprowadziła się tu do teściowej, która pracowała u „Marchlewskiego”. Ona też jest emerytowaną włókniarką. Ale pracowała w zakładach dziewiarskich im. Emilii Plater przy ul. Wólczańskiej.

– Ledwo przeżyłam tę przeprowadzkę! – twierdzi kobieta i w jej oczach pojawiają się łzy.- Jakby można było kupić śmierć to bym sobie kupiła!

Najpierw dostała propozycję mieszkania przy ul. Piotrkowskiej. Syn i wnuczka poszli je oglądać…Nad oknem i drzwiami grzyb. A gdy odsłonili wykładzinę to były gniazda robaków. I jeszcze na środku pokoju stał piec, czyli tzw. koza.

– Jedna z mieszkających w tej kamienicy kobiet mówiła, że od trzech lat przychodzą oglądać tamto mieszkanie i nikt się nie zdecydował – żaliła się pani Stanisława. – I mnie starej chcieli to wcisnąć? Za to, że regularnie czynsz płacę! [/cyt]
W końcu przyjęła mieszkanie na Gdańskiej, ale chętnie zostałaby na ul. Ogrodowej. Choć tu różnie wyglądało. Kiedyś podbiegła do niej czteroletnia dziewczynka i poprosiła o cukierka. Akurat nie miała. Dziecko odeszło.

– Stara szmata nie chciała mi dać cukierka! – krzyknęła dziewczynka.

To tylko jeden z przykładów. Mieszkała tu kobieta, która podpaliła mieszkanie. Znalazła się potem w domu opieki. Inna prowadziła mały „sklep”. O każdej porze dnia i nocy sprzedawała wódkę po 5 zł za pół litra, papierosy. Miała niepełnosprawnego syna, który leżał tylko w łóżku i pił alkohol. Zwykle różne „wynalazki”…Inna z sąsiadek nie miała ubikacji, więc wszystkie nieczystości wyrzuca do kontenera na śmieci. Część z nich już się wyprowadziła, na tamten świat…

Warto przeczytać!  Kolejki na NFZ do dentysty w Łodzi. Stan na 18.02.2023

Ale byli tacy, którzy opuszczali ul. Ogrodową z wielką przyjemnością. Jak Beata i jej rodzina.

– Mieliśmy już dość tych klimatów! – twierdzi.

. Teraz mieszka na ul. Włókienniczej, choć wie że ta ulica nie cieszyła się dobrą sławą.

– Dziś jest inaczej, pełna kultura! – zapewnia.

Włodek mieszkał w domu przy ul. Ogrodowej 24 stoi na przeciw hotelu Andels. Te dwa budynki dzieli dwadzieścia kilka metrów. Wprowadził się tu w 1962 roku.

– Ojciec nas zostawił, mama poznała nowego faceta, on mieszkał w famułach – opowiadał pan Włodek. – Jak umarła mu matka, to się tu sprowadziliśmy z Aleksandrowa Łódzkiego. Mieszkałem tu z mamą. Niestety mama już nie żyje.

Mieli blisko 40-metrowe mieszkanie. Z wygód była tylko woda.

– Do klatek schodowych strach było wejść – podkreśla mężczyzna. – Odrapane ściany, drewniane, brudne..

Pan Włodek jednak nie polepszył swego życia. Jak mama umarła to nie miał z czego płacić za czynsz. Narosły zaległości. Nie dostał eleganckiego mieszkania jak sąsiedzi.

– Dostałem pokój, w centrum, w starej kamienicy – mówi. – Jest tylko woda, ale muszę sobie radzić. Zbieram puszki po piwie, złom. Może mnie z tego socjalnego mieszkania nie wyrzucą. Na czynsz znów nie mam pieniędzy.

Dzieje się w Polsce i na świecie – czytaj na i.pl

Materiały promocyjne partnera


Źródło