Biznes

jest tanie paliwo, ale go nie kupicie!

  • 29 września, 2023
  • 8 min read
jest tanie paliwo, ale go nie kupicie!


Ostatnie dni w sektorze paliwowym to limity tankowania, braki paliw na stacjach i w obrocie hurtowym. Wszystko to przy lecącej w dół cenie na rynku krajowym i rosnącej cenie baryłki na rynkach międzynarodowych. O co chodzi w całym tym zamieszaniu i ile będzie nas to kosztowało po wyborach? Bo to, że będzie to kosztowne, jest jasne.

Polski rynek paliwowy rządzi się swoimi prawami. Nie straszne mu pnące się w górę ceny baryłki ropy na światowych rynkach. Ceny paliwa w Polsce lecą w dół, przekroczyły już barierę 6 zł za litr. Wszak pełne kieszenie konsumentów są tu znacznie ważniejsze niż jakieś tam światowe wskaźniki. Przynajmniej przed wyborami.

Narodowe Wyzwania w Rolnictwie 2023. Poznaj tematy sesji inauguracyjnej

Stacje paliw wprowadzają limity

Przez ostatnie dni na wielu stacjach paliw obowiązywały limity – czy to 30, czy 50 litrów. Na własnej skórze przekonaliśmy się, że na niektórych stacjach można zatankować jedynie 30 litrów ropy. To nawet nie pełny bak. Ale głośno się o tym nie mówi. Cicho sza. Teoretycznie więc wszystko jest w porządku. 

Kolejne sieci stacji paliw zastanawiają się nad wprowadzeniem limitów, bo jak mówią sytuacja jest niepokojąca.

Warto przeczytać!  Problemy pięciolatki z Urzędem Skarbowym. Zajęli jej 500 plus i nie tylko

Jedynie Orlen przekonuje, że dostawy realizuje „bez zakłóceń”.

Jak pokazują dane Polskiej Izby Paliw Płynnych na dzień 25 września, średnia cena benzyny w Polsce kształtowała się na poziomie 6,05 zł/litr, zaś średnia cena oleju napędowego spadła do 6,05 zł/litr. Na niektórych stacjach ceny popularnej 95 i diesla spadły poniżej 6 zł za litr, co jak zauważyli eksperci e-petrol, ostatni raz wydarzyło się na początku marca 2022 r.

Teoretycznie powinniśmy się cieszyć, jednak obserwując światowe rynki na których ceny ropy są wysokie i dokładając do tego słabego złotego należy się zastanowić, ile przyjdzie nam zapłacić za te obniżki po wyborach.

Z niepokojem przyglądamy się obecnej sytuacji na rynku paliw w Polsce – przekazała TVN24 Biznes spółka Circle K- Obserwujemy rosnący kurs notowań ropy naftowej i produktów paliwowych na rynkach światowych, przy jednoczesnym spadku wartości polskiego złotego. Ponadto doświadczamy ograniczonej dostępności produktu na krajowym rynku hurtowym, co skutkuje koniecznością zmiany kierunków części zaopatrzenia na import. Wszystkie te czynniki przekładają się na wzrost cen paliw na stacjach – przekazało biuro prasowe sieci.

Sieć zapewnia, że na chwilę obecną zapasy jeszcze są, ale to może się szybko zmienić.

Jeśli niekonkurencyjna sytuacja rynkowa, związana z ograniczeniem dostaw i sztucznie zaniżonymi cenami, przy jednoczesnym wzroście popytu nie ulegnie poprawie, to będziemy zmuszeni podjąć odpowiednie kroki, by zapewnić naszym klientom dostępność paliw na stacjach. Reglamentacja ilościowa jest jedną z opcji, którą rozważamy – przekazano.

Podobna sytuacja jest na innych stacjach. Niska cena powoduje wyższą sprzedaż. Rolnicy, czy transportowcy próbują robić zapasy, choć próbują, to najlepsze z możliwych słów. Na paliwo w ilościach hurtowych czeka się długo i bez pewności, że dojedzie. W dodatku jego cena jest znacznie wyższa niż na stacjach. Sieci uważnie obserwują rynek, a jednym spokojnym w całym tym zamieszaniu wydaje się być rodzimy Orlen.

Warto przeczytać!  Kobieta nie mogła spotkać się z mężem przed śmiercią z powodu odwołania lotu Air India Express: Raport | Najnowsze wiadomości Indie

Spółka nie przewiduje wprowadzenia limitów tankowania na swoich stacjach ani zmiany polityki cenowej.

Przy wyłączeniu nieprzewidzianych wahań czy zdarzeń na rynku, nie ma powodów, aby ceny paliwa miały w kolejnych tygodniach gwałtownie wzrosnąć, albo żeby miało go zabraknąć – wyjaśniło biuro prasowe koncernu. – Dostawy paliw na stacje Orlen oraz do naszych klientów hurtowych, z którymi mamy zawarte umowy, przebiegają bez zakłóceń – zapewniono.

Rolnicy rozrzucili obornik pod szczecińskim KOWR-em

Mamy paliwo, ale…. nie kupujcie go!

Jednocześnie w mediach społecznościowych Orlen zamieścił apel do klientów o rozsądne podchodzenie do tematu.

Apelujemy o niekupowanie paliwa na zapas, tak by umożliwić normalną pracę siłom logistycznym obsługującym stacje na co dzień – powiedział Adam Kasprzyk, dyrektor do spraw komunikacji korporacyjnej spółki.

No więc jak to jest z tą dostępnością. Niby jest, ale prosimy nie kupować? Można się pogubić.

Tym bardziej, że światło dzienne ujrzały wewnętrzne maile Orlenu, w których pracownicy są pouczani, aby nie mówić o brakach. W sytuacji, gdy na stacji brakuje któregoś rodzaju paliwa pracownicy są zobowiązani wywiesić kartkę z informacją o awarii dystrybutora. Nie braku paliwa.

Ceny prądu mogą wzrosnąć nawet o 70%. Czy rozwiązaniem jest smart home?

Tańsze paliwo nie dla rolników

Jak nieoficjalnie się dowiedzieliśmy paliwo jest dostępne, ale jedynie dla wybranych stacji – tych sieciowych. Stacje prywatne, czy hurtownie często zaopatrując rolników mogą je zakupić, ale blisko 0,7 zł na litrze drożej. Prowadzi to do sytuacji, w której zamiast tankować się we własnych gospodarstwach rolnicy ruszają na stacje paliw.

Ale to jeszcze nic. W Szczecinie na stacjach pali tankują… miejskie autobusy!

 

Nie bądźcie zdziwieni gdy na stacjach benzynowych zauważycie sytuację jak na zdjęciach. Powód? Ręczne sterowanie cenami paliwa w Polsce. Dostawca surowca dla naszych spółek komunikacyjnych wyłoniony w przetargu odmawia realizacji umowy. W naszym kraju doszło do sytuacji gdy cena paliwa w hurcie jest droższa, niż ta widoczna na stacjach benzynowych. Na rynkach światowych cena rośnie, złoty słabnie, inne waluty drożeją… ale na stacjach benzynowych tego nie widać. Pomyślicie ‘to bardzo dobrze’ – i macie rację. Lokalnie dla naszych portfeli to dobra informacja. Dla całego rynku to jednak totalna dezorganizacja i niszczenie mniejszych przedsiębiorców przez państwowego molocha. Nasze autobusy tankują więc gdzie mogą. Dzięki temu nawet jest taniej! Wczoraj w ten sposób tankowało ponad 70 autobusów z SPA Dąbie. Ale długo ta sytuacja nie potrwa. Jak nie wiadomo o co chodzi…to wiadomo, że chodzi o wybory. Cena utrzymywana jest sztucznie, a po 15 października zacznie rosnąć. Matematyka jest nieubłagana – napisał na swoich mediach społecznościowych Piotr Krzystek, prezydent Szczecina.

Sama spółka nie ma w tej sprawie sobie nic do zarzucenia. W wyjaśnieniach przekazanych TVN24 Biznes, Orlen poinformował, że „ceny paliw, nie tylko w Polsce, ale w całej Europie, zależą od notowań gotowych produktów paliwowych na europejskich giełdach, a cena baryłki ropy jest tylko jednym z wielu czynników wpływających na ostateczną cenę paliw gotowych (benzyny i oleju napędowego).

No i gdzie tu logika? Ceny ropy rosną, a paliwa tanieją. Zainteresowanie na stacjach jest tak duże, że kierowcy dostarczający paliwa na stacje, pracują po kilkanaście godzin, żeby pokryć zapotrzebowanie. Do tego dochodzi rozdźwięk w cenie. Jakie będą tego skutki?

Kto ma licencjonować, jakie zboża mają wjeżdżać z Ukrainy do Polski?

Będzie drożej, dużo drożej

Ekonomiści mają na to pytanie jedną odpowiedź.

Kierunek może być tylko jeden. Wzrost cen – prognozuje Grzegorz Maziak z e-petrol.pl. Nie uciekniemy w Polsce przed podwyżką cen paliw. To, czego nie jesteśmy jeszcze dziś dokładnie przewidzieć, to jej skala – prognozuje.

Komentatorzy rynku mają jedno zdanie: ceny paliw są oderwane od warunków rynkowych. Więcej. Wskazują, że są one zaniżane po to, by pomóc rządowi w walce o głosy wyborców.

Po uwzględnieniu prognoz ekspertów można przewidywać, że po wyborach za litr benzyny będziemy płacić od 6,87 do 7,07 zł, a za diesla od 7,29 do 7,59 zł. 

Już dziś cena paliwa powinna być o co najmniej złotówkę wyższa w stosunku do tego, co mamy na stacjach – mówi Dariusz Czopek, zarządzający Polaris FIZ.- Moim zdaniem po wyborach paliwo będzie dążyć do ceny 7,50 zł – wskazuje Dariusz Czopek.

Konkretną cenę paliwa trudno przewidzieć, ale pewne jest, że mimo zapewnień Orlenu, będzie ona rosła.

To, ile będzie kosztowało paliwo po wyborach, trudno przewidzieć  – mówi Grzegorz Maziak, redaktor naczelny e-petrol.pl. – Gdybyśmy mieli brać pod uwagę te czynniki, które znamy dzisiaj, wzrost ceny diesla mógłby sięgnąć na stacjach 1,20 zł. W przypadku benzyny będzie to 1 zł – ocenia Maziak.

Do czego doprowadzi ręczne sterowanie rynkiem? Wydaje się, że Orlen doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że może doprowadzić do katastrofy – takiej, jak jakiś czas temu w Węgrzech.

Katastrofa paliwowa na Węgrzech to efekt zbytniej ingerencji w zasady wolnego rynku. Teraz brakuje tam paliw i jest drożej niż na polskich stacjach. Ostrzegałem przed takim scenariuszem, kiedy politycy opozycji nawoływali, by ceny paliwa sztucznie obniżać – pisał wtedy Obajtek na Twitterze.

W teorii jednak wszystko jest łatwiejsze.  Łatwo pouczać innych. W praktyce są jednak ważniejsze cele. A dbanie o swoje interesy jest jednym z nich.


Źródło