Biznes

Jeździłem autem Kuby Wojewódzkiego. Lamborghini Urus Performante ma w ogóle sens?

  • 18 sierpnia, 2023
  • 9 min read
Jeździłem autem Kuby Wojewódzkiego. Lamborghini Urus Performante ma w ogóle sens?


Wchodzę do warszawskiego salonu włoskiej marki. Na sześć wystawionych na ekspozycji aut pięć to Lamborghini Urus. Żółte, zielone, pomarańczowe, czarne… Nie da się ukryć, że to teraz koń pociągowy, dzięki któremu Włosi mogą nadal produkować inne modele. Ostatnio szczęśliwym posiadaczem tego ostentacyjnego SUV-a został Kuba Wojewódzki (na Instagramie wyglądał na zadowolonego).

Przez kilka dni będę obcować z niemal identycznym Lamborghini Urus Performante. To 666-konny potwór na szczudłach, w którym można stracić prawo jazdy w zaledwie 3,3 s. Z zewnątrz „mój” egzemplarz odróżniały tylko włoskie tablice rejestracyjne i zachowawczy lakier Bianco Monocerus (w jęz. wł. oznacza to białego jednorożca). Walcząc z pokusą zbyt mocnego wciskania pedału gazu, starałem się ustalić, dla kogo powstał ten „jednorożec”. Dla szpanerów? Rodzin z dziećmi? A może żon piłkarzy?

Lamborghini Urus Performante wzbudza respekt nawet na postoju

Foto: Krzysztof Grabek / Auto Świat


Lamborghini Urus Performante wzbudza respekt nawet na postoju

Lamborghini Urus Performante przytłacza i onieśmiela

Odebrałem kluczyk, podpisałem dokumenty i skierowałem się na parking. Bestię nietrudno było znaleźć – to jedyne Lambo widoczne ponad dachami innych samochodów. Wtedy, jeszcze na postoju, Urus Performante „ukąsił” mnie po raz pierwszy. W oczy wryły mi się wulgarnie pocięte zderzaki, potężne wloty powietrza, ostre krzywizny na boku i połyskujące na każdym elemencie karoserii włókno węglowe. Wisienka na torcie? Te same fantazyjnie narysowane 23-calowe obręcze jak w aucie Kuby Wojewódzkiego, choć tu w całości skąpane w „smole”. Nie będę ukrywać – jest grubo.

Agresywna stylistyka Lamborghini Urus Performante atakowała też pieszych, rowerzystów i innych kierowców, którzy znajdowali się w pobliżu. Białemu lakierowi nie udało się zatuszować uderzającego charakteru włoskiej maszyny, więc stale mierzyłem się z ciekawskimi spojrzeniami mającymi na celu wybadanie, jaka persona chwyta za rogi tego byka. Pomimo zamkniętych okien wydawało mi się, że słyszę westchnięcia rozczarowania – celebryta ze mnie żaden, więc nie było po co wyciągać telefonów.

Kokpit 666-konnego SUV-a ze stajni Lamborghini

Foto: Krzysztof Grabek / Auto Świat


Kokpit 666-konnego SUV-a ze stajni Lamborghini

Urus Performante ściąga uwagę nie tylko wyglądem, ale też dźwiękiem. Często przede wszystkim nim, bo najpierw go słychać, a dopiero później widać. Już samo uruchomienie widlastego silnika o ośmiu cylindrach jeży włosy nie tylko na głowie. Taką reakcję wywołuje dudniący jazgot przebiegający przez tytanowy układ wydechowy i wydostający się na zewnątrz przez cztery końcówki Akrapovica już w formie piekielnego grzmotu. Przez przypadek w garażu można wzbudzić nim alarmy w zaparkowanych obok samochodach…

Pod tym względem to prawdziwe Lamborghini – nie ma tu generowanego komputerowo „popcornu” jak w 3-cylindrowych hot hatchach. Inna wspólna rzecz? Aby wyzwolić te złowieszcze dźwięki, trzeba najpierw odbezpieczyć granat – zupełnie jak w Huracanie czy Aventadorze przycisk startera ukryto pod czerwoną klapką. Potem wystarczy musnąć umieszczoną za kierownicą, chłodną w dotyku łopatkę od zmiany przełożenia na wyższe i można startować.

Warto przeczytać!  FII zarobią 16 miliardów dolarów, jeśli w poniedziałek rynek wzrośnie o 2%: Samir Arora

Dwie z czterech końcówek układu wydechowego firmy Akrapovic

Foto: Krzysztof Grabek / Auto Świat


Dwie z czterech końcówek układu wydechowego firmy Akrapovic

Lamborghini Urus Performante – lżejsze, mocniejsze i niższe

Człon „Performante” wystąpił gościnnie już w nazwach dwóch innych modeli Lamborghini – Huracanie i Gallardo. Chociaż tym razem zadomowił się na karoserii SUV-a, inżynierowie z Sant’Agata Bolognese kierowali się tą samą filozofią: obniżamy masę i zawieszenie, pompujemy moc i aerodynamikę! Nie pojechali po bandzie, Lamborghini Urus Performante jest bowiem tylko o 47 kg lżejsze od standardowego SUV-a. Przy wadze bliskiej 2,2 t to naprawdę szczątkowa redukcja.

Jeszcze bardziej symboliczny jest przyrost mocy 4-litrowego, podwójnie doładowanego silnika V8. Tutaj spece dołożyli zaledwie 16 KM. Mało? Cóż, dokładnie tyle wystarczyło, żeby dobić do emblematycznej liczby 666 KM osiąganych przy 6 tys. obr./min. Zawieszenie poszło w dół o 20 mm i straciło miechy pneumatyczne, a włókno węglowe wręcz skapuje z nadwozia auta. Nie przesadzam! Z karbonu wykonano dach, maskę, dyfuzor, spojler, lotkę i listwę na klapie bagażnika, obudowy lusterek bocznych, a do tego pakiet nakładek poszerzających zderzaki i błotniki. Wszystko w imię aerodynamiki, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że zostało to też zrobione… trochę na pokaz.

Karbonowy spojler to coś, czego nie znajdziecie w zwykłym Urusie

Foto: Krzysztof Grabek / Auto Świat


Karbonowy spojler to coś, czego nie znajdziecie w zwykłym Urusie

Manifestacyjny wizerunek sportowego SUV-a został w ostatnich miesiącach delikatnie nadszarpnięty za sprawą wiralowego filmiku. Autor nagrania zdemaskował w nim skrzypienie i kiepskie spasowanie elementów kabiny, żartując, że to wyjątkowo dziwny sposób na redukcję masy. Jak jest w rzeczywistości? Już nie tak sensacyjnie. Solidniej, ale nadal można się przyczepić do kilku rzeczy.

Wnętrze Lamborghini Urus Performante składa się przede wszystkim z robiącej świetne wrażenie i przyjemnej w dotyku alcantary. Zamsz jest na desce rozdzielczej, boczkach drzwi, wieńcu kierownicy, kanapie, a nawet obudowach przednich foteli. Gorzej wypadają quasi-karbonowe ramki nawiewów i elementy konsoli środowej, które faktycznie trzeszczą pod naciskiem palca. Za to w trakcie jazdy – nawet tej sportowej – nie ma mowy o jakichkolwiek „tanich” trzaskach, a to chyba najważniejsze.

Lamborghini Urus Performante – największy chuligan w rodzinie

Hejterzy Urusa mówią o nim, że to przebrane Audi Q8 z odpowiednio wyższą ceną na metce. „Ale wiecie, że pokazaliśmy nasze auto pół roku wcześniej niż koledzy z Ingolstadt? I że nawet najmocniejsze Audi RSQ8 ma o 50 KM mniej od Urusa? Wiecie, prawda?” – mogłoby tłumaczyć się Lamborghini. Ma rację, faktem jest jednak, że SUV z Sant’Agata Bolognese został zbudowany na podrasowanej koncernowej platformie MLB Evo występującej również we wspomnianym Audi oraz Bentleyu Bentaydze, Porsche Cayenne czy Volkswagenie Touaregu. To świadoma decyzja Włochów, bo chcieli, żeby Urus nadawał się do codziennego użytku.

Lamborghini pozostało jednak Lamborghini i zestroiło tę konstrukcję w tak ekstremalny sposób, że wrażenia z jazdy są zupełnie inne niż w przytoczonych powyżej samochodach. Za sprawą podkręconych na starcie obrotów w Urusie już od uruchomienia silnika panuje napięta atmosfera. Można ją ostudzić (albo jeszcze podgrzać) wybraniem trybu jazdy – są ustawienia Strada, Sport, Corsa i zarezerwowany dla tej wersji tryb Rally przeznaczony do żwawej jazdy po szutrze.

Domyślna Strada (z wł. szosa) temperuje zapędy 666-konnej bestii, zamieniając ją w niemal typowego SUV-a, który nie męczy w korkach i nie biczuje kręgosłupów na nierównościach (zdarza mu się jednak nieprzyjemnie podrzucić podróżnych, bo nawet w takim ustawieniu tłumienie jest ograniczone). Dźwięki układu napędowego są wyciszone do tego stopnia, że można zająć się drobiazgowym dostrajaniem systemu audio firmy Bang & Olufsen.

Wybierak trybów jazdy i "odbezpieczony" przycisk startera

Foto: Krzysztof Grabek / Auto Świat


Wybierak trybów jazdy i „odbezpieczony” przycisk startera

Ale na Boga, przecież to nie Audi czy Bentley! Gdzie ten narowisty charakter, który Urus obiecuje już wyglądem i dźwiękiem towarzyszącym rozruchowi silnika V8? Znajdziecie go w położeniu Corsa (z wł. wyścig), po wybraniu którego w Lamborghini Urus Performante wstępuje szatan. Komputer wyostrza reakcje na gaz i ruchy kierownicą, zawieszenie zapomina o tłumieniu nierówności, a 8-biegowa automatyczna skrzynia stara się w ogóle nie korzystać z wyższych przełożeń, przez co niemal po każdym odjęciu gazu cztery końcówki wydechu oddają salwę honorową. Szaleństwo, które może mieć sens… tylko na torze. Płynna jazda w takim ustawieniu jest niemożliwa, a dźwięki świdrują mózg aż do przesady. Złoty środek? Ustawienie sportowe – SUV zachowuje się w nim bardziej rasowo, ale oferuje jeszcze namiastkę komfortu.

Na prostych Lamborghini Urus Performante przeraża. To bestia, która nie przyspiesza do „setki” – ona katapultuje się do tej prędkości w 3,3 s i według producenta traci dech dopiero przy 306 km/h. Imponująco wygląda też droga hamowania (32,9 m ze 100 km/h), ale już przy pierwszym kontakcie z autem widać, jak to zostało osiągnięte. Włosi wpakowali do Urusa największe produkowane seryjnie tarcze hamulcowe (karbonowo-ceramiczne o średnicy aż 440 mm z przodu i 370 mm z tyłu).

Warto przeczytać!  Korea Południowa. Kontrowersyjny film ambasady Izraela w Seulu. Interweniowało MSZ

Na zakrętach w ryzach trzyma go mechaniczno-elektroniczny majstersztyk składający się z Torsena, dodatkowych dyferencjałów na obu osiach czy aktywnych drążków stabilizacyjnych. Stabilność zwiększa też układ czterech skrętnych kół, który przydaje się również… na ciasnych parkingach. Cały ten zestaw sprawia, że kierowcy wydaje się, jakby jechał znacznie lżejszym i mniejszym autem.

Urus ma największe produkowane tarcze hamulcowe

Foto: Krzysztof Grabek / Auto Świat


Urus ma największe produkowane tarcze hamulcowe

Lamborghini Urus Performante – dla kogo?

Dlaczego inżynierowie z Sant’Agata Bolognese powołali do życia tego 666-konnego potwora na szczudłach? Odpowiedź jest bardzo prosta: mogli, więc to zrobili! Trochę też musieli, bo od czasu debiutu standardowego Lamborghini Urus sytuacja rynkowa modelu uległa zmianie. Włosi nazywali go wówczas jedynym prawdziwym superSUV-em, a media wkładały na głowę koronę, czyniąc go królem gatunku.

Świat motoryzacji nie lubi próżni, dlatego to, co jeszcze kilka lat temu było niszowe, dziś już wcale takie nie jest. To właśnie przypadek Urusa, któremu w ostatnim czasie przybyło sporo konkurentów – najgroźniejsi to przewyższający go mocą Aston Martin DBX 707 i Ferrari Purosangue. A przecież swoich graczy w tym segmencie wystawiają też: Maserati (Levante Trofeo), Porsche (Cayenne Turbo GT niedostępne już w Europie), a nawet BMW (XM).

To nie jest auto dla lubiących wtapiać się w tłum

Foto: Krzysztof Grabek / Auto Świat


To nie jest auto dla lubiących wtapiać się w tłum

Lamborghini Urus Performante powstało więc też trochę po to, żeby odświeżyć pamięć klientom. Którym? Tym, którzy pragną narwanego supersamochodu zapakowanego w praktyczne nadwozie SUV-a. Z pewnością nie jest to propozycja dla zamożnych tatusiów szukających po prostu drogiego auta rodzinnego – Urus Performante będzie dla nich zbyt ekstremalny. Do salonu Lamborghini nie zawitają też osoby, które nie lubią rzucać się w oczy – dla nich SUV z Sant’Agata Bolognese będzie zbyt krzykliwy i wulgarny. Ale tym właśnie Lamborghini wyróżnia się na tle konkurentów i ta taktyka się sprawdza. Wątpicie? Liczby mówią za siebie same – w pierwszym półroczu 2023 r. Włosi znowu zanotowali rekordowo wysoką sprzedaż.


Źródło