Konflikt w Sudanie: dzieci uratowane z sierocińca w Chartumie
- Przez Sarę Monettę
- BBC News, Nairobi
Prawie 300 sierot, które znalazły się w ogniu krzyżowym w stolicy Sudanu, zostało uratowanych podczas brawurowej i niebezpiecznej ewakuacji przez pracowników organizacji humanitarnych.
Ewakuacje przeprowadzono po śmierci 67 dzieci w sierocińcu Mygoma w Chartumie.
Zmarli z głodu, odwodnienia i infekcji, ponieważ walki uniemożliwiły personelowi dotarcie do sierocińca.
Od 15 kwietnia Chartum jest nawiedzany codziennymi nalotami i ciężkimi starciami między rywalizującymi siłami.
Sierociniec znajduje się na obszarze, który był sercem walk między wojskiem a paramilitarnymi Siłami Szybkiego Wsparcia (RSF).
Podczas ryzykownej operacji 297 dzieci – około 200 z nich w wieku poniżej dwóch lat – zostało przewiezionych do względnie bezpiecznego Wad Madani na południu Sudanu.
Kolejne 95 dzieci, zarówno z sierocińca Mygoma, jak i innych mniejszych placówek w całej stolicy, zostało ewakuowanych w weekend przez grupę lokalnych aktywistów.
Państwowy sierociniec Mygoma był domem dla około 400 dzieci, kiedy wybuchła wojna w kwietniu.
Dotarcie do sierocińca w celu opieki nad dziećmi stało się zbyt niebezpieczne dla wielu lekarzy i opiekunów.
Przerwy w dostawie prądu i wody sprawiły, że upalne temperatury sięgające nawet 43 stopni Celsjusza stały się nie do zniesienia.
Dzieci, zwłaszcza te najmłodsze, zaczęły umierać.
„Tracimy ich tak szybko. W ostatnich dniach straciliśmy troje dzieci” – powiedziała mi sudańska aktywistka Sadeia al-Rasheed Ali Hamid na początku tego tygodnia.
Agencja ONZ ds. dzieci Unicef poinformowała, że od 15 kwietnia w Mygomie zmarło 67 sierot.
Lokalni działacze i międzynarodowe organizacje pomocowe próbowały wydostać dzieci ze strefy działań wojennych, ale nie było to łatwe.
Rozmowy o zawieszeniu broni w saudyjskim mieście Dżudda załamały się i wznowiono walki na pełną skalę.
Słaba komunikacja wzdłuż łańcucha dowodzenia walczących stron oznaczała, że zapewnienie bezpiecznego dostępu do sierocińca i wyjścia z Chartumu było trudne.
Transport setek dzieci i niemowląt był ogromnym wyzwaniem logistycznym.
Ale Sadeia mówi mi, że nie było innego wyjścia.
Z garstką lokalnych aktywistów zorganizowała prywatną ewakuację starszych dzieci w wieku od 4 do 15 lat.
„Wydobyliśmy ich z pewnej śmierci ku losowi, który mam nadzieję jest lepszy” – mówi Heba Abdullah, opiekunka z sierocińca, która podróżowała z nimi.
Ten pierwszy konwój minibusów wyruszył w trakcie walk, mijając kilka punktów kontrolnych.
Na przodzie pierwszego minibusa umieszczono prześcieradło z napisem dla milicji: na pokładzie są dzieci.
Grupa została przyjęta w szkole w mieście al-Hasaheisa, na południe od Chartumu.
Ale poza schronieniem i jedzeniem oferowanym przez mieszkańców, na dzieci czekało bardzo niewiele pomocy.
„Pracujemy na podstawie dziennego wyżywienia” – mówi Heba.
– Przed chwilą jedna z sąsiadek zapytała, czego potrzebujemy. Powiedziała, że nie ma nic do zaoferowania, ale pomoże – dodaje.
Najcięższą operacją było wydobycie młodszych.
Lokalni wolontariusze, Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża (MKCK) i UNICEF współpracowali z sudańskim ministerstwem zdrowia, aby zorganizować konwój autobusów z Chartumu.
To była wyczerpująca czterogodzinna jazda, w oddali słychać było odgłosy walki.
Po spędzeniu sześciu tygodni uwięzionych w strefie konfliktu większość dzieci była poważnie niedożywiona.
„Były tak małe w naszych ramionach, kiedy je braliśmy” – mówi Marina Fakhouri, delegat ds. ochrony MKCK, który podróżował jednym z autobusów.
„Potrzebują tylko dużo opieki”.
Po przybyciu na miejsce część z nich została natychmiast przewieziona do szpitali.
Jedno dziecko, które było zbyt poważnie niedożywione, zmarło w czwartek rano.
Nadzieja polega teraz na znalezieniu rodzin, które będą mogły wychowywać dzieci.
„Istnieje lista rodzin zastępczych, które zostały przygotowane, które zostały przeszkolone, aby były gotowe do ich przyjęcia” – mówi Mary Louise Eagleton, zastępca przedstawiciela UNICEF w Sudanie.
„To właśnie jest tak niezwykłe, tak naprawdę chodzi o to, by społeczności zjednoczyły się, aby pomóc w tym kryzysie. Mimo że tak wiele osób przyjęło krewnych, wciąż jest tak wielu ludzi gotowych i chętnych do przyjęcia tych bardzo wrażliwych dzieci”.
Szacuje się, że konflikt dotknął około 13 milionów dzieci, a ponieważ walki trwają, nadzieje na szybkie i pokojowe rozwiązanie słabną.
Ewakuacja sierot, mówi pani Eagleton, była bardzo potrzebnym promykiem nadziei.
„To przyniosło nam wszystkim jasny promień światła”.