Biznes

Kupili część Lotosu. Teraz Polska może mieć przez nich nie lada kłopoty

  • 28 września, 2023
  • 6 min read


Baryłka ropy West Texas Intermediate w środę wzrosła o 3,6 proc. – najmocniej od początku maja. Kosztuje już ponad 93 dol. Z kolei europejska ropa Brent wyceniana jest już po 94 dol. za baryłkę. W ciągu ostatnich trzech miesięcy „czarne złoto” podrożało o odpowiednio 34 proc. (WTI) i 27 proc. (Brent).

Takie wzrosty wywołały na rynkach popłoch. Giełdy spadały, a inwestorzy zaczęli znów obawiać się uporczywej inflacji i utrzymania wysokich stóp procentowych na wyższym poziomie na dłużej. Słowem, świat ogarnął niepokój, szczególnie że przewidywania co do cen jednego z najważniejszych surowców nie są dobre.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: NBP w ogniu krytyki. „Glapiński będzie musiał pożegnać się ze swoim stanowiskiem”

Rynek ropy na świecie. Polska może mieć szczególny problem

Niepokój na rynku wywołały słabe dane z USA. W środę amerykański Departament Energii poinformował, że zapasy ropy naftowej w Stanach Zjednoczonych w ubiegłym tygodniu spadły o 2,17 mln baryłek. Znacznie więcej niż przewidywał rynek.

Co więcej, zapasy ropy w hubie w Cushing spadły do krytycznego poziomu – nieco poniżej 22 mln baryłek. To ich najniższy poziom od lipca 2022 r. – bliski minimów operacyjnych. Cushing to hub ropy w USA, skąd prowadzone są dostawy do całych Stanów Zjednoczonych.

Im mniejsze zapasy, tym gorzej dla cen czarnego złota.

Obawiam się, że wyczerpaliśmy już wiele zapasów – powiedziała w TV Bloomberg Amrita Sen, współzałożycielka i szefowa działu badań w firmie konsultingowej Energy Aspects.

Ceny ropy na świecie wciąż mogą zaskakiwać

Jak zauważa Bloomberg, na światowy rynek wpływają dwa czynniki. Pierwszym z nich jest rekordowy poziom konsumpcji paliw kopalnych. Z szacunków Międzynarodowej Agencji Energetycznej (MAE) wynika, że w czerwcu osiągnął on pułap 103 mln baryłek dziennie. „To pokazuje, że ludzkość robi niewielkie postępy w odzwyczajaniu się od tego ocieplającego planetę surowca” – kwituje agencja.

Tak ogromny deficyt ostatnio był widoczny w latach 2007-2008, kiedy ceny wzrosły do blisko 150 dolarów za baryłkę. Oczywiście wtedy podaż nie nadążała za rosnącym popytem, a obecnie podaż jest ograniczona sztucznie. Niemniej obecnie mamy rekordowy popyt powyżej 100 mln baryłek na dzień, dlatego przy niedoborze ropy ceny surowca dalej rosną i obecnie nikt nie oczekuje większych spadków – wyjaśnia Michał Stajniak, analityk XTB.

Saudi Aramco może mieć interes w tym, żeby ceny nie spadały

Właśnie dlatego raczej nie powinniśmy oczekiwać dalszego nadmiernego wzrostu cen i utrzymania się ich powyżej 100 dol. Oczywiście jeśli doszłoby do recesji, która również w tym momencie napędzana jest obawami związanymi z nadmierną wysokością cen ropy, wtedy ceny mogłyby spaść dosyć drastycznie. Jednak bez tego, dalsze utrzymywanie podaży w ryzach przez OPEC+ najprawdopodobniej zgotuje nam okres wysokich cen, przynajmniej do końca tego roku – przewiduje ekspert.

Dlaczego do końca tego roku? – Saudi Aramco planuje powtórną emisję akcji w kwocie nawet 50 mld dol. Wiadomo, że dostanie najlepszą cenę przy wysokich poziomach ropy naftowej. Oprócz tego oczekuje się możliwego spowolnienia popytu ze strony Chin w przyszłym roku oraz spowalniającego wzrostu związanego z utrzymaniem wysokich stóp procentowych – wyjaśnia Stajniak.

Innymi słowy, Saudi Aramco i Saudowie specjalnie mogą grać cenami ropy na świecie, bo jest to w ich żywotnym interesie. A takie zachowanie rodzi obawy o nową falę inflacji. Ta prędzej czy później przyszłaby również do Polski.

7 zł za litr benzyny? „Nie można wykluczyć”

Michał Stajniak zauważa, że to wszystko składa się nam w obraz dość nieprzewidywalnej ścieżki wzrostu cen nad Wisłą.

– W pewnym momencie, kiedy inflacja w Polsce zbliżała się do poziomu 20 proc., ceny energii odpowiadały za blisko 50 proc. całej inflacji. Na ten moment ceny paliw pozostają niskie, co pozwoli na spadek inflacji do poziomów dwucyfrowych. Jednak jeśli ceny na stacjach w końcu zaczną reagować na fundamenty, nie można wykluczyć powrotu cen powyżej 7 zł za litr benzyny czy diesla. W szczególności, że złoty nie jest już tak mocny jak jeszcze kilka miesięcy temu. W takim wypadku możliwe będzie, że inflacja ponownie da o sobie znać i spowolni osiągnięcie celu inflacyjnego – co oczekiwane jest i tak dosyć późno i z niskim 50-proc. prawdopodobieństwem – na koniec 2025 roku – podsumowuje.

Warto przeczytać!  Wiadomości z rynku akcji i akcji, Wiadomości z gospodarki i finansów, Sensex, Nifty, Rynek globalny, NSE, BSE Wiadomości z IPO na żywo

Warto w tym miejscu wspomnieć, że według najnowszej ankiety NBP wśród profesjonalnych prognostów, inflacja w Polsce w 2023 r. wyniesie 11,5-12,3 proc., w 2024 r. 4,8-8,1 proc., a w 2025 r. 3,1-6,7 proc. Rozstrzał jest więc niemały.

Nie pomaga także złoty, który znów zaczął mocno osłabiać się względem dolara (więcej o tym piszemy TUTAJ). To wszystko oznacza, że Orlen najprawdopodobniej po wyborach będzie musiał znacząco podnieść ceny paliw na stacjach. Ekonomiści Citi Handlowego przewidują, że do wzrostu cen paliw o kilkanaście-dwadzieścia procent dojdzie jeszcze przed końcem roku.

– W sumie 2024 rok będzie okresem wyhamowania dotychczasowego trendu spadkowego CPI i w całym roku spodziewamy się inflacji średnio na poziomie około 6-6,5 proc. Nie wykluczamy też, że inflacja pod koniec przyszłego roku może być wyższa niż w drugim kwartale 2024 r. – podsumowują.

Damian Szymański, wiceszef i dziennikarz money.pl

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.


Źródło