Nedek klasycznych publicystów przyjmuje klienta końcowego: siebie
Mary Lou Falcone większość swojego życia spędziła z dala od blasku fleszy. „Podjęłam świadomą decyzję, że chcę być za kulisami” – powiedziała podczas niedawnego lunchu w Café Luxembourg, kilka przecznic od Lincoln Center w Upper West Side na Manhattanie.
Pięćdziesiąt lat temu, po krótkiej karierze performera i nauczyciela, Falcone zmienił kurs i stał się czołowym publicystą w świecie muzyki klasycznej. Pracowała w tle z czołowymi organizacjami i artystami, w tym sopranistką Renée Fleming, pianistą Van Cliburnem, flecistą Jean-Pierrem Rampalem i mistrzami, w tym Gustavo Dudamelem, Georgiem Soltim i Jaapem van Zwedenem, pomagając mu podnieść jego prestiż na lata przed został mianowany dyrektorem muzycznym Filharmonii Nowojorskiej.
Teraz, po raz pierwszy od 28 roku życia, Falcone znalazła się w centrum uwagi, promując nową, osobistą sprawę. Na początku 2019 roku u jej męża, artysty Nicholasa Zanna, zdiagnozowano demencję z ciałami Lewy’ego, chorobę neurodegeneracyjną. Zmarł w 2020 roku. Aby zwiększyć świadomość na temat choroby i rzucić światło na rolę opiekunki, napisała „Nie spodziewałam się, że to nadejdzie: sceny miłości, straty i demencji z ciałami Lewy’ego”, będące wspomnieniem o jej życiu, ich związku i Diagnoza i upadek Zanna. Falcone (78 l.) rozpoczął właśnie tournée promujące książkę, wygłaszając odczyty, przemówienia i wywiady. Pod wieloma względami robi to, co zawsze: tworzy narrację, a następnie dzieli się nią.
„Tak się składa, że opowiadam swoją własną historię” – powiedział Falcone.
Falcone dorastał jako najstarszy z trójki dzieci we włosko-amerykańskiej rodzinie w New Jersey. Kiedy miała 10 lat, jej ojciec doznał niepełnosprawności w wyniku udaru, a muzyka stała się jej ujściem emocjonalnym. Jako nastolatka została stypendystką prestiżowego Curtis Institute of Music. Nazywa siebie „kurczastą sopranistką” – sopranistką bojącą się wysokich tonów. Wielu jej kolegów było niezwykłymi śpiewakami; Falcone czuła, że jej własne dary były słabsze. Wkrótce odkryła, że występy to coś, co może zabrać lub porzucić.
„Nie potrzebowałam tego” – powiedziała. „Musiałem się porozumieć. To było inne.”
Po ukończeniu studiów podjęła pracę nauczycielską i rozpoczęła krótką karierę performerską, która zaprowadziła ją na kilka letnich występów do Opery w Saint Paul. W trzecim sezonie poproszono ją o nadzorowanie sesji zdjęciowej. To coś w niej rozpaliło. W następnym roku oprócz występów poprosiła o staż w dziale reklamy. Dyrektor generalny odrzucił tę prośbę. Zamiast tego poprosił ją, aby została publicystką firmy.
„Po prostu spojrzał na mnie i powiedział: «Obserwowałem cię. Lubisz wyzwania. Powiedz „tak” i spróbuj to rozwiązać.” – wspomina Falcone. „I zrobiłem.”
Wieść się rozeszła. Wkrótce zaczęli dzwonić kolejni klienci. Falcone niektórych odrzucił, mimo że nie mogła sobie na to pozwolić. Przyjmowała tylko tych, w których wierzyła i czuła, że może pomóc. Chociaż nie jest agentką ani menedżerką, doradzała swoim klientom w kwestiach repertuaru, występów, a nawet garderoby, pomagając wielu z nich w kreowaniu zapadających w pamięć osobistości publicznych.
„Jestem publicystką, ale jestem też strategiem” – powiedziała.
Fleming, wybitna amerykańska sopranistka, spotkała się z nią trzy razy, zanim Falcone zgodził się ją przyjąć. Pierwszym zadaniem Falcone było dopilnowanie, aby sala koncertowa Fleming, która dawała swój pierwszy recital w Carnegie Hall, była wyprzedana. Co zrobiła. Następnie pomogła Flemingowi zyskać miano „divy z sąsiedztwa”.
„Ludzie ogromnie ją szanują” – powiedział Fleming w niedawnym wywiadzie telefonicznym. Podjęcie się przez Falcone oznaczało natychmiastowe imprimatur.
Deborah Borda, która na początku tego roku ustąpiła ze stanowiska prezesa i dyrektora naczelnego New York Philharmonic, a wcześniej kierowała Los Angeles Philharmonic, współpracuje z Falcone na różnych stanowiskach od 1988 roku. Borda określił Falcone jako „mistrza tej sztuki. To połączenie tajemniczości, niesamowitego nosa do rozpoznawania talentów i niezwykłej hojności ducha”.
Falcone nigdy nie miał zamiaru przekłuwać tej tajemniczości. Nawet gdy już wiedziała, że musi napisać o demencji z ciałami Lewy’ego, na którą cierpiał także miotacz Tom Seaver oraz aktor i komik Robin Williams, początkowo była zdeterminowana, aby nie brać udziału w narracji. Jej pierwsza wersja książki przypominała raczej broszurę uświadamiającą o chorobie. Przyjaciele i pierwsi redaktorzy powiedzieli jej, że nikt nie będzie przejmował się demencją z ciałami Lewy’ego, jeśli najpierw nie zatroszczy się o nią. Przepisała więc ją na nowo, zaczynając od dzieciństwa i kontynuując, bardzo szczegółowo, włączając nawet na końcu zapis, jak to było opiekować się Zannem.
„Otworzyłem swoje serce” – powiedział Falcone. „I pozwoliłem na wszystko, co stłumiłem”.
Ale po tylu latach czekania za kulisami nadal nie miała ochoty się skupiać. Jak zauważa Falcone we wstępie: „Przez dziesięciolecia unikałem słów ja, ja i moje, woląc skupiać się na życiu i karierach innych, często pisząc ich głosem poprzez moją pracę w public relations”. Ta nieśmiałość może wpływać na jeden z literackich sposobów książki: wiele krótkich rozdziałów rozpoczyna się własnym głosem Falcone, a następnie przekazuje głos członka rodziny, kolegi lub artysty. (Fleming potwierdziła, że fragment napisany jej głosem jest całkowicie dokładny.)
Zapytana o literacki brzuchomówstwo Falcone odpowiedziała: „Nudzę się ja, ja i moje, taka jest prawda” – stwierdziła. „To nie ma nic wspólnego z pokorą. To ma związek z nudą, a ja nie chcę być nudna”.
Falcone zbliża się do emerytury. Ma tylko dwóch klientów: Carnegie Hall i New York Philharmonic. I choć teraz przyjęła się jako klientka, nie zrobiła tego sama. Jednym z jej pierwszych działań, gdy znalazła wydawcę, było zatrudnienie firmy reklamowej specjalizującej się w książkach. Niektórzy z jej znajomych żartowali, że prawdopodobnie jest klientką z piekła rodem.
Ma nadzieję, że nie. „Myślę, że jestem klientką, która zdaje sobie sprawę, jakie to trudne” – powiedziała.
W Café Luxembourg, którą przyjęła jako dodatkowe biuro, sprawiła, że wyglądało to dość łatwo. Gospodarze i kelnerzy odwiedzili jej narożne stoisko, aby poinformować ją, że zamówili już książkę i poprosić ją o podpisanie. W leśnej zielonej tunice i lekko artystycznej złotej biżuterii Falcone przyjął ich gratulacje ze skromnością i opanowaniem.
Uważa, że pierwszym aktem w jej karierze był występ. Drugim było nauczanie. Trzecim i najdłuższym była reklama. I to już jej czwarta, w roli rzeczniczki prasowej uświadamiająca o wyniszczającej chorobie.
„Myślałam, że to będzie trudne” – powiedziała. „Ale ja tylko opowiadam swoją historię”.