Nie ma spokoju dla Europy na froncie wschodnim
W Polsce jest takie powiedzenie: „Za Gdańsk nikt nie będzie umierał”. Bez względu na to, jakie gwarancje bezpieczeństwa otrzyma Polska od krajów zachodnich, większość Polaków uważa, że nadal będziemy musieli radzić sobie sami. Przecież kiedy naziści wkroczyli do Polski w 1939 r., Polska miała gwarancje bezpieczeństwa ze strony Wielkiej Brytanii i Francji, a mimo to żadne państwo nie przyszło jej z pomocą (mimo że formalnie wypowiedziało wojnę III Rzeszy).
Tak, zgodnie z art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego atak na jednego członka NATO jest atakiem na wszystkich, a wiara w to zaangażowanie we wzajemną obronę pozostaje w Polsce silna. Prezydenci USA wielokrotnie ślubowali „bronić każdego centymetra” terytorium NATO. Jednak w dobie wojny hybrydowej obowiązki wynikające z artykułu 5 stały się bardziej niejasne. Co więcej, w przeciwieństwie do nazistowskich Niemiec, największym zagrożeniem dla dzisiejszej Europy jest uzbrojenie po zęby w broń nuklearną.
Nieustannie sygnalizując, że eskalacja wojny na Ukrainie jest jedną z ich największych obaw, przywódcy USA i Niemiec nie do końca wzbudzili zaufanie w gwarancję bezpieczeństwa NATO. Nie jest jasne, jak zareagowaliby, gdyby Rosja najechała na przykład Estonię – zwłaszcza w czasie, gdy europejska armia i przemysł zbrojeniowy są tak słabe. Sama Polska wysłała na Ukrainę więcej czołgów niż Wielka Brytania.
W tym kontekście Polska i kraje bałtyckie zdecydowały się nie tylko na uzbrojenie, ale także przeznaczenie znacznych środków na budowę fortyfikacji wzdłuż granic z Rosją, Białorusią i (częściowo) Ukrainą. W Polsce plan ten nosi oficjalną nazwę „Tarcza Wschód”, ale stał się już znany jako „Linia Tuska” – nawiązanie do obecnego polskiego premiera Donalda Tuska i słynnej francuskiej Linii Maginota podczas II wojny światowej .
Na projekt, który planuje zakończyć do 2028 roku, polski rząd przeznaczył 10 miliardów złotych (2,6 miliarda dolarów). Suma ta wydaje się jednak niewystarczająca. Samo ogrodzenie na granicy z Białorusią (zbudowane przez poprzedni rząd) kosztowało 1,6 miliarda złotych (404 miliony dolarów) i często nie blokowało napływu migrantów, które w ostatnich latach narzucały Polsce Rosja i Białoruś.
Ważne jest jednak to, że polskie społeczeństwo jest skłonne do dużych poświęceń finansowych na rzecz obronności kraju. Ponadto Polska liczy także na pomoc Unii Europejskiej, gdzie rośnie świadomość rosyjskiego zagrożenia. Biorąc pod uwagę, że granica Polski z Rosją i Białorusią jest jednocześnie wschodnią granicą UE, logiczne jest, że należy ją chronić poprzez wspólne wysiłki UE. Podczas gdy poprzedni, nieliberalny rząd Polski odmówił przyłączenia się do kierowanej przez Niemców inicjatywy „Żelazna Kopuła” – ze względu na jej irracjonalną germanofobię – rząd Tuska naprawił niedawno ten strategiczny błąd.
Polska i kraje bałtyckie zajmują nieco inną pozycję strategiczną niż Finlandia. Finlandia może pochwalić się nie tylko doskonałą armią, dobrze wyszkoloną ludnością i ogromną liczbą schronów przeciwbombowych, ale – co najważniejsze – jej duży, słabo zaludniony i gęsto zalesiony teren skomplikowałby sytuację każdemu najeźdźcy. Finowie zakładają zatem, że stać ich na wpuszczenie wroga do kraju i mimo to zapewnią skuteczną obronę. Sukces lub porażka nie zależy od bezpieczeństwa granicy.
Z kolei kraje bałtyckie niedawno ustaliły, że potrzebują połączonego łańcucha fortyfikacji na swoich wschodnich granicach – „bałtyckiej linii obronnej” – aby zapobiec wtargnięciu sił najeźdźców w głąb ich terytorium. Zgodnie z niedawno uzgodnionym wspólnym planem rządy krajów bałtyckich zbudują w samej Estonii około 600 ufortyfikowanych bunkrów za około 64 miliony dolarów i utworzą 18 „parków przeciwdziałających mobilności” – węzłów szybkiego rozmieszczenia sprzętu przeciwpiechotnego i przeciwpojazdowego (jak pułapki czołgowe) – na Litwie.
Polska Linia Tuska będzie miała podobną strukturę, ale ze znacznie większym naciskiem na utworzenie około 700 kilometrów (434 mil) naturalnych barier ochronnych. „Głównym priorytetem jest zadbanie o infrastrukturę transportową, której bardzo brakuje na naszej wschodniej granicy” – stwierdził gen. Mieczysław Bieniek, doradca Ministra Obrony Narodowej Tomasza Siemoniaka. „Same fortyfikacje, bunkry czy schrony nikogo nie odstraszą. Musimy być w stanie osłonić te obszary stanowiskami ogniowymi i jednostkami wojskowymi, które będą bronić bezpieczeństwa naszej granicy.”
Bagna, rozlewiska, tamy, gęste lasy i inne naturalne bariery będą musiały zostać w pełni wykorzystane i utworzone nowe, tak aby polskie siły zbrojne były przygotowane do ustanawiania bezpiecznych i skutecznych redut ogniowych, planowania zasadzek, organizowania ośrodków zaopatrzenia i kierowania sił wroga na wrażliwe stanowiska. Polska będzie także w dużym stopniu polegać na obronie przeciwdronowej oraz rozpoznaniu satelitarnym i powietrznym. W tym celu niedawno nabył technologię amerykańskich aerostatów rozpoznawczych (w ramach amerykańskiego programu o kryptonimie „Barbara”), które mogą wykrywać cele w odległości do kilkuset kilometrów.
Pomimo pozornych różnic fińskie, bałtyckie i polskie wschodnie plany obronne są kompatybilne, ponieważ mają ten sam podstawowy cel. Są one opracowywane w ścisłych konsultacjach z przywódcami UE w Brukseli, gdzie trwają wysiłki na rzecz utworzenia nowego stanowiska komisarza ds. wspólnej obrony w celu koordynowania i odbudowy europejskiego przemysłu zbrojeniowego.
Jednak żaden plan ani pas obrony granic nie zabezpieczy UE, jeśli nie wesprze odpowiednio Ukrainy w jej walce z Rosją. Jeśli siły rosyjskie przejmą kontrolę nad Ukrainą, podważy to plany całej Polski, Finlandii i krajów bałtyckich. Ponieważ miną lata do budowy linii Bałtyku i Linii Tuska, ukraińskie pole bitwy pozostaje najwyższym priorytetem.
Nota wydawcy: Opinie wyrażone w sekcji op-ed są opiniami autorów i nie odzwierciedlają poglądów Kijów Niezależnej.
Sławomira Sierakowskiego
Starszy pracownik w Mercator