Polska

Nie wysyłajcie amerykańskiej broni nuklearnej do Polski ani gdziekolwiek indziej

  • 11 czerwca, 2024
  • 6 min read
Nie wysyłajcie amerykańskiej broni nuklearnej do Polski ani gdziekolwiek indziej


Zrzut ekranu przedstawia zegar odliczający, jak widać w informacyjnym filmie na temat zdolności armii amerykańskiej w zakresie odstraszania nuklearnego.

Zrzut ekranu przedstawia zegar odliczający, jak widać w informacyjnym filmie na temat zdolności armii amerykańskiej w zakresie odstraszania nuklearnego. (Departament Obrony)


22 kwietnia polski prezydent Andrzej Duda odbył z Warszawy ostatni z serii wystąpień w sprawie przyjęcia amerykańskiej broni nuklearnej w państwie NATO. W czerwcu ubiegłego roku polski premier Mateusz Morawiecki wygłosił podobne oświadczenia w reakcji na zapowiedziane przez Rosję rozmieszczenie taktycznej broni nuklearnej u jej bliskiego sojusznika, Białorusi, która graniczy z Polską.

To wezwanie odbiło się echem także w USA. Do chóru wzywającego do nuklearnej przyszłości Polski dołączyły się głosy The Heritage Foundation i American Enterprise Institute. W zaskakującym posunięciu premier Szwecji Ulf Kristersson – najnowszy szef rządu NATO – również wyraził otwartość na przyjęcie amerykańskiej broni nuklearnej na terytorium swojego kraju, jeśli zajdzie taka potrzeba. W miarę jak przywódcy NATO przygotowują się do lipcowego spotkania w Waszyngtonie, aby upamiętnić 75. rocznicę sojuszu, nuklearny hałas ze strony bardziej wschodnich członków NATO niewątpliwie stanie się głośniejszy. W sytuacji, gdy Stany Zjednoczone po raz pierwszy od czasu ich usunięcia w 2008 r. przygotowują się do rozmieszczenia bomb nuklearnych w Anglii, wydaje się, że już rośnie chęć poszerzenia nuklearnego profilu sojuszu.

Obecnie Stany Zjednoczone przechowują około 100 sztuk broni nuklearnej w pięciu krajach NATO – Niemczech, Belgii, Holandii, Włoszech i Turcji – w ramach inicjatywy „podziału broni nuklearnej”. Jest to dalekie od maksymalnego poziomu 7 000 z czasów zimnej wojny, ale nadal reprezentuje znaczny potencjał destrukcyjny. Dzięki temu porozumieniu Stany Zjednoczone zachowują całkowitą kontrolę nad swoją bronią nuklearną stacjonującą w Europie (obecnie wszystkie to bomby grawitacyjne B61), ale w czasie wojny broń ta może zostać dopuszczona do użycia w wybranych wielozadaniowych samolotach myśliwskich eksploatowanych przez kraje sojusznicze. Jest to broń taktyczna lub niestrategiczna o niszczycielskiej sile znacznie mniejszej niż międzykontynentalny pocisk balistyczny. Należy zauważyć, że decyzja o użyciu tej broni leży wyłącznie w rękach Waszyngtonu. Polska stara się obecnie zostać szóstym państwem NATO, które weźmie udział w tej inicjatywie dzielenia się bronią nuklearną.

Warto przeczytać!  Rozkład jazdy zima 2023/2024 w Katowickim Porcie Lotniczym

Podczas zimnej wojny oparcie amerykańskiej broni nuklearnej w Europie miało uzasadnienie strategiczne – aby zrównoważyć przewagę w siłach konwencjonalnych Związku Radzieckiego i jego sojuszników z Układu Warszawskiego. Dziś ta przewaga uległa odwróceniu, zwłaszcza że wojna na Ukrainie w dalszym ciągu ogranicza i degraduje rosyjskie zdolności bojowe w trybie konwencjonalnym.

Istnieją jednak trzy dobre powody, dla których amerykańscy decydenci powinni opierać się wezwaniom do rozszerzenia wspólnego korzystania z broni jądrowej.

Po pierwsze i najważniejsze, oparcie broni nuklearnej w Polsce lub u innego sojusznika w pobliżu granicy z Rosją spowodowałoby niebezpieczną eskalację. Posunięcie to zostałoby odebrane przez Moskwę jako agresywne zakłócenie równowagi strategicznej na kontynencie europejskim i prawdopodobnie doprowadziłoby do dalszej eskalacji. To ma zadatki na spiralę eskalacji. Niezależnie od tego, co ktoś sądzi o działaniach prezydenta Rosji Władimira Putina na Ukrainie i jego roli w pogorszeniu stosunków Wschód-Zachód, to jego spostrzeżenia mają znaczenie, gdy NATO rozmieszcza siły nuklearne na jego granicy.

Jak stwierdzono wcześniej, Rosja już stoi w obliczu braku równowagi w stosunkach konwencjonalnych z NATO, co skłoniło Rosję do większego polegania na własnych zasobach nuklearnych, aby zrównoważyć swoje niedociągnięcia w dziedzinie konwencjonalności. Zaniepokojenie Rosji rosnącą gotowością Zachodu do ignorowania dynamiki eskalacji doprowadziło również do trwających rosyjskich ćwiczeń z taktyczną bronią nuklearną, które postawiły Europę na krawędzi. To wyraźny sygnał ze strony Moskwy przypominający NATO, że Rosja ma swoje własne czerwone linie. Przywódcy NATO zachowaliby rozsądek, gdyby nie przekraczali ich niepotrzebnie.

Warto przeczytać!  Zełenski: Rosja nie zatrzyma się na Ukrainie, w następnej kolejności obierze za cel Kazachstan, kraje bałtyckie, Polskę i Niemcy

Po drugie, rozszerzanie podziału broni nuklearnej nie wzmacnia bezpieczeństwa sojuszników. Jeśli już, to może mu zagrozić. Nuklearyzacja baz lotniczych w Polsce zachęca Rosję do atakowania tych baz – tak zwanego atakowania „przeciwdziałania” – co z kolei osłabiłoby zdolność NATO do kontrolowania spirali eskalacji w sytuacji kryzysowej. W każdym razie natowski środek odstraszania nuklearnego nie stałby się bardziej wiarygodny niż ma to miejsce w przypadku sześciu krajów dzielących się bronią nuklearną zamiast pięciu. NATO może spokojnie czuć się pod amerykańskim parasolem nuklearnym i z tego powodu Putin ani razu nie zaatakował terytorium NATO, pomimo ciągłego pozyskiwania przez sojusz środków na wysiłki wojenne Ukrainy, które spowodowały prawie pół miliona ofiar wśród Rosjan. Jest to dobitny dowód siły odstraszania NATO w obecnej postaci. Nie ma potrzeby dalszego zaostrzania tej polityki, skoro potencjalne koszty eskalacji są tak wysokie.

Po trzecie, istnieją względy logistyczne, w tym koszt przebudowy polskich baz lotniczych tak, aby mogły pomieścić bomby atomowe B61. Miejsca składowania muszą być budowane i – co ważne – utrzymywane w sposób ciągły. Konieczne byłoby również wprowadzenie środków bezpieczeństwa spełniających standardy Pentagonu. Najnowszy program inwestycyjny NATO w te bazy kosztował oszałamiającą kwotę 385 milionów dolarów według stanu na rok budżetowy 2024. Nuklearyzacja polskich baz znacząco zwiększyłaby tę liczbę. Ponadto wybrane polskie F-16C i F-35A musiałyby przejść odpowiednie procesy konwersji (wraz ze szkoleniem pilotów), aby uzyskać uprawnienia do przenoszenia broni nuklearnej. Byłby to kosztowny, wieloletni proces, który – jak widzieliśmy – powodowałby niepotrzebną eskalację, nie dodając jednocześnie niczego do i tak już solidnego środka odstraszającego NATO.

Warto przeczytać!  Nocna ewakuacja z siedziby TVP. Poseł PiS nie zmieścił się do Ubera

Rozszerzanie współdzielenia energii jądrowej nie jest warte kosztów strategicznych i materialnych. Prezydent Joe Biden powinien o tym pamiętać, gdy przywódcy NATO zbiorą się w przyszłym miesiącu.

Scott Strgacich jest pracownikiem naukowym w Defense Priorities.


Źródło