Opinia | W obliczu bombardowań nuklearnych Hiroszimy i Nagasaki
Tpoczekalnia szpitala Czerwonego Krzyża w centrum Hiroszimy jest zawsze zatłoczony. Prawie każde wolne miejsce jest zajęte, często przez osoby starsze czekające na wywołanie ich nazwisk. Wielu z tych mężczyzn i kobiet nie ma jednak typowej historii medycznej. Są to ocalałe ofiary amerykańskiego ataku bombą atomową sprzed 79 lat.
Niewielu Amerykanów ma 6 sierpnia zakreślone w kalendarzu, ale to dzień, którego Japończycy nie mogą zapomnieć. Nawet teraz szpital nadal leczy średnio 180 ocalałych — znanych jako hibakusha — z wybuchów każdego dnia.
Gdy Stany Zjednoczone zrzuciły broń atomową na Hiroszimę 6 sierpnia 1945 r., całe społeczeństwa obu krajów pracowały gorączkowo, aby wygrać II wojnę światową. Dla większości Amerykanów bomba stanowiła drogę do zwycięstwa po prawie czterech latach nieustępliwych walk i technologiczny postęp, który miał ugruntować pozycję kraju jako geopolitycznego supermocarstwa na pokolenia. Nasze podręczniki mówią o pierwszym na świecie użyciu broni jądrowej.
Wielu ludzi w Hiroszimie i Nagasaki, gdzie Stany Zjednoczone zdetonowały bombę zaledwie trzy dni później, mówi, że te straszne wydarzenia muszą być ostatnimi przypadkami użycia broni jądrowej.
Bomby zabiły około 200 000 mężczyzn, kobiet i dzieci, a okaleczyły niezliczoną liczbę osób. W Hiroszimie 50 000 z 76 000 budynków miasta zostało całkowicie zniszczonych. W Nagasaki niemal wszystkie domy w promieniu półtorej mili od miejsca wybuchu zostały zniszczone. W obu miastach bomby zniszczyły szpitale i szkoły. Infrastruktura miejska uległa załamaniu.
Amerykanie nie rozwodzili się nad zniszczeniami. Tutaj bombardowania zostały uznane za konieczne i bohaterskie czyny, które zakończyły wojnę. W dniach bezpośrednio po wybuchach nuklearnych firma badawcza Gallup ustaliła, że 85 procent Amerykanów poparło decyzję o zrzuceniu bomb atomowych na Japonię. Nawet dekady później narracja o potędze militarnej — i poświęceniu Ameryki — nadal dominowała.
Z okazji 50. rocznicy zakończenia wojny Smithsonian ugiął się pod presją weteranów i ich rodzin i ograniczył planowaną wystawę, która miałaby przedstawić bardziej zniuansowany obraz konfliktu, w tym kwestionować moralność bomby. Senat przyjął nawet rezolucję, nazywając wystawę Smithsonian „rewizjonistyczną i obraźliwą” i oświadczył, że musi ona „unikać kwestionowania pamięci tych, którzy oddali życie za wolność”.
W Japonii jednak hibakusha i ich potomstwo utworzyły kręgosłup pamięci atomowej. Wielu uważa, że ich praca życiowa polega na informowaniu szerszego świata o tym, jak to jest nosić w sobie traumę, piętno i poczucie winy ocalałego spowodowane przez bomby, aby broń jądrowa nigdy więcej nie została użyta. Ich pilna potrzeba zrobienia tego tylko wzrosła w ostatnich latach. Mając średnią wieku 85 lat, hibakusha umierają setkami każdego miesiąca — dokładnie w momencie, gdy świat wkracza w nową erę nuklearną.
Kraje takie jak Stany Zjednoczone, Chiny i Rosja wydają biliony dolarów na modernizację swoich zapasów. Wiele zabezpieczeń, które kiedyś obniżały ryzyko nuklearne, rozpada się, a dyplomacja potrzebna do ich przywrócenia nie jest realizowana. Groźba kolejnego wybuchu nie może być relegowana do historii.
Dlatego też, gdy mija kolejna rocznica wydarzeń z 6 sierpnia, Amerykanie — a tak naprawdę cały świat — muszą wysłuchać opowieści nielicznych ludzi, którzy wciąż mogą mówić o grozie, jaką może spowodować broń jądrowa, zanim ponownie podejmie się takie podejście.
Mały różowy broszura idealnie pasuje do kieszeni na piersi Shigeakiego Moriego — cenny przedmiot, który przez lata stał się ściślej związany z jego tożsamością. Podręcznik zdrowia ocalałego z bomby atomowej zapewnia mu dostęp do bezpłatnych badań lekarskich i leczenia, co w wieku 87 lat jest kluczowe. Otwórz pierwszą stronę, aby zobaczyć, w jakiej odległości znajdował się od bomby, gdy eksplodowała tego jasnego sierpniowego poranka, i przewróć kolejną stronę, aby zacząć śledzić lata swojej historii zdrowia, zapisane w schludnych rzędach japońskiego pisma.
Barack Obama był pierwszym urzędującym prezydentem USA, który odwiedził Hiroszimę w 2016 r. — w ostrym kontraście do regularnych wizyt amerykańskich przywódców w Europie, aby upamiętnić tamte ważne bitwy. Pan Mori był jednym z dwóch ocalałych, którzy krótko rozmawiali z panem Obamą po jego przemówieniu, co doprowadziło do emocjonalnego uścisku między tymi dwoma mężczyznami.
Na ścianie swojego salonu pan Mori z dumą eksponuje fotografię z tamtego momentu, obok dziesiątek innych pamiątek — w tym zdjęcia z papieżem — z jego pracy przez dziesięciolecia, aby przypomnieć światu, co wydarzyło się w Hiroszimie. Wielu Japończyków miało nadzieję, że wizyta pana Obamy przyniesie oficjalne przeprosiny za bombardowania; tak się nie stało. Prezydent jednak nie unikał uznania zniszczeń tamtego dnia.
„Stoimy tutaj, w środku tego miasta, i zmuszamy się do wyobrażenia sobie momentu, w którym spadła bomba. Zmuszamy się do odczuwania strachu dzieci zdezorientowanych tym, co widzą. Słuchamy cichego krzyku” – powiedział pan Obama. „Same słowa nie mogą oddać głosu takiemu cierpieniu, ale mamy wspólną odpowiedzialność, aby spojrzeć historii prosto w oczy i zapytać, co musimy zrobić inaczej, aby powstrzymać takie cierpienie ponownie”.
Uznał, że głosy takie jak pana Moriego są ulotne. „Pewnego dnia głosy hibakusha nie będą już z nami, by dawać świadectwo” — powiedział pan Obama. „Ale pamięć poranka 6 sierpnia 1945 r. nigdy nie może zniknąć. Ta pamięć pozwala nam walczyć z samozadowoleniem. Podsyca naszą moralną wyobraźnię. Pozwala nam się zmieniać”.
Smithsonian jest w trakcie planowania wystawy o II wojnie światowej, ze szczególnym uwzględnieniem dwóch zbombardowanych miast. Czas, aby następne pokolenie dało świadectwo i zażądało zmiany.