Świat

Ostatni atak Izraela na Iran przynosi rzadkie uspokajające wieści.

  • 19 kwietnia, 2024
  • 7 min read
Ostatni atak Izraela na Iran przynosi rzadkie uspokajające wieści.


Rzadka uspokajająca wiadomość z Bliskiego Wschodu: wygląda na to, że ani Izrael, ani Iran nie chcą rozszerzać wojny.

Przez większą część miesiąca ryzyko bezpośredniego konfliktu między dwoma najpotężniejszymi krajami regionu wydawało się wysokie. 1 kwietnia Izrael zaatakował konsulat Iranu w Syrii, zabijając siedmiu starszych oficerów Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej. 13 kwietnia Iran wziął odwet, przeprowadzając masowy, wielostronny atak – ponad 300 rakiet i dronów, w tym 110 rakiet balistycznych – przeciwko Izraelowi. Prawie cała nadlatująca broń została zestrzelona (niezwykły wyczyn amerykańskiej, izraelskiej, brytyjskiej, francuskiej i jordańskiej obrony powietrznej), nikt nie zginął, a straty poniosły bardzo niewielkie szkody i to tylko w jednej bazie lotniczej. Mimo to atak, który mógł były śmiertelne i był to pierwszy w historii atak Iranu na terytorium Izraela. Izrael czuł taką potrzebę coś w odpowiedzi.

W piątek nad ranem trzy drony przeleciały nad bazą lotniczą w dystrykcie Isfahan w południowym Iranie, niedaleko krytycznego obiektu nuklearnego. Iran twierdzi, że wszyscy zostali zestrzeleni. Może tak, może nie. Kluczowe fakty są następujące: Izrael nie przyznał się do wystrzelenia dronów – Iran też nie oskarżył Izraela o to. W rzeczywistości jeden z wyższych urzędników irańskich obarczył za ten czyn „infiltratorów”, którzy wystrzelili drony z wnętrza Iranu.

Rzecz w tym, że powszechna obawa przed wzajemną eskalacją – jeden nalot wywołuje drugi, a potem kolejny i kolejny, i tak dalej, z powodu zemsty, dumy, przymusu „przywrócenia odstraszania” czy czegokolwiek innego – okazały się bezpodstawne, w przynajmniej na razie.

Po sobotnim nocnym nalocie irański urzędnik ostrzegł Izrael, aby nie podejmował odwetu. Powiedział, że nawet niewielki izraelski atak wywołałby znacznie potężniejszy kontratak ze strony Teheranu. Prezydent Biden wezwał premiera Izraela Benjamina Netanjahu, aby usłuchał ostrzeżenia. Większość Izraelczyków uważała, że ​​musi coś zrobić, aby powstrzymać przyszłe irańskie ataki. Skończyło się na tym, że zrobili mniej więcej tyle, ile potężnie uzbrojony kraj może zrobić, jednocześnie coś robią – a Iran udawał, że Izrael i tak nie przeprowadził ataku, uchylając się w ten sposób od swojej obietnicy odpowiedzi na każdy taki masowy atak.

Warto przeczytać!  Rosja wysłała głowice nuklearne na Białoruś - mówi Putin

Podsumowując, Iran udowodnił, że może przeprowadzić zmasowany atak na Izrael, podczas gdy Izrael udowodnił, że jego broń ma zasięg pozwalający uderzać w cele w Iranie. Wydawało się, że to wystarczy obu stronom. Tym samym równowaga została przywrócona, przynajmniej na razie.

W piątek w południe izraelski rząd wydawał się zadowolony z gry i odmówił komentarza na temat ataku dronów. Wyjątkiem był Itamar Ben-Gvir, ultraprawicowy minister bezpieczeństwa narodowego, który nalegał na znacznie bardziej zdecydowaną reakcję. „Kiepski!” zamieścił na Twitterze w piątek rano odniesienie do nalotu trzech dronów, potwierdzając w ten sposób, że Izrael przeprowadził atak i że niektórzy wyżsi urzędnicy chcieli zrobić więcej. Netanjahu zazwyczaj popiera radykalnie jastrzębie wypowiedzi Ben-Gvira lub przynajmniej ich nie kwestionuje. Jednak tym razem Channel 12, wiodąca izraelska stacja informacyjna, podała, że ​​urzędnicy z najbliższego otoczenia premiera są bardzo zaniepokojeni tweetem, twierdząc, że zaszkodził on bezpieczeństwu narodowemu Izraela i ogólnie ostro oceniając Ben-Gvira jako „dziecinnego” i „nieistotnego dla jakiejkolwiek dyskusji.”

Tymczasem skutki irańskiego ataku w ostatni weekend w dalszym ciągu przynoszą korzyści Izraelowi. W środę 48 krajów podpisało oświadczenie potępiające Iran za atak na Izrael. Namacalna oznaka ciągłej bezbronności Izraela prawdopodobnie zwiększy także aprobatę dla pakietu nadzwyczajnej pomocy wojskowej prezydenta Bidena, którym Izba zajmie się w sobotę. Przed atakiem wiele z tych krajów niechętnie popierało jakiekolwiek wyrazy wsparcia dla Izraela – a pakiet pomocowy Bidena tracił poparcie – w wyniku „przesadnej” taktyki wojskowej Izraela (jak nazwał je nawet Biden) w Gazie.

Warto przeczytać!  Izrael otworzy 3 korytarze pomocy po rozmowie Bidena z Netanjahu

Perspektywa poważnej wojny między Iranem a Izraelem odwróciła uwagę świata od walk i cierpień w Gazie, ale prawdopodobnie nie na długo. Urzędnicy amerykańscy i izraelscy nadal nie są zgodni co do sposobu rozbicia ostatniego batalionu terrorystów Hamasu z miasta Rafah na południowym krańcu Gazy, gdzie stłoczonych jest ponad milion cywilów – w większości uchodźcy z północnych miast – wielu z nich głodujący. Netanjahu i pozostali członkowie jego gabinetu wojennego chcą przeprowadzić poważną ofensywę przeciwko Rafahowi. Biden i jego współpracownicy namawiają ich, aby nie podejmowali tego kroku, chyba że znajdą sposób na uniknięcie śmierci dziesiątek tysięcy cywilów. Izraelczycy nie wymyślili takiego sposobu. Amerykanie nie wymyślili też sposobu na rozbicie ostatniego batalionu Hamasu bez zbrojnej ofensywy.

Właśnie dlatego dyplomaci amerykańscy, egipscy i katarski w dalszym ciągu opracowują plan zawieszenia broni połączony z wymianą izraelskich zakładników przetrzymywanych przez Hamas na więźniów palestyńskich przetrzymywanych przez Izrael. Hamas odrzucił kilka propozycji, większość z nich poparła Izrael. Jej jedyna kontroferta – zawieszenie broni, które opóźnia uwolnienie jakichkolwiek zakładników do czasu wycofania się wszystkich izraelskich wojsk z Gazy – jest dla Izraela nie do przyjęcia.

Tymczasem urzędnicy amerykańscy i saudyjscy wznowili omawianą po raz pierwszy dziewięć miesięcy temu koncepcję wielkiego porozumienia, w ramach którego Stany Zjednoczone zapewniają Arabii Saudyjskiej gwarancje bezpieczeństwa, Saudyjczycy ustanawiają formalne stosunki dyplomatyczne z Izraelem, a Izrael podejmuje pierwsze kroki w kierunku uznania państwo palestyńskie, najlepiej zdemilitaryzowane z nową Autonomią Palestyńską. Od tego czasu Saudyjczycy złagodzili ostateczny warunek, sprowadzając się do ustnej deklaracji Izraela, że ​​po prostu wznowi rozmowy na temat dwupaństwowego rozwiązania długo nękającego „problemu palestyńskiego”. Jednak Netanjahu niechętnie wypowiada się na temat tego pomysłu – częściowo dlatego, że jest temu przeciwny, a częściowo dlatego, że nawet takie działania zniechęciłyby skrajnie prawicowych członków jego koalicji rządzącej. Jeśli w rezultacie do dymisji złoży się zaledwie pięciu członków, rozpisane zostaną nowe wybory, a sondaże wskazują, że przegra.

Oto stan rzeczy: każda strona zainteresowana regionem chce tego wielkiego porozumienia – zawieszenia broni, wymiany zakładników i rozmów w sprawie państwa palestyńskiego – z wyjątkiem Izraela i Hamasu, dwóch bojowników wojny. Niewiele postępu prawdopodobnie nastąpi bez nacisków ze strony mocarstw zewnętrznych – Stanów Zjednoczonych w sprawie Izraela, Kataru w sprawie Hamasu. Obecne, przejściowe złagodzenie napięć między Izraelem a Iranem, a także ożywienie rozmów na temat wielkiego targu z Arabią Saudyjską, dają dyplomatom chwilę wytchnienia. Czy to będzie miało jakiekolwiek znaczenie? To jest pytanie.




Źródło