Podróże

Podróżowanie po świecie w poszukiwaniu literackiego szczęścia ‹ Centrum literackie

  • 15 lutego, 2023
  • 10 min read
Podróżowanie po świecie w poszukiwaniu literackiego szczęścia ‹ Centrum literackie


W swoim kanonicznym eseju na temat swojej osobistej biblioteki, wielki niemiecko-żydowski filozof kultury, Walter Benjamin, opowiedział w intymny i żarliwy sposób, jak jego książki były nasycone wspomnieniami – wspomnieniami o tym, jak dokładnie zostały wzięte w posiadanie. I dalej „z miast, w których znalazłem tak wiele rzeczy: Ryga, Neapol, Monachium, Gdańsk, Moskwa, Florencja, Bazylea, Paryż…”. Jego książki pełniły rolę pamiątek, dramatycznych pamiątek posiadania i podróży.

Ten esej Benjamina przemawia do mojego serca, chociaż nie jestem kolekcjonerem tak wysokiej klasy jak on. Jestem głównie pisarzem beletrystyki, mieszkam w Nowym Jorku; ale napisałem też pamiętnik, Bałagan, o sile przedmiotów i wspomnień. Książki, które posiadam, zawsze były dla mnie dojrzałe w pamięci, intymnie, a może nawet bardziej te książki, które zdobyłem podczas moich podróży, które przez ostatnie lata towarzyszyły mojej dziewczynie, kłusującej po świecie pisarce kulinarnej.

Nie nawiedzam jednak zagranicznych aukcji ani handlarzy rzadkimi książkami. Jestem pół-kolekcjonerem, zagorzałym prywatnie, miłośnikiem fizycznych miejsc, antykwariatów (dużych-jasnych lub ciasnych-skromnych), zewnętrznych straganów z książkami obserwujących pogodę, półek z używanymi rzeczami. Przeglądam tanie znaleziska, które odpowiadają mojemu ugruntowanemu gustowi – i przypadkowe zbiegi okoliczności, te przypadkowe, brzemienne w skutki wrota do autorów, których nigdy wcześniej nie czytałem. Książki w miękkiej oprawie preferowane ze względu na przenośność.

Opierając się lekko na eseju Benjamina, chcę opowiedzieć o najważniejszych wydarzeniach z mojego rozległego przeglądania książek (głównie wydania angielskie, jestem jednojęzyczny) obejmujących Paryż, Londyn, Amsterdam, Tokio, Buenos Aires, a zwłaszcza Stambuł. Nazwij to dziennikiem podróży przeglądarki. Albo kronika Powolnego Kupowania Książek – przypomnienie i potwierdzenie, po tych niekończących się wycofanych dniach pandemii, bycia poza światem.

Jakie doświadczenia czerpie się z surfowania i kupowania online jednym kliknięciem? Jakie wspomnienia powstają? Mówię jako czytelnik, który posiada wszystkie e-booki; Potrzebuję namacalnej książki w ręku, ważąc ją w celu ewentualnego zakupu.

Z Buenos Aires wróciłem z małą, kruchą, starannie niesplamioną serwetką z Florida Garden Cafe, jednego z ulubionych lokali Borgesa.

Kilka krótkich informacji osobistych. Mój ojciec, akademik, był poważnym kolekcjonerem książek, głównie tekstów naukowych i filozoficznych, ale jego zainteresowania były szerokie. (Był doktorantem/raczkującym kolekcjonerem w Weimarze w Berlinie, kiedy Benjamin rozpakowywał swoją bibliotekę w tym mieście). Jako bachor wydziału w Stanach Zjednoczonych wędrowałem po stosach bibliotek uniwersyteckich – moje sposoby na wędrowanie pojawiły się wcześnie – a później, po studiach, pisząc swoją pierwszą książkę i pracując jako ponury, zaabsorbowany strażnik drzwi w bibliotece rzadkich książek na Harvardzie, miałem licencję na chciwe wędrować po rozległym obszarze półek systemu bibliotecznego Harvardu. W ten sposób zdobyłem wykształcenie pisarskie.

Warto przeczytać!  Etiopia przyciąga turystów, inwestorów z Kataru, by odkrywali potencjał

Następnie w Nowym Jorku na początku lat 80. znajdował się niegdyś używany rząd książek na dolnej 4th Avenue i jego ocalały, kwitnący relikt, The Strand… i ​​filia biblioteki publicznej, gdzie 25 lat temu, gdy bezczynnie przemierzałem sekcję „G”, szczęśliwy traf skłonił mnie do wyciągnięcia cienkiego tomu, który przedstawił mnie Aleksandrowi Grinowi, bardzo dziwnemu rosyjskiemu zaklinaczowi fantastycznych przygód z początku XX wieku. W Gułagu Sołżenicyn i jego towarzysze recytowali sobie nawzajem sceny bankietowe Grina, kiedy umierali z głodu.

Mój pierwszy podróżniczy nabytek, w Paryżu, pochodzi z 1977 roku. Jest to książka Penguin w miękkiej oprawie wydawnictwa PG Wodehouse Wujek Fred na wiosnę, ilustracja na okładce autorstwa Ionicusa, śliwkowego wizualnego tłumacza nasłonecznionego, eleganckiego świata Plum. Na stronie tytułowej widnieje czerwony znaczek księgarni Shakespeare & Company; słynne stragany z książkami nad Sekwaną, bouquinistes, były już w zbyt dużym stopniu oddane plewom turystów. Odwiedzałem Paryż z rodzicami i tom mojego wujka Freda od razu przypomina oburzone narzekanie ojca na jego kolegę fizyka z Paryża, który częstuje nas tylko omletami na kolację w bistro pod czcigodnymi łukami Places des Vosges. Mój ojciec był człowiekiem, który przyjechał do Europy, żeby dużo zjeść.

Dwie dekady później zacząłem podróżować z moją dziewczyną. A w centrum Amsterdamu, na piątkowym targu używanych książek pod gołym niebem na malowniczym placu Spui, otoczonym zwykłymi księgarniami i odświętnymi, przesiąkniętymi nikotyną brązowymi kafejkami, znanymi również jako puby, znalazłem za grosze moją pierwszą Muriel Spark (Droga Portobellożwawy mini-Penguin wydanie czterech opowiadań) i niesamowicie barwne arcydzieło reportażu wojennego Johna Reeda, Powstańczy Meksyk (Znałem tylko jego Dziesięć dni, które wstrząsnęły światem), dzieło do postawienia na półce obok najlepszych dzieł Hemingwaya.

Tutaj, w Nowym Jorku, oba zakupy zwołają również późne popołudnia przy stoliku Spui na świeżym powietrzu na drinka z korpulentnym Johannesem van Damem z wąsami morsa, ekscentrycznym, zgryźliwym arcybiskupem holenderskiej gastronomii, byłym handlarzem książek, który przywiózł nam kiedyś do jego ulubionej restauracji rijksttafel, gdzie wesoło płakaliśmy Jasne! do spróbowania najgorętszych potraw i niemal natychmiast wymachując rękami i dysząc, wzywaliśmy karetkę.

W Londynie antykwariat znajdujący się na stacji metra Old Street dostarczył mój przeceniony egzemplarz Zatopiony świat autorstwa JG Ballarda, pisarza, którego znam, ale którego nigdy nie czytałem. Widząc tę ​​książkę (właściwie wciąż nie przeczytaną), od razu przypomnę sobie nasze mieszkanie podnajmowane tuż przy dworcu, uspokajająco reklamowane jako niezakłócone hałasem ulicznym. To prawda, ale nie wspomniano, że nie ma ruchu ulicznego, dudnienie z ogromnego placu budowy dosłownie jedną stopę za naszym tylnym oknem. To było jak ogromny żart Monty Pythona i niestety od tego czasu zniechęciło nas do Londynu.

Warto przeczytać!  Najbardziej przereklamowane atrakcje w Seulu i gdzie zamiast nich pojechać

W Jimbocho, tokijskiej dzielnicy używanych książek, złapałem małą, starą kartę lobby filmowego, ładnie pokolorowaną w wyblakły sposób, do klasycznego francuskiego filmu gangsterskiego, Riffifi. Sklepy Jimbocho są przepełnione wspaniałymi wizualnymi bibelotami, a także książkami; tutaj, w erze smartfonów, przemykałem po okolicy, unikając wzroku właścicieli, aby zrobić ukradkowe zdjęcie czegoś zachwycającego, darmową grafikę do mojego cyfrowego oglądania w domu.

Mój pierwszy podróżniczy nabytek, w Paryżu, pochodzi z 1977 roku. Jest to książka Penguin w miękkiej oprawie wydawnictwa PG Wodehouse Wujek Fred na wiosnę.

Benjamin pisał o „pryzmatycznych frędzlach” księgozbioru. The Riffifi karta lobby pomaga udekorować wystawę na mojej nowojorskiej półce obok powieści będącej źródłem filmu, Du rififi chez les hommes, w języku francuskim (tak pamiętny dla mnie obiekt estetyczny) nabyty kilka lat wcześniej na Boul Mich w pobliżu Ogrodów Luksemburskich. Zauważam, że regały na książki to doskonałe miejsce na osobistą dekorację – gatunek niedoceniany, jeśli wolisz.

Z Buenos Aires wróciłem z małą, kruchą, starannie niesplamioną serwetką z Florida Garden Cafe, jednego z ulubionych lokali Borgesa. Zajmuje „frędzle” z hiszpańską książką w miękkiej oprawie (pamiętny, nieczytelny obiekt) wczesnych prac Borgesa, Uniwersalna historia hańby. Które kupiłem detalicznie, ale tanio.

Ale to w Stambule, gdzie od dawna mamy mieszkanie, moje przeglądanie i wspomnienia osiągnęły szczyt. W przytulnym, małym budynku z obskurnymi sklepikami w naszej europejskiej dzielnicy, bezczynnie wydałem dolara na obskurną brytyjską książkę w miękkiej oprawie z 1979 roku (blondynka w bikini z cyfrą 38 na okładce) dawnego thrillera gangsterskiego, o którym tylko mgliście słyszałem: Żadnych orchidei dla panny Blandish autorstwa Jamesa Hadleya Chase’a. Ten przypadek za jednego dolara dał mi porywający, brutalny, ponury klasyk gatunku z 1939 roku, napisany jakby przez obcokrajowca zaciekle naśladującego amerykański styl na twardo.

Dowiedziałem się, że tak było, ponieważ autorem był niejaki René Lodge Brabazon Raymond, Anglik, który nigdy nie postawił stopy w Ameryce, kiedy pisał powieść (pierwszą z wielu) przy użyciu słownika slangu i atlasu. Orwell nazwał to dzieło faszystowskim, ale pochwalił jego styl i bezwstydność. To był pełen nadziei okres dla Turcji w Aughts, kiedy zdobyłem książkę Chase’a. Od tego czasu niechlujny budynek został zgentryfikowany, podobnie jak większość Stambułu, i nie ma już tam przeglądania książek… a Turcja stała się znacznie, znacznie ciemniejsza.

Ale głównym miejscem starego Stambułu jest chaotyczny, nieokreślony budynek tuż przy nieubłaganie zglobalizowanej głównej arterii miasta, ulicy Istiklal. Aslıhan Pasajı Sahaflar Çarşısı — rynek używanych księgarń w Pasażu Aslihan — składa się z dwóch pięter, których długie korytarze są wyłożone komórkami na używane książki i ogromnymi stołami wystawowymi. To trochę zaniedbana wersja słynnych paryskich arkad Benjamina.

Warto przeczytać!  Wspieranie rozwoju e-commerce w RPA

Okna są ozdobione potpourri obwolutami książek, portretami Ataturka policzek przy policzku z wielkim tureckim poetą opozycji, Nâzımem Hikmetem, i gwiazdami Yeşilçam, populistycznego tureckiego kina z dawnych czasów. Właściciele siedzą skuleni w swoich dodatkowo ozdobionych girlandami małych osobistych muzeach lub żłobkach poświęconych dawnej kulturze. Tutejsze korytarze nigdy nie są zatłoczone; atmosfera jest kontemplacyjnie nudna, atmosfera powoli więdnącej oazy kultury i pamięci, blaknące archiwum położone obok powodzi turystycznych – niedawny duży napływ z państw Zatoki Perskiej – zakupy na Istiklal, w większości niezrażony, jak się wydaje, przez niedawne bombardowanie oddalone o pięć minut spacerem. Zastanawiam się, ile czasu minie, zanim ta pierwszorzędna nieruchomość zostanie zamieniona w sklepy z tureckimi przysmakami?

Wśród stosów starych tureckich magazynów filmowych i chaotycznych książek w języku angielskim należących do Aslıhan Pasajı — tak wiele egzemplarzy Pięćdziesiąt odcieni szarościBarbary Cartland — oskubałem dla orzeszków tak pikantne samorodki, jak nieskazitelne wydanie English Pan z 1963 r. w miękkiej oprawie, powiązane z filmem Z Rosji z miłościąze scenami ze Stambułu, kiedy Hagia Sophia była muzeum, a nie meczetem; Miasto koszmarówcztery wczesne opowiadania Dashiella Hammetta, szczęśliwy traf w sfatygowanej, krzykliwej książce Dell Book w miękkiej oprawie z 1949 roku; Specjalista z Sycyliijedyną z powieści Normana Lewisa, z jaką się zetknąłem — i najbardziej uroczo ciekawa moich zbiegów okoliczności ze Stambułu, krucha, niezgrabnie cierpka okładka z 1954 roku w miękkiej oprawie Kanum Benim (Moje prawo), tureckie tłumaczenie wczesnego klasycznego berserkera Mickeya Spillane’a Ja, Jury.

Ta ciekawostka zaprowadziła mnie do fascynującej historii jej tłumacza, FM Ikinci, pseudonim znanego lewicowego powieściopisarza Kemala Tahira (również pseudonim). Spillane był wówczas niezwykle popularny na całym świecie, a Tahir, po zwolnieniu z więzienia za swoją politykę, podjął się tłumaczenia brutalnych spraw prywatnego detektywa „Mike’a Hammera”, aby zarobić pieniądze. Kiedy dorobek Spillane’a się wyczerpał, Tahir po prostu wymyślił nowe książki „Mayk Hammer” – dając temu antykomuńskiemu mścicielowi kilka przemyślanych lewicowych opinii. Posiadam nowe wydania tych podróbek w miękkiej oprawie; miejmy nadzieję, że ktoś będzie też troskliwy i przetłumaczy je na angielski. Za to z pewnością zapłaciłbym pełną cenę.


Źródło