Pojechałem „taksówką” do Gibraltaru. Toyota Corolla dużo zyskała na liftingu
Na początek ciekawostka – aż 70 proc. sprzedanych w Polsce egzemplarzy Toyoty Corolli wyjeżdża z salonów z układem hybrydowym. Znakomita większość z nich korzysta z silnika benzynowego 1.8 i to właśnie w tej wersji po liftingu zmieniło się najwięcej. Toyota Corolla zyskała – co prawda – kilka kosmetycznych poprawek i nowe multimedia, ale to raczej dodatki do gwoździa programu, czyli piątej generacji układu hybrydowego. Sprawdziłem, jak sprawuje się nie tylko w mieście, ale też na trasie.
Tak jak przed liftingiem klienci zainteresowani hybrydą mogą wybierać między układem wykorzystującym słabszy silnik 1.8 (każdy rodzaj nadwozia) lub mocniejszy 2.0 (niedostępny w sedanie). Z palety jednostek hatchbacka i kombi zniknął natomiast jedyny silnik bez elektrycznego wsparcia, czyli turbodoładowany „benzyniak” 1.2 – od tego roku konwencjonalna Toyota Corolla występuje już tylko jako sedan z jednostką 1.5 VVT-i (125 KM).
Toyota Corolla po liftingu. Wciąż oszczędna, ale szybsza i cichsza
Wybierając auto do jazd testowych, postawiłem na najchętniej zamawianą wersję silnikową w Polsce, czyli hybrydę z 1,8-litrowym silnikiem benzynowym. Japońscy inżynierowie zauważalnie ją podkręcili – moc układu wzrosła o 18 KM i oddaje teraz kierowcy 140 KM. To zasługa modyfikacji jednostki sterującej PCU, udoskonalenia przekładni elektrycznej (e-CVT), zastosowania mocniejszej baterii litowo-jonowej i lepszej kalibracji pracy napędu.
Efekt? Corolla z takim napędem przyspiesza od 0 do 100 km/h o niemal 2 s krócej! „Setka” pojawia się na liczniku hatchbacka już po 9,1 s (w sedanie po 9,3 s, a w kombi po 9,4 s). Nie musisz się ścigać, żeby to docenić – wystarczy, że będziesz chciał szybko włączyć się do ruchu, np. na rondzie. Wersja 2.0 Hybrid Dynamic Force po zmianach generuje 196 KM i przyspiesza do 100 km/h w 7,4 s (kombi w 7,7 s). Pomimo lepszych osiągów spadła średnia emisja CO2 – w hatchbacku z 1.8 do 100 g/km, a z 2.0 do… 98 g/km (to nie błąd!).
Jazda hybrydową Toyotą Corollą stała się przyjemniejsza nie tylko z powodu tego, że pod prawą nogą czuć więcej mocy. W kabinie jest też po prostu odczuwalnie ciszej. Polscy przedstawiciele Toyoty mówią o redukcji hałasu nawet o 2,5 dB. Jak to osiągnięto? W skrócie: mocniejsza jednostka elektryczna pozwoliła obniżyć obroty benzyniaka o 300-500 obr./min. Oprócz tego sedan wreszcie dostał wygłuszenie maski, więc nie odstaje już od innych odmian nadwoziowych.
Wersja dla wnikliwszych: lepsze osiągi i cichsza praca to efekt wielu zmian w układzie hybrydowym. Wspomniana nowa jednostka PCU ma dwustronny układ chłodzenia i o 14 proc. mniejsze straty elektryczne. Inżynierowie zainstalowali ją bezpośrednio nad lżejszą o 15 proc. przekładnią e-CVT, w której zamontowano mocniejsze, ale dzięki nowemu rozkładowi uzwojenia stojana mniejsze silniki elektryczne (generatory). Olej zastosowany w przekładni ma z kolei o 50 proc. mniejszą lepkość, a to zredukowało tarcie. Coś jeszcze? Piąta generacja układu dysponuje lżejszą o 14 proc. baterią litowo-jonową z większą o 14 proc. mocą wyjściową. Tyle w teorii. A w praktyce?
Toyota Corolla po liftingu. Hybryda nie tylko do miasta
Razem z kolegą z innej redakcji zabrałem 140-konną Corollę na mniej więcej 250-kilometrową trasę do Gibraltaru i z powrotem, która tylko momentami wiodła przez habitat hybryd, czyli zatłoczone miasto. Większą część tego dystansu stanowiły hiszpańskie autostrady i obwodnice.
Pierwszy test obietnic składanych przez Toyotę nastąpił niedługo po wyjeździe z hotelu – dość ekstremalny, bo wymagał sprawnego włączenia się do ruchu na drodze ekspresowej bez pasa rozbiegowego. Wciskam „gaz” i czuję mocnego „kopa” z układu. To efekt zmiany charakterystyki pracy napędu, która wcześniej była bardzo liniowa, a teraz zapewnia większą dynamikę na starcie. Po chwili jadę tak jak wszyscy z prędkością 100 km/h – test zaliczony!
A co ze sławetnym wyciem silnika spalinowego? Skłamałbym, twierdząc, że podczas przyspieszania nie ma już monotonnego dźwięku. Trudno jednak dalej nazywać go wyciem, bo udoskonalona przekładnia e-CVT faktycznie nie wymusza już na nim tak głośnej pracy. Nawet podczas przyspieszania jest o pół tonu ciszej, a jazda po autostradzie z prędkościami w zakresie 120-140 km/h nie jest już tak męcząca.
Nie zmieniła się jedna rzecz – właściwości jezdne. To nie problem, bo Toyota Corolla tej generacji prowadziła się przyzwoicie już przed liftingiem. Kierownicą kręci się dość lekko, ale cały czas z poczuciem wystarczającej kontroli nad przednimi kołami. Podobnie jest z zawieszeniem, które stara się być „złotym środkiem” i wychodzi mu to całkiem nieźle – kompaktowa „Japonka” nie pokłada się na zakrętach, a na nawierzchniach o gorszej jakości łagodnie obchodzi się z kręgosłupami podróżnych.
Czy spalanie rzeczywiście nie wzrosło? Silniki benzynowe napędzające piątą generację hybryd Toyoty mogą częściej „ucinać” sobie drzemkę, Corolla chętniej bowiem korzysta z energii, którą odzyskuje np. podczas hamowania. Średnie spalanie na trasie do Gibraltaru wyniosło 5,6 l/100 km. W drugą stronę – tylko 4,5 l/100 km. Nie zdziwiłbym się, gdyby w mieście udało się zejść poniżej 4 l/100 km, ale to już sprawdzimy w pełnoprawnym teście.
Toyota Corolla po liftingu. Zamawiasz dziś, odbierasz…
Oczywiście samochody kupujemy też oczami, dlatego Toyota przeprowadziła niezbędną kosmetykę. Zmiany stylistyczne są niewielkie – sprowadzają się do nowego LED-owego wzoru reflektorów, innego wypełnienia grilla, przemodelowanych dolnych części zderzaków i przyciemnionych tylnych lamp. W środku zaś pojawiły się dwa nowe wyświetlacze: 12,3-calowy ekran zamiast analogowych zegarów i 10,5-calowy od systemu inforozrywki z przyjaźniejszym interfejsem. W wersji GR Sport dodatkowo zadebiutowały 18-calowe alufelgi. Ach, są jeszcze trzy nowe kolory nadwozia: Dark Teal (tylko w sedanie), Juniper Blue (w hatchbacku i kombi) oraz Royal Grey (wszystkie wersje).
Cennik zmodernizowanej Toyoty Corolli otwiera kwota 98 tys. 900 zł – tyle zapłacimy za sedana w wersji Active z silnikiem benzynowym 1.5 VVT-i 125 KM. 140-konna hybryda z jednostką 1.8 to wydatek co najmniej 113 tys. 900 zł (sedan), 116 tys. 900 zł (hatchback) lub 120 tys. 900 zł (kombi). Dopłata do 196-konnego układu hybrydowego z silnikiem 2.0 to okrągłe 10 tys. zł, ale po takiej poprawie osiągów w słabszym wariancie mam wątpliwości, czy w ogóle warto ją rozważać.
Dzisiaj jedną z podstawowych kwestii poruszanych przez dziennikarzy na prezentacjach jest też dostępność samochodu. Nie jest z nią źle, bo do Polski zaczynają już zjeżdżać egzemplarze odświeżonej Toyoty Corolli zamówione przez klientów podczas przedsprzedaży. Co będzie z tymi zamówionymi np. jutro? Polscy przedstawiciele mówią wprost: z dużym prawdopodobieństwem odbiór dopiero w 2024 r. Takie czasy!