Świat

Polska nie jest gotowa na przyjęcie nowego makkartyzmu

  • 5 czerwca, 2023
  • 8 min read
Polska nie jest gotowa na przyjęcie nowego makkartyzmu


W niedzielę 500 000 ludzi pokojowo przeszło ulicami Warszawy. Z tej okazji upamiętniono 34. rocznicę wyborów, które doprowadziły do ​​pokojowego wyjścia Polski z komunizmu. Ale pokaz masowy nie był rytualnym upamiętnieniem; było zarówno celebracją przeszłości, jak i protestem przeciwko wysiłkom obecnego polskiego rządu zmierzającym do przywrócenia kraju autokracji.

Rządzący rząd PiS przez cały poprzedni tydzień kpił z organizatorów marszu i zniechęcał Polaków do udziału. Na swoim oficjalnym koncie na Twitterze partia posunęła się nawet do opublikowania skandalicznego spotu wideo, na którym widać tory kolejowe przed byłym obozem koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau z Czerwiec 4 marca nałożone na wejście do obozu. Kilku polityków sprzeciwiło się próbie wykorzystania Auschwitz jako broni przez ich partię, ale obraźliwość tego spotu podsyciła niepokój opinii publicznej w tygodniu poprzedzającym 4 czerwca: czy Prawo i Sprawiedliwość spróbuje przerwać marsz? Czy dwa tuziny „kontrprotestów” zatwierdzonych tego samego dnia staną się pretekstem do brutalnych prowokacji ze strony niektórych skrajnie prawicowych organizacji, które czerpią dotacje rządowe?

Wybory są często spisywane jako nudne ćwiczenia proceduralne; nawet w wolnych społeczeństwach, bez państwowych kanałów telewizyjnych, które zagłuszają opozycję prorządową propagandą, przeciwnikom trudno jest zmobilizować wyborców do obalenia partii rządzącej. Dlaczego więc upamiętnienie rocznicy wyborów przeprowadzonych ponad trzy dekady temu miałoby budzić taki strach w sercach elit rządzących w Polsce?

Współcześni na całym świecie częściej pamiętają 4 czerwca 1989 r. jako dzień, w którym 200 000 chińskich żołnierzy sprawiło, że ulice Pekinu spłynęły krwią protestujących studentów i przechodniów. Jednak w połowie drogi na całym świecie od Placu Tiananmen Polacy spędzili dzień na głosowaniu w swoich najbardziej wolnych wyborach od lat 20. XX wieku. To ćwiczenie doprowadziło do niezwykłego, wcześniej nie do pomyślenia momentu: autokratyczni, wspierani przez Moskwę komuniści w Polsce dobrowolnie zrzekli się władzy, przyznając, że ruch Solidarności zdecydowanie pokonał ich w sondażach.

Według słów historyka Timothy’ego Gartona Asha, który obserwował wybory z pierwszej ręki, „aż do wczoraj każdy, kto przewidział te wydarzenia, byłby powszechnie uważany nie za logika, ale za wariata”. Michaił Gorbaczow był już wychwalany w całym bloku sowieckim za swoje reformy w kraju, ale Polacy poważnie potraktowali ryzyko, że może dać zielone światło interwencji Armii Czerwonej, by utrzymać komunistów u władzy. Wiadomość o masakrze na placu Tiananmen, która wybuchła równocześnie z wynikami wyborów w Polsce, wzmogła te obawy. Zamiast tego Gorbaczow pobłogosławił wyniki, a Solidarność stworzyła koalicyjny rząd kierowany przez pierwszego niekomunistycznego premiera Europy Wschodniej od dziesięcioleci.

Warto przeczytać!  Dlaczego lewicowy internet nie może się oprzeć byłemu prezydentowi Brazylii.

W latach 90. i na początku XXI wieku świętowano zatem wybory, które obaliły komunizm w Polsce. Ale Prawo i Sprawiedliwość spędziło znaczną część ostatnich dwóch dekad przekonując wyborców, że wybory z 1989 roku powinny być raczej powodem do wstydu: komuniści powinni byli zostać powieszeni; dysydenci, którzy umożliwili przeprowadzenie wyborów w 1989 r., sprzedali Polskę za grosze; a Polską nadal rządzi tajny spisek.

Podstawowym przesłaniem Prawa i Sprawiedliwości jest to, że większość polskich wyborców powinna zostać w domu, nawet jeśli martwią się, że Polską rządzą obecnie autokratyczni ksenofobowie, bo jedyną alternatywą jest opozycja, która sprzeda Polskę Rosjanom – a to wynika z z linii politycznej, która robi to od lat 80. To, co kiedyś było skrajną prawicą, teraz jest w Polsce głównym nurtem. Wybory parlamentarne zbliżają się tej jesieni, a Prawo i Sprawiedliwość boi się porażki, więc w pełni wykorzystuje antydemokratyczną taktykę wypracowaną przez osiem lat rządzenia: podporządkowanie sądownictwa wybranym politykom, przekształcenie mediów publicznych w ośrodki propagandy rządowej i podżeganie do wojny kulturowe.

Przez cały 2022 rok eksperci wyobrażali sobie, że inwazja Rosji na Ukrainę na pełną skalę może odwrócić antydemokratyczny kurs Polski, a Unia Europejska i NATO postrzegają Polskę jako swój antyrosyjski bastion. Niestety, to było myślenie życzeniowe. W marcu TVN, stacja telewizyjna z większościowym udziałem USA, wyemitowała dokument ujawniający, że papież Jan Paweł II był uwikłany w nadużycia duchownych w komunistycznej Polsce. Ambasador USA został wezwany do MSZ, by odpowiedzieć za udział stacji telewizyjnej w „wojnie hybrydowej”. Wniosek był jasny: kwestionowanie usankcjonowanego przez rząd wizerunku bohaterskiej Polski, symbolizowanej przez świętego papieża, zagraża NATO, ponieważ NATO potrzebuje Polski.

Warto przeczytać!  Po trzęsieniu ziemi dotknięci wojną Syryjczycy walczą o pomoc i odbudowę

Wykłady naukowe, które dostarczają dowodów na polską przemoc antysemicką podczas Holokaustu, są obecnie regularnie, a nawet brutalnie zakłócane. W zeszłym tygodniu w Niemieckim Instytucie Historycznym w Warszawie skrajnie prawicowy parlamentarzysta zorganizował okupację, aby zapobiec wykładzie na temat rządowej cenzury badań nad Holokaustem. Błysnął swoim oficjalnym dowodem tożsamości policji, próbując go eksmitować, twierdząc, że zapewnia mu to immunitet. Niedoszły mówca, wybitny historyk Jan Grabowski, został wyprowadzony tylnymi drzwiami budynku, aby uniknąć przemocy ze strony prawicowych protestujących. Powiedział: „Czułem się, jakbym był w Polsce w latach 30. XX wieku”.

To, co doprowadziło Polskę do szaleństwa w tygodniu poprzedzającym niedzielną rocznicę, wykracza poza wojny kulturowe w rzekomej obronie publicznego wizerunku Polski. 29 maja prezydent RP Andrzej Duda podpisał ustawę powołującą nową stałą komisję do zbadania rosyjskich wpływów w Polsce w latach 2007-2022. Komisja jest uprawniona do zbadania każdego obywatela, bez obowiązku przedstawiania dokumentacji. Zamiast wąsko zdefiniowanego mandatu, ustawa zawiera niejasne sformułowania (nie podaje definicji wpływy rosyjskie), który daje powołanej przez Parlament komisji niemal nieograniczone możliwości: może złamać zabezpieczenia prawne dotyczące poufnych transakcji biznesowych; może przebić przywilej adwokat-klient.

Polscy krytycy społeczeństwa obywatelskiego skupili się przede wszystkim na tym, co prawo oznacza dla wyborów, ponieważ komisja może odsunąć każdego od pełnienia funkcji publicznych na 10 lat. Posłowie PiS głośno mówili o zamiarze wykorzystania ustawy przeciwko głównemu politykowi polskiej opozycji, byłemu premierowi i byłemu przewodniczącemu Rady Europejskiej Donaldowi Tuskowi. (Przeciwnicy nazywają nową ustawę „Lex Tusk”). Jednak ustawa stanowi, że komisja ma również szerokie uprawnienia do uchylenia lub stwierdzenia nieważności każdej „decyzji administracyjnej wydanej pod wpływem Rosji ze szkodą dla interesów Rzeczypospolitej Polskiej”. ”. Komisja może jednostronnie anulować kontrakty w sektorach komercyjnych związanych z „infrastrukturą krytyczną”, taką jak energetyka i technologie informacyjne, co może mieć katastrofalne skutki dla inwestycji biznesowych w Polsce. A wszystkie ustalenia komisji są ostateczne: nominalnie podlegają odwołaniu do sądu administracyjnego, ale ten sąd może jedynie zweryfikować, czy komisja działała zgodnie z prawem, które ją stworzyło. Pod każdym względem politycznie powołana komisja administracyjna dzierży najwyższą władzę sądowniczą.

Warto przeczytać!  Brazylia: Nielegalni górnicy złota śmiertelnie postrzeleni na terytorium tubylczym | Wiadomości dotyczące środowiska

Prawem jest polski makkartyzm, prosty i prosty. 29 maja Departament Stanu wydał oświadczenie prasowe, w którym stwierdził: „Podzielamy obawy wyrażane przez wielu obserwatorów, że ta ustawa o utworzeniu komisji do zbadania wpływów Rosji może zostać wykorzystana do zablokowania kandydatury polityków opozycji bez należytego procesu”. Parlament Europejski przegłosował debatę nad nowym polskim prawem. Były premier Polski (obecnie poseł PiS) odpowiedział obietnicą ukarania Polaków, którzy wykorzystali „Parlament Europejski do podżegania do buntu w Polsce, otwarcie wzywając ludzi do wyjścia na ulice”.

Jarosław Kurski, wpływowy komentator w Polsce, zauważył w niedzielę, że nie można już oddzielić świętowania pokojowej rewolucji 1989 roku w kraju od „wściekłości na bezwstydne i niekompetentne rządy Prawa i Sprawiedliwości”. Półmilionowa frekwencja była 10 razy większa niż przewidywali organizatorzy – była to jedna trzecia mieszkańców Warszawy – a liczba ta nie uwzględnia nawet mniejszych przemarszów przez największe miasta Polski.

Skrajna prawica planowała odpowiedzieć na te demonstracje kontrprotestami, ale najwyraźniej 500 000 ludzi nie mogło zostać powstrzymanych nawet przez skrajnie prawicowych prowokatorów. Jednak Prawo i Sprawiedliwość nie musi wysyłać policji ani faszystowskich gangów na ulice miast, aby zlikwidować polityczną opozycję. Jesienią 2020 r. ponad 400 tys. Polaków protestowało przeciwko skutecznemu zniesieniu prawa do aborcji przez kontrolowany przez Prawo i Sprawiedliwość Trybunał Konstytucyjny; w końcu rząd przeczekał protesty, a następnie wprowadził zakaz aborcji.

Polacy odzyskali 4 czerwca jako symbol nadziei, że jedne wybory mogą odwrócić autokratyczną falę. Teraz najtrudniejsza część: przełożenie niedzielnej frekwencji na warszawskich ulicach na głosy w jesiennych urnach.


Źródło