Polska

Polsko-ukraińskie pojednanie – zasypywanie przepaści

  • 11 lipca, 2024
  • 10 min read
Polsko-ukraińskie pojednanie – zasypywanie przepaści


Karolina Romanowska jest przewodniczącą Polish-Ukrainian Reconciliation Association. Kyiv Post spotkał się z nią i rozmawiał o oddolnej inicjatywie, która łączy Polaków i Ukraińców poprzez działania takie jak organizowanie wspólnych warsztatów na Ukrainie.

Michał Kujawski: „Zbrodnia wołyńska”, którą upamiętniamy w Polsce 11 lipca, od lat jest przedmiotem sporów polsko-ukraińskich i jest dla Ciebie sprawą osobistą. Wielu Twoich krewnych zostało zamordowanych w 1943 roku. Kiedy po raz pierwszy odwiedziłeś Wołyń?

Karolina Romanowska: W 2021 roku przekroczyłam granicę polsko-ukraińską i po raz pierwszy pojechałam na Wołyń. Było to podczas kręcenia filmu „Smutna Dziadka”. To było dla mnie niesamowite przeżycie. Mieszkałam w wielu miejscach na całym świecie i dużo podróżuję, ale nigdy nie byłam na Wołyniu. Wiem, że to może brzmieć irracjonalnie, ale Wołyń wydawał mi się najodleglejszym miejscem na świecie. Wiedziałam, że prędzej czy później je odwiedzę i skonfrontuję się z historią mojej rodziny. W końcu skorzystałam z okazji, żeby tam pojechać i spotkać się z Ukraińcami, którzy ratowali Polaków.

MK: Jak prywatna, wewnętrzna potrzeba wyjazdu na Wołyń przerodziła się w działalność społeczną i powstanie Stowarzyszenia Polsko-Ukraińskie Pojednanie?

KR: Kiedy pojechałem tam po raz pierwszy, przeszedłem pieszo przez Wołyń w jego historycznych granicach. Dotarłem do wsi Brzydki, skąd pochodził mój dziadek i rodzina mojej matki. Spotkałem mieszkańców i skonfrontowałem się z historią, którą podsłuchałem w dzieciństwie przez „nieco uchylone drzwi”. Co to znaczy? Dorośli nie rozmawiali z dziećmi o wydarzeniach z 1943 roku. Co najwyżej czasem można było usłyszeć coś przypadkiem, ale sam nigdy nie poruszałem tego tematu. To były straszne historie o mordowaniu dzieci i innych niewinnych ludzi. Osiemnastu członków mojej rodziny zginęło. Niektórzy z moich krewnych urodzonych na Wołyniu, którzy przeżyli, nadal żyją.

Moskwa mówi, że nie weźmie udziału w drugim szczycie pokojowym

Inne interesujące tematy

Moskwa mówi, że nie weźmie udziału w drugim szczycie pokojowym

Wiceminister spraw zagranicznych Rosji stwierdził, że ukraińska „formuła pokojowa” to „ślepa uliczka” i pożałował celowego „ignorowania innych inicjatyw” mających na celu zakończenie wojny na Ukrainie.

Zaangażowałem się w pracę nad filmem „Dziadek Sad”, który przedstawia historię rzezi wołyńskiej. Co ciekawe, jest to efekt współpracy Polaków i Ukraińców. Sfinansowały go Polski Instytut Sztuki Filmowej i Ukraińska Państwowa Agencja Filmowa. Scenarzyści konsultowali się z historykami, a jego historyczną poprawność potwierdzili zarówno polscy, jak i ukraińscy badacze. Było to znaczące wydarzenie – podeszliśmy do tematu rzezi wołyńskiej inaczej, niż robiono to do tej pory. Pokazaliśmy Ukraińców, którzy kosztem własnego życia ratowali Polaków. Czasami oni, ich rodziny i dzieci płacili najwyższą cenę – cenę swojego życia. Chcieliśmy pokazać, że ta bolesna historia nie jest czarno-biała, ale ma wiele odcieni szarości. Odrzuciliśmy zbiorową odpowiedzialność za przedstawianie Ukraińców jako morderców – było tam wielu dobrych ludzi, którzy dla mnie są prawdziwymi bohaterami. Po zakończeniu pracy nad filmem „Dziadek Sad” miałem wewnętrzne przeczucie, że po obu stronach jest jeszcze wiele do zrobienia. Po stronie ukraińskiej, jak i po stronie polskiej. Tak powstało Stowarzyszenie Pojednania Polsko-Ukraińskiego, w którego skład wchodzą zarówno polscy, jak i ukraińscy członkowie.

MK: Z jakimi wyzwaniami mierzą się Polacy i Ukraińcy?

KR: Przede wszystkim musimy wspólnie poradzić sobie z traumą, zmową milczenia i wzajemnymi stereotypami, które istnieją. To idea, która przyświecała organizacji pierwszej edycji warsztatów pojednania polsko-ukraińskiego. Zaprosiliśmy Polaków i Ukraińców reprezentujących wiele różnych społeczności. Były to rodziny polskie z Wołynia, rodziny ukraińskie, a także te, które straciły bliskich po obu stronach.

Profesor Daquing Yang z Washington University, światowy autorytet w dziedzinie historycznego pojednania, który doradzał m.in. Dalajlamie, również uczestniczył, podobnie jak pewien Brytyjczyk. Mamy również wsparcie duchowieństwa, a jeden z księży nas gości. W tak delikatnej kwestii wsparcie duchowe jest bardzo ważne dla uczestników. Dialog się rozpoczął, ale zdaliśmy sobie sprawę, że to nie wystarczy. Zaprosiliśmy historyków, ale nie chcieliśmy sprowadzać go do debaty wśród uczonych. Chcieliśmy skupić się na wzajemnych emocjach.

W warsztatach wziął udział Grzegorz Krowicki, terapeuta specjalizujący się w metodzie Feldenkraisa, której celem jest leczenie traum. Symbolicznie Feldenkrais, twórca tej metody, pochodzi z Wołynia. W zeszłym roku zorganizowaliśmy polsko-ukraiński teatr. Powstała sztuka o miłości, która mierzyła się z wyzwaniami – zakochani Polak i Ukrainka mieli dziadków służących w Armii Krajowej i UPA, co uniemożliwiało im wzajemne zrozumienie. Może to zabrzmieć banalnie, ale takie małe rzeczy naprawdę zbliżają do siebie ludzi. Wszystko, co robiliśmy, było jednym wielkim eksperymentem. Na warsztatach każdy może swobodnie mówić. Nie ma tematów tabu – rozmawiamy o wszystkim. Pomaga wydobycie tego, co głęboko skrywamy w sercu, czy to złość, czy smutek.

MK: Jak zakończyły się warsztaty, co osiągnięto?

KR: Efekty były widoczne od samego początku naszej pracy. Otwarta rozmowa o emocjach działa oczyszczająco. Uczestnicy, którzy podeszli do tego bardzo emocjonalnie w zeszłym roku, poczuli potrzebę podzielenia się swoją prawdą ze wszystkimi, a w tym roku stali się obserwatorami, a nawet wspierali tych, którzy uczestniczyli po raz pierwszy. Podobnie przedstawiciele polskich społeczności wołyńskich, którzy początkowo podchodzili do inicjatywy pojednania polsko-ukraińskiego ze sceptycyzmem i dystansem, również zareagowali pozytywnie pod koniec warsztatów. Ostatniego dnia z entuzjazmem przyjęli możliwość poznania Ukraińców. Polskie społeczności związane z Wołyniem teraz opisują Ukraińców jako swoich przyjaciół. Wielu Ukraińców, dowiedziawszy się o naszej inicjatywie, początkowo wykazywało rezerwę i ostrożność. Jednak każdy kolejny dzień przynosił coraz większą otwartość, prowadzącą do łez wzruszenia i wzajemnej wdzięczności pod koniec. Wielu Ukraińców po raz pierwszy usłyszało, co naprawdę czują Polacy. Osobiście uczę się i rozumiem więcej każdego dnia. To ogromny postęp! Pod koniec warsztatów doszliśmy do wspólnego wniosku – powinny być możliwości ekshumacji i godnego upamiętnienia ofiar. Każdy Ukrainiec, którego spotkałem, zgadza się z tym.

MK: Co jest dla strony polskiej najważniejsze w tej sprawie?

KR: Zdecydowanie chodzi o ekshumacje i zakładanie miejsc pamięci. Mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że obecny brak tego nie wynika z braku chęci ze strony społeczeństwa ukraińskiego, które uważa to za nieludzkie ze względu na kulturowy nakaz zapewnienia godnych pochówków i szacunku dla zmarłych. Nawet żołnierze rosyjscy mają pochówki. Są też ekshumacje poległych żołnierzy niemieckich z II wojny światowej. Dlaczego więc polscy cywile nie mogą mieć grobów i upamiętnień? Osobiście nie znam żadnego Ukraińca, który by się temu sprzeciwiał. To kluczowy punkt dla pojednania polsko-ukraińskiego. Ta kwestia mogłaby zostać rozwiązana decyzją polityczną władz w Kijowie.

MK: Skoro mowa o warsztatach – czy można je postrzegać jako formę wzajemnego dotarcia Ukraińców i Polaków?

KR: Tak. Są wspólne łzy i przeprosiny. Co ważne, nie są to tylko przeprosiny Ukraińców do Polaków. Ludzie przepraszają się wzajemnie. Wszystko to niesie ze sobą wiele silnych emocji. Uczestnicy zaczynają zdawać sobie sprawę, że na poziomie ludzkim nic ich nie dzieli. Jesteśmy narodami, które są bardzo blisko siebie. Wiele rzeczy nas łączy. Wiele osób, w tym historycy i eksperci, przypomina nam o historii sprzed II wojny światowej, kiedy nasze narody pokojowo współistniały. Nasza historia nie dotyczy tylko konfliktów.

MK: To prawda, ale nie można zaprzeczyć, że istnieją wzajemne uprzedzenia.

KR: Niestety, brakuje prawdziwego i otwartego dialogu. Wszystko, co działo się wokół Wołynia w ostatnich latach, było naznaczone sporami i wzajemnymi prowokacjami. Ponadto, szczególnie teraz, w czasie wojny, musimy być świadomi, że Rosja wykorzystuje tę kwestię, aby siać niezgodę między Polakami a Ukraińcami. To fakt. Ukraina potrzebuje wsparcia, ale coraz więcej Ukraińców zdaje sobie sprawę, że kwestie takie jak Wołyń również muszą zostać poruszone. Zmierzenie się z tym pozwoli obu stronom pójść naprzód i zbudować prawdziwe braterstwo.

MK: Niektórzy jednak twierdzą, że wojna nie jest właściwym czasem na rozwiązywanie takich spraw.

KR: Członkowie naszego stowarzyszenia wierzą, że właściwy czas jest zawsze teraz. Rozumiemy jednak, że jest wiele trudności. Dzień po zakończeniu naszych warsztatów rosyjski pocisk uderzył w szpital dziecięcy Ohmatdyt w Kijowie. To był dzień, w którym uczestnicy naszych warsztatów wrócili do swoich domów w Kijowie. Uświadomiło to polskim uczestnikom, jak wiele Ukraińcy poświęcili, aby się z nimi spotkać i pracować nad pojednaniem. Ukraińcy codziennie stawiają czoła wyzwaniom, takim jak przerwy w dostawie prądu i ostrzał. To ich codzienne egzystencjalne zmagania. Jednak zdecydowali się wziąć udział w naszym wydarzeniu, spotkać się z Polakami i omówić kwestie historyczne. Bardzo doceniam ten gest. Wiem, że niektórych z nich to wiele kosztuje.

MK: Rozmawiamy o tym, co dzieli Ukraińców i Polaków, zwłaszcza tych z regionów zachodniej Ukrainy. Jednak świat nie kręci się wyłącznie wokół konfliktów. Czy mógłbyś wskazać pozytywne aspekty, które istnieją między Polakami i Ukraińcami?

KR: Oczywiście! Wołyń to nie tylko ból. Podczas tegorocznych warsztatów Olena Kotseruba wygłosiła wykład na temat miłości i słynnych polsko-ukraińskich związków sięgających początku XIX wieku. Opowiadała o tym, jak ludzie naszych dwóch narodowości zakładali rodziny i po prostu się kochali. Wszystko to wydarzyło się właśnie tutaj, na Wołyniu. Wielu Ukraińców, badając swoje drzewa genealogiczne, odkrywa polskich przodków. Oprócz więzów krwi łączy nas również kultura. Podczas naszych warsztatów okazało się, że starsze pokolenia Polaków znają ukraińskie piosenki, nawet w języku ukraińskim. Wspólne śpiewanie było wzruszające, w tym pieśń „Hej, sokoły / Гей, соколи”. Śpiewaliśmy na zmianę zwrotki, jedną po polsku, drugą po ukraińsku. Polski barszcz biały i żurek były hitem wśród Ukraińców. Łączy nas również miłość do dobrego jedzenia!

MK: Czego potrzebują Polacy i Ukraińcy mówiąc o wzajemnym pojednaniu?

KR: Patrząc na to z zewnątrz, widzę, że ludziom trzeba dać czas i przestrzeń, aby się poznać, zbudować zaufanie. Uważam, że kluczowe jest dzielenie się swoimi historiami i doświadczeniami oraz obserwowanie reakcji drugiej osoby. Jeśli widzimy zrozumienie i empatię w oczach drugiej osoby, jesteśmy na najlepszej drodze do pełnego wzajemnego zrozumienia. Nie mam tu na myśli tylko wydarzeń historycznych. Polacy dostrzegają obecny ból Ukraińców, a słuchanie o ich cierpieniu budzi wielkie współczucie. Niektórzy nawet mówią, że cierpią razem z nimi. Widzą, że Ukraińcy obecnie doświadczają traumy, której sami doświadczyli. Na poziomie indywidualnym dzielimy podobne doświadczenia wojenne. To podobieństwo bardzo nas zbliża i tworzy nić zrozumienia.


Źródło

Warto przeczytać!  Mistrzostwa Europy 29er 2024 w Gdyni, Polska