Biznes

Poruszenie w rządzie ws. wiatraków na Bałtyku. Premier interweniuje, szef Orlenu składa obietnicę

  • 19 lipca, 2023
  • 6 min read
Poruszenie w rządzie ws. wiatraków na Bałtyku. Premier interweniuje, szef Orlenu składa obietnicę


Konstrukcje stalowe do farm wiatrowych na Bałtyku wybudują Hiszpanie. Orlen jest postawiony w pozycji wasala gospodarczego, który spełnia żądania zachodnich korporacji, zamiast pilnować naszego interesu – alarmowali w czerwcu w liście do premiera oraz prezesa Orlenu związkowcy z Organizacji Międzyzakładowej NSZZ „Solidarność” w Stoczni Gdańskiej.

Wskazali, że międzynarodowe konsorcjum Bladt/Semco, które buduje dla orlenowskiej Baltic Power farmy wiatrowe zwleka z powierzeniem robót Stoczni Gdańskiej oraz Elektromontażowi-Północ z Gdyni (spółkom z Grupy Przemysłowej Baltic). Bladt/Semco w ubiegłym roku wygrało przetarg na budowę stacji elektroenergetycznych dla Baltic Power.

Bez tych zleceń – zdaniem związkowców – zakładom stoczniowym, w których pracuje pół tysiąca osób – groziły grupowe zwolnienia.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Statistica: Strefa Schengen i Euro

Rząd pochyla się nad stocznią

Urzędnicy z kancelarii premiera poinformowali stoczniowców, że premier Mateusz Morawiecki zlecił zajęcie się ich sprawą ministrowi aktywów państwowych Jackowi Sasinowi. Oficjalną odpowiedź przesłał im również prezes Orlenu.

Daniel Obajtek przeprasza związkowców za opóźnienie w odpowiedzi na ich czerwcowy list. Wyjaśnia, że było to spowodowane intensywnymi negocjacjami Grupy Przemysłowej Baltic z Bladtem. Zapewnia też, że los polskiego przemysłu stoczniowego oraz tzw. local content (czyli wkładu krajowego w przedsięwzięcie) jest mu bardzo bliski.

Przypomina, że zarówno Orlen, jak i Baltic Power, są sygnatariuszami Sector Deal, czyli porozumienia zmierzającego do budowy polskiego przemysłu offshore, w którym udział produkcji krajowej ma wynieść od 20 do 30 proc. całej wartości projektu.

Jak podkreśla Daniel Obajtek, Bladt miał wątpliwości, czy Elektromontaż-Północ będzie w stanie podołać temu zleceniu. Wskazywał na sytuację ekonomiczną w spółce i opóźnienia w realizacji innego realizowanego przez nią kontraktu.

Po tych sygnałach Baltic Power zmienił warunki finansowe i harmonogram robót w umowie z Bladtem tak, aby to polskie firmy mogły realizować zlecenie.

Poprosiliśmy zarząd Grupy Przemysłowej Baltic o odniesienie się do informacji przekazanej stoczniowcom przez prezesa Orlenu i zapytaliśmy o kondycję stoczni. W odpowiedzi otrzymaliśmy krótki komunikat, że prowadzą poufne rozmowy handlowe, które objęte są tajemnicą handlową i nie mogą ujawnić żadnych szczegółów.

Stoczniowcy czekają na umowę

Przewodniczący Komisji Międzyzakładowej NSZZ „Solidarność” Stoczni Gdańskiej Karol Guzikiewicz uważa, że pisemna deklaracja Orlenu jest dobrym sygnałem, ale stoczniowcy z niecierpliwością czekają na umowę z Bladtem.

Dlaczego tak bardzo martwią się o ten kontrakt? Jak mówi Guzikiewicz, Orlen nie zabezpieczył w warunkach konkursowych parytetu polskich firm. Dlaczego tego nie zrobił? Bo nie mógł. Byłoby to sprzeczne z prawem unijnym.

Rafał Zahorski, pełnomocnik marszałka województwa zachodniopomorskiego ds. gospodarki morskiej, wskazuje na jeszcze jedną istotną dla całej sprawy kwestię: polskie firmy są eliminowane z biznesu offshore, bo nie mają wystarczającego doświadczenia, technologii, know-how, kontaktów w tej branży oraz kompetentnych ludzi. Dopiero raczkujemy w tym przemyśle.

Brakuje nam kadr i strategii

– Zanim jakaś firma zostanie dopuszczona do biznesu offshore, musi przejść przez wiele procedur – tzw. prekwalifikację. To żmudny i kosztowny proces – podkreśla Zahorski.

Potwierdza to również Piotr Jermakow, szef Jermak Offshore Marine Services, który od prawie 30 lat pracuje w branży offshore. – Firma starająca się o zlecenie offshore musi w 99 proc. przypadków przejść weryfikację przetargową – mówi nasz rozmówca.

Dodaje, że każdy z potencjalnych zleceniodawców określa zazwyczaj własne kryteria i wymagania przed każdym przetargiem. Badana jest m.in. wielkość obrotów firmy, środki trwałe, majątek w nieruchomościach – to na wypadek, aby zleceniodawca miał z czego ściągać ewentualne roszczenia.

Sprawdza się również firmy pod kątem ich doświadczenia konstrukcyjnego – ile lat są na rynku, co wykonały, w jakich technologiach pracują. Bada się też kwalifikacje i liczbę personelu projektowego i wykonawczego, a także, czy przestrzegane są warunki ochrony zdrowia i bezpieczeństwa pracy.

Jak przyznaje Karol Guzikiewicz, w Polsce nie ma jeszcze szkół i kierunków, które kształciłyby kadry pod kątem pracy w biznesie offshore. Chociaż praca w tej branży jest niezwykle intratna i kusząca.

Wraz z offshore do Polski przyjdzie 30 nowych zawodów. Wielu młodych ludzi szuka pracy w offshore, bo tam są nowe technologie. Na ostatnie nasze targi pracy poświęcone offshore przyszło ponad 5 tysięcy chętnych – mówi związkowiec.

Zdaniem Jermakowa wiodące polskie firmy – takie jak stocznie i inne firmy wykonawcze – mają dobry lub bardzo dobry personel projektowo-wykonawczy.

– Duże firmy, takie jak stocznie, mają też dobre kadry zarządzające poszczególnymi projektami, ale mogą najczęściej mieć braki w zakresie właściwej prezentacji systemu zarządzania, zarządzania bezpieczeństwem pracy i ochroną środowiska – dodaje.

Podkreśla, że każda polska firma, która chce wejść do offshore, musi jak najszybciej podnieść swoje standardy do tych akceptowanych na świecie. Robi się to m.in. poprzez szkolenia i budowę nowoczesnych systemów zarządzania oraz odpowiedni dobór kadr.

Tu w żadnym wypadku nie pomaga wstawianie do firmy nominatów partyjnych czy kuzynów i pociotków – podkreśla nasz rozmówca.

Dodaje też, że można iść na skróty dobierając odpowiednich ludzi z rynku międzynarodowego i zlecając przygotowanie procedur doradczym firmom zewnętrznym.

– Tu zawsze jest ryzyko znacznej fluktuacji kadr, jeżeli nie będziemy w stanie zapewnić tym ludziom oczekiwanych przez nich warunków kontraktów. Z drugiej strony można się też takich ludzi łatwo i szybko pozbyć, gdy nie są już potrzebni. Wiele firm tak działa – przyznaje ekspert.

Według niego najgorsze wyjście to oddanie zleceń na wykonanie konkretnych prac tzw. partnerom, czyli metoda, którą przyjął Orlen oraz PGE.

– Nie zdobywamy w ten sposób jako firma ani wiedzy, ani doświadczenia, ani też ludzi, którzy są zawsze największym kapitałem każdej liczącej się firmy – kwituje nasz rozmówca.

Katarzyna Bartman, dziennikarz money.pl

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.


Źródło