Biznes

Praca w Biedronce. Sprzedawczynie przerywają milczenie. „To jest wyzysk”

  • 14 października, 2023
  • 11 min read
Praca w Biedronce. Sprzedawczynie przerywają milczenie. „To jest wyzysk”


Jak wygląda zarządzanie zmianą w sklepie? Biedronka w trakcie wakacji publikuje filmik, który ma odpowiedzieć na to pytanie. Dwie pracownice jednego ze sklepów przekazują sobie informacje, czym należy się w najbliższym czasie zająć. Spokojnie przechadzają się po sklepie.

Filmik trwa niewiele ponad 30 sekund. To wystarczyło, aby wywołać lawinę komentarzy. Większość nie jest dla sieci sklepów korzystna. W ponad 2 tys. wpisów wypowiadają się klienci, a także byli i obecni pracownicy Biedronek.

Piszą o wyzysku. Mobbingu. Problemach zdrowotnych. Udało nam się z nimi porozmawiać. Wszystkie imiona bohaterów na ich prośbę zostały zmienione.

Sama na kasie. „Trzeba było zachęcać do samoobsługi”

Kamila szukała pracy „na już”. Dostała się na stanowisko kasjer-sprzedawca do Biedronki. Jak mówi, szybko została oddelegowana do „rozrzucania palet”, czyli roznoszenia towaru na sklep. – Już na początku dawano mi odczuć, że nie pasuję. Osoba, która mnie szkoliła, naśmiewała się ze mnie, nawet nie wiem, z jakiego powodu. To było bardzo przykre – mówi Interii kobieta.

W jej ocenie pracowników na jednej zmianie w sklepie jest zdecydowanie za mało. Uważa, że filmik zamieszczony w mediach społecznościowych to „ustawka”. – Na jednej zmianie było zazwyczaj sześć osób, a sklep mamy duży. W mniejszych sklepach to trzy czy cztery osoby, które wykonują taką samą pracę – przekazuje nam Kamila.

Zaszła w ciążę. Przestała rozładowywać palety, została kasjerką. I, jak wspomina, to wcale nie była zmiana na lepsze. – Zazwyczaj byłam na kasie sama – opowiada Kamila.

– Osoby zatrudnione w Biedronkach są naprawdę przepracowane – ocenia kobieta. Wspomina, że w pracy miała jedną, 15-minutową przerwę. – Została mi ona na papierze wydłużona dwukrotnie przez to, że byłam w ciąży. Ale w sklepie tego typu tak długi odpoczynek jest niemożliwy, bo pracy jest za dużo. Mówili mi – idź, odpocznij, ale szybko wracaj – wspomina.

– Pracowałam tak długo, jak tylko mogłam. W pewnym momencie pojawiły się problemy ze zdrowiem, miałam duże niedobory ze względu na to, że nie jadłam regularnie. Źle się czułam. I lekarz wiedząc, gdzie pracuję, wysłał mnie na L4 wcześniej, niż zakładał – dodaje Kamila. Po urlopie macierzyńskim nie przedłużono jej umowy. Teraz szuka nowej pracy.

Z L4 na rentę. Kręgosłup nie wytrzymał

Milena pracowała w Biedronce 10 lat. Była zatrudniona w jednym ze sklepów w Katowicach. Zajmowała się głównie tak zwaną obsługą pierwszej alejki, czyli odpiekiem pieczywa, układaniem mięsa oraz rozładunkiem owoców i warzyw. – Palety z tym towarem są nadzwyczaj ciężkie. Karton bananów waży 18 kilogramów. Co więcej, te najcięższe rzeczy leżą u góry. Zdejmowanie ich było okropne – wspomina kobieta.

– Na przerwy nie było na to czasu. Długo pracowałam bez odpoczynku. Pracowników było po prostu za mało, nie wyrabialiśmy – wskazuje Milena. Mówi też o problemach grafikowych. – Nigdy nie było wiadomo, czy można sobie coś zaplanować czy nie, bo grafik cały czas się zmieniał. Ja miałam nawet sytuację, w której przyszłam rano do pracy i już na miejscu dowiedziałam się, że jednak zmienili mi na popołudnie – opowiada.

Warto przeczytać!  Czym jest „wirus przebudzonego umysłu”, który według Elona Muska „zabił” jego syna | Wyjaśnienie

Po pewnym czasie takiej pracy zaczął ją boleć kręgosłup. Codziennie. – Mimo to pracowałam dalej. I pewnie nie poszłabym z tym nawet do lekarza – przyznaje. Do specjalisty trafiła z innego powodu.

– Miałam jakąś infekcję, chodziłam wręcz nieprzytomna. Ale kierowniczka sklepu mówiła mi, że mam i tak pracować, nie obchodziło jej to, w jakim byłam stanie. Nie chciałam zostawiać koleżanek tuż przed świętami z ogromem roboty, więc jeszcze trochę do pracy chodziłam. Ale koniec końców i tak wylądowałam na zwolnieniu. I wtedy usłyszałam, że ona za te L4 „wyleje na mnie wiadro pomyj” – opowiada Milena. I podkreśla, że takie podejście zupełnie jej nie zaskoczyło. 

– Krzyk kierowników był na porządku dziennym. Tam zwykły pracownik każdego się boi. Dziewczyny płaczą po kątach. Raz chłopaka na kasie kierowniczka tak strofowała, że z nerwów aż mu krew z nosa puściła – dodaje kobieta.

Postanowiła się postawić. – Jak wróciłam ze zwolnienia, powiedziałam kierowniczce, że nie życzę sobie takiego traktowania. Wtedy ona chciała się mnie z tego sklepu pozbyć i przenieść do innego, który jest bardzo daleko mojego miejsca zamieszkania.

W dniu, w którym miała zacząć pracę w nowym miejscu, bardzo źle się poczuła. Ból kręgosłupa był już nie do zniesienia. – Znów wylądowałam na L4. Później byłam na zasiłku chorobowym, a teraz jestem na rencie. Lekarz powiedział wprost – moje problemy wynikają z ciężkiej fizycznej pracy. Ja się po prostu załatwiłam – mówi kobieta. Napisała skargę do dyrektora jej okręgu. – I mimo że dostałam potwierdzenie odbioru, do dziś odpowiedzi nie otrzymałam – mówi Interii.

„Tabletkę przeciwbólową weź”

Katarzyna nie pracuje w Biedronce od lutego. 

– Było ciężko. Pracowników było za mało. Kierownik tylko nas ganiał, bo cały czas przyjeżdżał nowy towar, a palety z poprzednim nie były jeszcze rozłożone. To były ilości nie do przerobienia przy tak małej liczbie ludzi. Po prostu wyzysk – komentuje.

Jest osobą niską i szczupłą. – Zdarzało się, że palety były wyższe ode mnie. Na przykład taka z alkoholem, gdzie na samej górze ułożone było whisky, które bałam się po prostu sama zdjąć. Raz poprosiłam o pomoc kierowniczkę, która ma około 180 cm wzrostu. Odpowiedziała, że mam poprosić jakiegoś klienta, jak sobie sama nie radzę – opowiada.

Z pracy zrezygnowała, bo, jak mówi, nie zaproponowano jej umowy o pracę po okresie zatrudnienia na zleceniu.

„Od rana nerwówka”

Anna pracuje pół roku w Biedronce. Jak mówi, o pół roku za długo. Cały czas przegląda oferty, rozgląda się za czymś innym. – Jak coś się trafi, od razu zmienię pracę. To nie jest miejsce dla mnie – mówi Interii.

Jest zatrudniona na stanowisku: pracownik lady mięsnej. Do sklepu przychodzi na godzinę 5, czasami 5:30. Do 6, czyli do otwarcia, musi przygotować swoje stanowisko pracy – wyciągnąć nowe mięsa, opisać je, zważyć, poukładać w lodówce, sprawdzić daty ważności. Ale to niejedyna rzecz, którą robi. – Wszystko zależy od kierownika zmiany. Niektórzy nie radzą sobie na tym stanowisku, nie potrafią logicznie rozplanować pracy innych. Denerwują się, że coś nie jest zrobione i krzyczą, rozkazują: wejdź na sklep, rozładuj towar z palet. A kierownika trzeba słuchać, więc i ja to robię. Tylko nikt nie patrzy na to, że moja praca wtedy stoi i ja się denerwuję, że nie zdążę. Od samego rana nerwówka.

Rano w sklepie pracują trzy osoby – Anna, kasjerka i kierownik zmiany. Dopiero po godzinie 7, koło 8, przychodzą kolejne. Wszyscy pracują po 9, czasami 10 godzin. – Mało jest pracowników, cały czas ludzie się zwalniają. Od kiedy pracuję, wypowiedzenie złożyły u nas już trzy osoby, a nowych chętnych nie ma. Tylko jedna dziewczyna próbuje do naszego sklepu się przenieść z innego miejsca, bo tu ma bliżej – mówi nam Anna.

Bardzo współczuje kasjerkom. – Niektóre z nich w ogóle na przerwy nie chodzą, nie mają jak do toalety wyjść, bo nie ma kto ich zmienić – mówi Anna. W sklepie, w którym pracuje, osoby na tym stanowisku odpowiadają za odpiek pieczywa. – Nie dość, że na przerwę nie mają czasu, to jeszcze do tego pieca na drugi koniec sklepu latają. I klienci się denerwują, bo nie ma kto ich w tym czasie obsłużyć. Ta praca to jest wyzysk. Nas jest za mało. Ludzie mają problemy zdrowotne. Nawet ja mam już bóle nadgarstków. Mięso w końcu też swoje waży – komentuje kobieta.

I wyznaje, że w jej sklepie też dochodzi do mobbingu. – Raz, że idzie on z góry, bo słyszymy na przykład, że nie zapracowaliśmy na wypłatę, za mało sprzedajemy i szefostwo do naszego sklepu „musi dokładać”. Jest też straszenie, że jak czegoś nie sprzedamy, to z wypłaty zostanie potrącone.

Biedronka: Każdy pracownik może przekazać sygnały o nieprawidłowościach

O odniesienie się do tych informacji, szczególnie do kwestii wyzysku i mobbingu, poprosiliśmy biuro prasowe Biedronki. Podaliśmy konkretne przykłady sytuacji określanych przez nasze rozmówczynie jako mobbingowe. Otrzymaliśmy odpowiedź Grażyny Wątko, dyrektor HR makroregionu w sieci Biedronka.

– Chcemy podkreślić, że każdy pracownik JMP S.A. może, przy zachowaniu pełnej poufności i bezstronności, skontaktować się Biurem Obsługi Pracowników i uzyskać informacje, otrzymać odpowiedzi na pytania lub wątpliwości, a także przekazać sygnały o wszelkich nieprawidłowościach – zapewnia. Na pytanie o liczbę skarg wpływających do BOP w tym roku oraz ich charakter, niestety nie otrzymaliśmy odpowiedzi

Zapewniono nas, że „w opisanych przypadkach dotyczących Katowic wszystkie otrzymane zgłoszenia do BOP zostały rozpatrzone zgodnie z obowiązującymi zasadami i podjęliśmy odpowiednie działania korygujące”.

Grażyna Wątko zaprzecza, aby w JMP obowiązywała zasada „na kasie na jednej zmianie ma pracować tylko jedna osoba”. – Natomiast plan pracy danego sklepu, sporządzony przez kierownika, musi uwzględniać także czynności związane z przyjęciem dostawy i rozłożeniem towaru – dodaje.

– Zgodnie z formalnymi wewnętrznymi instrukcjami każdy z pracowników sklepów ma prawo do skorzystania z 15-minutowej przerwy wliczanej do czasu pracy, jeśli dobowy wymiar czasu pracy wynosi sześć godzin. W przypadku pracy powyżej dziewięciu godzin jest udzielana dodatkowa 15-minutowa przerwa, również wliczana do czasu pracy. Fakt skorzystania z przerwy pracownicy ewidencjonują w systemie OHR przy potwierdzaniu godziny zakończenia pracy – komentuje kwestię związaną z przerwami.

I dodaje: – Każdorazowo w sytuacji pozyskania informacji o nieudzielaniu pracownikom przerw w pracy natychmiast podejmujemy działania wyjaśniające. W przypadku potwierdzenia nieprawidłowości kierownik operacji i sprzedaży jest odpowiedziany za pilne przeprowadzenie działań korygujących.

Do kwestii grafiku, który w niektórych miejscach ma być zmieniany w ostatniej chwili, odnosi się następująco: – Za planowanie czasu pracy pracowników w podległym sklepie odpowiedzialny jest kierownik placówki, który przy tworzeniu grafiku zawsze bierze pod uwagę preferencje pracowników związane z planowanymi dniami wolnymi. Zgodnie z obowiązującymi zasadami zmiany w grafikach są dokonywane najpóźniej dzień przed ich wejściem w życie i za zgodą pracownika.

Na pytanie o liczbę pracowników, bo nasze rozmówczynie mówiły o tym, że rąk do pracy brakuje, odpowiada: – Poziom zatrudnienia w sklepach jest ustalany w oparciu o specyfikę danej placówki, np. jej powierzchnię, ilość dostępnych produktów czy liczbę klientów stale odwiedzających sklep.

”Wydarzenia”: Ponad 10 mln ludzi z nadciśnieniem. Polacy masowo umierają na serce /Polsat News/Polsat News


Źródło