Recenzja „Nasiona świętej figi”: arcydzieło Mohammada Rasoulafa
Odsiadując karę więzienia w 2022 r., irański reżyser obserwował przebieg rewolucji w Jinie na ulicach. Jego mistrzowska selekcja w Cannes przekłada tę dynamikę na gospodarstwo domowe z dwiema córkami.
Od ponad dwudziestu lat Iman (Misagh Zare) pracuje jako urzędnik państwowy, wykonując pracę, której jego dzieci – reprezentujące młodsze pokolenie Iranu – wstydziłyby się. Lepiej trzymać je w ciemności. Wreszcie, za swoją lojalność, Iman otrzymał awans nie po to, by oceniać (praca, której pragnie), ale jako inspektor (praca, której nikt nie chce). Inspektorzy to bandyci, którzy przesłuchują uczniów w wieku ich córek, gdy są aresztowani za protesty, i ci, którzy podpisują wyroki śmierci dla rzekomych dysydentów. Iman nie pracuje tylko dla irańskiego reżimu; On Jest reżim.
W thrillerze wściekłym, myślącym człowieku „Nasiono świętej figi” reżyser Mohammad Rasoulof odpowiada na własne uwięzienie w 2022 r. (podczas którego wybuchła fala protestów po śmierci Jiny Mahsa Amini, aresztowanej i pobitej za noszenie niewłaściwy hidżab), badając napięcia w Iranie w kontekście dobrze sytuowanej rodziny teherańskiej. Przez większość tego powolnego, prawie trzygodzinnego filmu głównym bohaterem nie jest Iman, ale jego uległa, przestrzegająca zasad żona, Najmeh (Soheila Golestani). Rewolucja w Jina wyznaczyła historyczny punkt zwrotny dla kobiet w Iranie, a „Nasiona” przedstawia kiełkowanie nowej solidarności, która rozpoczęła się od studentów, ale zakorzenia się, gdy zwykli obywatele, tacy jak Najmeh, kupią to.
Na początku Najmeh tak bardzo zależy na sukcesie męża, że nakazuje swoim dwóm dziewczynom, Rezvan (Mahsa Rostami) i Sanie (Setareh Maleki), aby były „nienaganne” pod każdym względem: jak się zachowują, jak się ubierają, z kim się związują. Patrzy z dezaprobatą na ich bardziej swobodnego przyjaciela Sadafa (Niousha Akhshi). Teraz, gdy udało im się przenieść na mieszkanie z trzema sypialniami, najmniejsza pomyłka może nie tylko przynieść wstyd rodzinie, ale także zakończyć karierę Iman, a Najmeh na to nie pozwoli. Podczas gdy Iman narzuca status quo w pracy, robi to w domu.
Podobnie jak Rasoulof (któremu cudem udało się pojawić na premierze filmu ostatniego dnia konkursu w Cannes), główna bohaterka Golestani została uwięziona za swój aktywizm, choć widzowie nigdy by się tego nie domyślili, obserwując surową, niekwestionowaną matriarchę, którą tu gra. Najmeh wierzy we wszystko, co widzi w telewizji, karci swoje córki za każdym razem, gdy wykazują choćby najmniejszy ślad niezależności. O buntowniczych młodych ludziach na ulicach, którzy krzyczą: „Precz z teokracją! Precz z dyktatorem!” syczy: „To nie ludzie, to bandyci”. Jednak dziesiątki alarmujących filmów z prawdziwego świata – niepotwierdzonych dowodów powstania ludowego, rozsianych po całym filmie – sugerują coś innego.
W tej rodzinie widzimy te same napięcia, które pobudziły tak wiele osób w całym Iranie. Iman i Najmeh wierzą zarówno w reżim, jak i w zasady religijne, na których jest on oparty, co nadaje ich przekonaniom przerażającą słuszność. „Poddaję się temu, kto się Tobie poddaje. Do ostatniego dnia walczę z tym, który walczy z Tobą” – powtarza sobie Iman. Ale ten ostatni awans w dziwny sposób go zżera. Jego kolega Ghaderi (Reza Akhlaghi) daje Imanowi pistolet po jego awansie – w „samoobronie” – mówi. Ale broń tylko wpędza Imana w jeszcze większą paranoję, zwłaszcza po tym, jak znika z jego domu.
Kto mógł to wziąć? Gdy feministki i studenci uniwersytetów połączyli siły podczas rewolucji Jina, nazwiska, zdjęcia i adresy domowe niektórych urzędników zostały upublicznione. Czy któryś z tych aktywistów mógł się włamać? Może Sadaf, który po konfrontacji z policją przyszedł z twarzą pełną śrutu? Czy w jeszcze bardziej nie do pomyślenia scenariuszu jeden z członków rodziny Iman mógłby ukraść broń? Dla Imana utrata broni może oznaczać utratę pracy i karę do trzech lat więzienia. Ale co by to oznaczało i dlaczego ktoś miałby to zrobić?
Ten punkt zwrotny następuje w 86. minucie, w połowie filmu, i zmienia nieco dydaktyczny portret różnicy perspektyw między konserwatywnymi rodzicami a ich dziećmi bardziej nastawionymi na zmiany w porywający i ogólnie bardziej trzymający w napięciu spójrzcie, do jakich skrajności posunie się starsze pokolenie, aby zachować kontrolę.
Wśród światowej sławy irańskich autorów, z których wielu pracuje albo w miniaturze, albo w metafikcji, Rasoulof demonstruje jedne z najmocniejszych technicznych ciosów. Nie boi się czasów, gdy przebiegnie maraton (jego nagrodzony w Berlinie w 2020 r. film „Nie ma zła” trwa nieco ponad dwie i pół godziny), ale jest też niezwykle skuteczny w dzieleniu się szczegółami. Choć jego instynkt dramaturgiczny nie jest tak literacki i wyrafinowany jak reżysera „Rozstania” Asghara Farhadiego, doskonale zna swojego Czechowa: od chwili pojawienia się pistoletu Imana jest tylko kwestią czasu, kiedy broń wybuchnie. Kiedy znika, intryga staje się o wiele bardziej przekonująca.
Iman zwraca się przeciwko swojej rodzinie, co jest przerażające, gdy zaciąga obie córki i żonę na przesłuchanie do swojej koleżanki Alirezy (aktor woli pozostać anonimowy). Rasoulof informuje nas, że studenci zatrzymani przez policję w związku z protestami są zamykani w izolatce do czasu, aż zgodzą się nagrać przed kamerą zeznania. W obliczu Alirezy – którą zawsze uważała za przyjaciółkę – Najmeh sprzeciwia się jego leczeniu. „Nigdy żadna osoba tam siedząca nie była traktowana z takim szacunkiem” – odpowiada. To mrożący krew w żyłach moment, ale nic w porównaniu z tym, co czeka Imana, gdy zawozi rodzinę do domu, w którym spędził dzieciństwo.
Ostatni akt tego długiego (ale nigdy nie nudnego) filmu Rasoulofa wypełniony jest najróżniejszymi zwrotami akcji, podczas gdy desperacja Imana osiąga punkt, w którym zaczyna zamykać w zamknięciu swoich bliskich. To metaforyczne miejsce przedstawia ruiny tego, czym kiedyś był Iran: rozpadający się labirynt, w którym Sana natrafia na stos starych taśm, w tym na jedną z zakazaną piosenką sprzed pół wieku, na której kobieta celebruje piękno kobiecych włosów. Dzisiaj odkrycie może spowodować śmierć. Tak jak patriarchat traktuje swoich obywateli, tak ojciec traktuje swoją żonę i dzieci – z rosnącą podejrzliwością i nieuzasadnioną siłą.
Sytuacja przedstawiona przez Rasoulafa nie ogranicza się do Iranu. W sposobie wyrażania się przeciętnych obywateli pobrzmiewają echa nazistowskich Niemiec i współczesnych Chin, podczas gdy naciski na informowanie sąsiadów przypominają politykę sowiecką sprzed pieriestrojki. Geniusz Rasoulofa polega na skupieniu się na tym, jak ta dynamika rozgrywa się w rodzinie, co czyni ją osobistą. Iman na początku waha się, czy zastosować się do rozkazu, który jest sprzeczny z jego ideałami. W zapierającym dech w piersiach finale tej mistrzowskiej alegorii dziesięciolecia kompromisu podkopały to, co reprezentuje, grożąc pogrzebaniem jego i reprezentowanego przez niego systemu autorytarnego.