Recenzja odcinków 1-3 „Constellation”: dobrze zrobiony thriller, który może zbyt wcześnie odkryć swoje karty
Nie co tydzień otrzymujemy od Apple nowy, wysokobudżetowy serial science-fiction, dlatego już samo to zasługuje na świętowanie po obejrzeniu trzyodcinkowej premiery „Constellation”. Na szczęście nowy serial Petera Harnessa (program BBC „Wojna światów”) również jak dotąd zapowiada się całkiem przyjemnie.
Od samego początku było jasne, że Apple i firmy produkcyjne włożyły w ten produkt mnóstwo pieniędzy. Pierwsze dwa odcinki, które wydają się bardziej logiczne w pierwszym tygodniu, błyszczą jasno dzięki ostrej reżyserii Michelle MacLaren („Gry o tron”) i talentowi do łączenia dobrze zainscenizowanego spektaklu z wiarygodnymi, intymnymi momentami. Trzecia część, wyreżyserowana przez Olivera Hirschbiegela („Upadek”), wydaje się bardziej przyziemna ze względów fabularnych, ale o to właśnie chodzi, ponieważ fabuła zaczyna się wyjaśniać w intrygujący sposób, choć być może zbyt szybko.
„Constellation” to dopiero wierzchołek góry lodowej, jeśli chodzi o ekscytujące programy i filmy science fiction, które w 2024 roku będą dostępne w streamingu. Jak dotąd drugi sezon „Halo” był świetną zabawą, a „Star Wars: The Acolyte” obiecuje zanurzyć się głęboko w ciemną stronę Mocy. Ale najpierw nie przegap odlotowego filmu o kosmosie z Adamem Sandlerem, zatytułowanego „Spaceman”, który w przyszłym miesiącu będzie dostępny na platformie Netflix.
Przed nami spoilery z odcinków 1, 2 i 3 sezonu 1 „Constellation”.
Trudno nie paść ofiarą mocnych stron „Constellation” już na samym początku, gdyż scenariusz szybko przenosi nas do podburzającego incydentu na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, do którego mogło dojść, ale nie musi, wskutek nowatorskiego eksperymentu przeprowadzanego zbyt słuszne. Dopiero później widzowie zaczną zauważać, że w serialu może nie pozostać wystarczająco dużo tajemnicy, aby wypełnić osiem odcinków.
Były astronauta NASA i naukowiec, laureat Nagrody Nobla, Henry Caldera (Jonathan Banks), prowadzi na Ziemi eksperyment, którego celem jest odkrycie i stworzenie nowego stanu materii, który może istnieć tylko przy zerowej grawitacji. Sprawy się komplikują, gdy tylko komandor Paul Lancaster (William Catlett) włącza maszynę i pozornie osiąga swój cel. Rozsądne jest przypuszczenie, że to eksperyment jest odpowiedzialny za nagłe zwariowanie i obniżenie ciśnienia w ISS, ale wkrótce dowiadujemy się, że w stację uderzył tajemniczy obiekt.
Jo Ericsson (Noomi Rapace), której powierzono zadanie zbadania, jak życie w kosmosie wpływa na stan psychiczny i zachowanie ludzi, jak na ironię, wkrótce po uszkodzeniu stacji zaczyna doświadczać załamania psychicznego i halucynacji (a może rzeczywiście tak jest?). Wiemy o tym od początku, gdyż scenariusz postanawia przeskakiwać między teraźniejszością a przyszłością, gdzie zdaje się uciekać przed władzami wraz z córką i wynikami eksperymentu w środku szwedzkiego miasta. wieś.
Pierwsze dwa odcinki wyraźnie pokazują, że coś jest na rzeczy zło po powrocie Jo na Ziemię, który zostaje zepsuty wraz z rozpoczęciem premiery. Można by pomyśleć, że pozbawiłoby to akcję w przestrzeni kosmicznej napięcia, ale tak nie jest. Wciąż intrygujące jest obserwowanie, jak Jo pokonuje kilka technologicznych i mechanicznych niepowodzeń, aby wrócić na Ziemię po tym, jak reszta ocalałej załogi ISS opuści jedną z dwóch dostępnych kapsuł.
Mniej więcej pierwsze 100 minut serialu wydaje się całkiem fascynującym riffem w „Gravity” i „The Martian”, podczas gdy Jo desperacko wykonuje wszystkie ruchy i protokoły potrzebne do prawidłowego powrotu, a wszystko to podczas gdy wszyscy na Ziemi ścigają się z czasem pomóc jej. Jednak jego bardziej wyjątkowy głos wynika z faktu, że już na początku zaczyna widzieć i słyszeć rzeczy, które trudno wyjaśnić. Dostajemy tego mnóstwo w scenach rozgrywających się w przyszłości, ale ISS wkrótce również wydaje się „nawiedzona”, zaczynając od martwego kosmonauty z czasów ZSRR, który może być obiektem, który uderzył w stację.
Rapace nie są obce dzikie przejażdżki science-fiction i niebezpieczne podróże kosmiczne, ponieważ była zdecydowanie najbardziej fascynującym elementem prequelu Obcego „Prometeusz” (2012), który powodował podziały. Seria Apple daje jej znacznie więcej przestrzeni do ćwiczenia mięśni aktorskich, a znacznie dłuższy czas działania nie jest jedynym powodem. „Constellation” sprawia wrażenie serialu składającego się z dwóch połówek (jak dotąd), nawet po powrocie Jo na Ziemię, z rodzinnym dramatem w centrum sieci paranoi i potencjalnych spisków.
Dużo mówi się o nauce i to niesamowite, że jedna z tych „prestiżowych” serii poświęca czas na zwrócenie uwagi na mniejsze szczegóły i sztywne procesy otaczające operacje kosmiczne. Przede wszystkim „Constellation” trafia w sedno jako paranoiczny thriller, w którym kwestionujesz rzeczywistość, regularnie zmieniając punkt widzenia widza.
Nawet poza nieliniową narracją można zauważyć, że scenarzyści bawią się publicznością, co sprawia, że widzowi dotrzymanie kroku jest wyzwaniem, ale przyjemnym.
Koncentrowanie się na doświadczeniach Jo w początkowych odcinkach ma rozsądną logikę, by rozwinąć zakres w trzecim, kiedy Jonathan Banks powoli przejmuje główny wątek i zapewnia podwójny występ z ogromnym potencjałem do przodu. Seria nie wydaje się szczególnie zainteresowana „ukrywaniem” mechaniki tego, co się właściwie dzieje, co byłoby w porządku, gdyby na stole położono więcej niż jeden cel. Pamiętajcie, że mamy dopiero trzy odcinki, ale trzeci jest tak subtelny jak uderzenie młotem w twarz i fabuła, która wydaje się, że wcześnie rozegrała swoje najlepsze karty, pozostaje nam się zastanawiać, czy to wszystko ma nogi.
Potencjalną tajną bronią jest wspomniany już dramat rodzinny. To już wskazuje na to, że Jo i jej mąż Magnus (James D’Arcy) mieli poważne problemy małżeńskie, zanim opuściła Ziemię, a jej córka Alice (Rosie Coleman) czuła się równie zdezorientowana powypadkowymi skutkami zakrzywiania rzeczywistości jak ona sama.
Dochodzi także kwestia biurokracji i ukrytych interesów (rosyjskich, amerykańskich i tym podobnych) otaczających eksperyment i wynikającą z niego awarię ISS. Może to wprowadzić bardzo potrzebne zwroty akcji i akcję do czegoś, co inaczej wyglądałoby na ziemski thriller psychologiczny i dramat, który jest w równym stopniu skuteczny, jak i samoograniczający.
Bez wątpienia „Konstelacja” to serial świetnie nakręcony i często niepokojący, choć sama obsada i prezentacja mogłyby doprowadzić ten film do mety. Jednak w nadchodzących tygodniach trzeba będzie dodać więcej sosu do tej mieszanki, aby zachować aktualność w głównym nurcie dyskusji i naszej pamięci.