Filmy

Recenzja „Trzy kilometry do końca świata”: dramat homofobii

  • 17 maja, 2024
  • 5 min read
Recenzja „Trzy kilometry do końca świata”: dramat homofobii


W ciągu ostatnich 20 lat w ramach festiwalu w Cannes można było zobaczyć premiery kilku wybitnych rumuńskich filmów, tworzących na bardzo spienionym, spienionym brzegu rumuńskiej Nowej Fali. Ale tegoroczny gadatliwy, napędzany zespołem neorealistyczny uczestnik, Trzy kilometry do końca światanie jest na tym samym poziomie co Śmierć pana Lazarescu Lub 4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni.

Mimo to aktor, który stał się reżyserem Emanuel Parvu (Meda, czyli niezbyt jasna strona rzeczy) stworzył rodzaj kompetentnego, choć przewidywalnego dramatu, który spełni oczekiwania stałych bywalców festiwali głodnych pracy i utwierdzenia ich uprzedzeń wobec bigoteryjnych wieśniaków we wszystkich przelatujących nad morzem krajach świata. Dramat o brutalnym pobiciu, które kończy się przewróceniem kamieni skrywających zepsucie i okrucieństwo, Trzy kilometry przynajmniej wykręca maksymalne korzyści z pięknej lokalizacji w Delcie Dunaju, skąpanego w słońcu bagna pełnego szepczących trzcin otoczonych dziewiczymi plażami. Gdyby nie ponurość tego, co dzieje się w tej historii, zdziałałoby to cuda dla lokalnej turystyki.

Rzeczywiście wizyta turysty uruchamia cały łańcuch wydarzeń. Pierwsze długie ujęcie przedstawia dwóch młodych mężczyzn spacerujących po bezludnej plaży o zachodzie słońca. Jest to pięknie zbalansowany kolorystycznie obraz-pocztówka, który wygląda, jakby pochodził prosto z broszury podróżniczej. Jednak uroda krajobrazu i chęć mieszkańców do okazywania przyjaźni obcym (wszyscy, których spotykamy, są w ten czy inny sposób uzależnieni od branży turystycznej) skrywają głębokie uprzedzenia i ledwo powstrzymywaną przemoc. Kiedy spotykamy obu mężczyzn z bliższej odległości, okazuje się, że jeden z nich to 17-letni miejscowy Adi (Ciprian Chiujdea), a drugi to anonimowy gość z Bukaresztu (Vlad Crudu), który czule wysysa cierń z gardła Adiego. ręka.

Nagłe cięcie powoduje, że Adi wraca do domu, jego przystojna twarz jest pokryta siniakami, skaleczeniami i obrzękami, a ciało pokryte jest większą liczbą siniaków. Ktoś go pobił, a on początkowo milczy, jeśli chodzi o zdradzanie szczegółów. Jego ojciec Florin (Bogdan Dumitrache, jedna z większych gwiazd Rumunii), rybak mający nadzieję, że pewnego dnia Adi przejmie rodzinny interes, nalega, by zabrać swoje jedyne dziecko na policję i obawia się, że Adi został zaatakowany w ramach ostrzeżenia przez podwładnych właściciel kawiarni/gangster Zentov (Richard Bovnoczki), któremu Florin jest winien pieniądze.

Warto przeczytać!  ZDJĘCIE: Ram Charan i Upasana w końcu ujawniają twarz córki Klin Kaary podczas wizyty w obozie ratowania słoni

Okazuje się, że ma trochę racji, ale też trochę się myli. Młodzi dorośli synowie Zentova w końcu mimochodem wyznają szefowi lokalnej policji (Valeriu Andriuta), że tak, pobili Adiego, ale nie z powodu długów Florina. Zrobili to, bo widzieli, jak całował turystę. To był jawny homofobiczny atak, a sposób, w jaki policjant, Zentow, a nawet Florin omawiają tę sprawę, jasno pokazuje, że sami mogliby zrobić to samo, gdyby nie byli trochę starsi i nie w dobrej formie. Policjant wygłasza nawet przerażającą, ale dziwnie komiczną tyradę o tym, że jeśli wypuszczą na światło dzienne, że wyspa jest tolerancyjna wobec gejów, wkrótce zostanie zaatakowany przez nich uprawiających seks na ulicy i zażywających narkotyki. Rozmawiając z dotkniętym chorobą Florinem, zastanawia się, czy Adi został zaszczepiony przeciwko Covid-19, co sugeruje, że mogło to spowodować, że chłopak stał się gejem.

Biedny Adi zmuszony jest nagle zwierzyć się swojej niezwykle heteroseksualnej, głęboko religijnej matce (Laura Vasiliu, która grała ciężarną dziewczynę w 4 miesiące) oraz Florin, potwierdzając, że rzeczywiście pocałował turystę. To wystarczająco traumatyczne, ale sytuacja staje się jeszcze gorsza, gdy rodzice Adiego namawiają miejscowego księdza (Adrian Titieni), aby przeprowadził quasi-egzorcyzm na Adim, którego związują i kagańcem, aby nie mógł uciec. To jedna z najbardziej rozdzierających scen w filmie, jeszcze bardziej niepokojąca dzięki połączeniu dźwięków składających się z jęków, mamrotanych religijnych bzdur i pięknie brzęczących dzwonków, którymi dzwoni podejrzanie atrakcyjny i uległy diakon księdza.

Warto przeczytać!  Netflixowy „Atlas” z bohaterskimi bohaterstwami w starym stylu i walkami mechów (recenzja)

Później ksiądz zaprzeczy, że był to egzorcyzm; muszą one zostać najpierw dopuszczone przez biskupstwo. To była tylko modlitwa, a związanie Adi nie jest gorsze od krępowania dziecka, żeby dać mu szansę, argumentuje później.

Widzowie, którzy widzieli Za Wzgórzami, bolesny dramat Cristiana Mungiu, w którym egzorcyzmy wykorzystuje się także do „leczenia” homoseksualizmu (w tym filmie o młodej lesbijce), od razu zacznie się bać, że biednemu Adi przydarzy się to strasznie źle. To ulga, że ​​najgorsze nie nadeszło i przewrotnością byłoby chcieć inaczej. Jednak zakończenie jest trochę płaskie i antyklimatyczne.

Parvu i jego współscenarzystka Miruna Berescu, także producentka filmu, tworzą dość interesujący zespół drugoplanowych postaci, w tym gospodynię lokalnego pensjonatu (Crina Semciuc), która nigdy nie podaje danych gości, bo nie chce płacić podatku, oraz Adi najlepsza przyjaciółka na wyspie (Ingrid Micu-Berescu), która może być w nim trochę zakochana na sposób nastoletniego zauroczenia. Jednak po umieszczeniu wszystkich tych figur szachowych na szachownicy strategia nie wykorzystuje ich w żadnych wymyślnych grach. To szybki mat i zatrzymanie zegara.


Źródło