Polska

Rosyjskie aktywa w Polsce próbują podważyć stosunki z Ukrainą

  • 11 marca, 2024
  • 7 min read
Rosyjskie aktywa w Polsce próbują podważyć stosunki z Ukrainą


W ostatnim czasie pojawiają się głosy, że w UE – szczególnie w Polsce – rośnie poparcie dla mocarstw prorosyjskich. Wszyscy widzieliśmy niepokojące incydenty, a także haniebne prorosyjskie transparenty podczas protestów rolników na granicy Polski z Ukrainą.

Jednak gdy tylko zarysujemy powierzchnię, wyłania się zupełnie inny obraz. Jesteśmy świadkami masowego ruchu polskich rolników niezadowolonych ze spadku cen zbóż, jaki nastąpił za poprzedniego polskiego rządu.

W międzyczasie rosyjskiej machinie dezinformacyjnej udało się z powodzeniem wskoczyć na ten wóz, wysyłając ludzi, media i pieniądze, aby wywołać kryzys na swoją korzyść.

Kupują to niektórzy naiwni dziennikarze, wierząc, że w polskiej polityce nagle wkracza antyukraińska siła. Ale nic nie może być dalsze od prawdy. Zamiast tego mamy do czynienia ze zwykłymi dymami i lustrami, kłamstwami i propagandą, a wszystko to umiejętnie zarządzane jest przez moskiewskich agentów.

Rozpakujmy to krok po kroku.

Czego chcą polscy rolnicy?

Polscy rolnicy nie wyszli na ulice bez powodu. W 2023 roku ceny, po których sprzedawali zboże, były niższe od kosztów produkcji. I wszystko zrobili zgodnie z przepisami: zasiali pola, rozsiali nawozy, walczyli ze szkodnikami, zebrali to wszystko i nagle nikt nie chce tego kupić za godziwą cenę.

W tym samym czasie do polskich magazynów sprowadzono ukraińskie zboże. Rolnicy musieli zidentyfikować źródło problemu, a Kijów i Bruksela były oczywistymi celami.

Minister spraw zagranicznych Polski mówi, że żołnierze NATO „już są” na Ukrainie

Inne interesujące tematy

Minister spraw zagranicznych Polski mówi, że żołnierze NATO „już są” na Ukrainie

Oświadczenie to pojawia się w kontekście nasilających się dyskusji po ostatnich uwagach prezydenta Francji Emmanuela Macrona na temat potencjalnego rozmieszczenia zachodnich wojsk na Ukrainie.

Aby wspomóc wysiłki wojenne, w czerwcu 2022 r. Komisja Europejska zawiesiła cła na ukraińską żywność. Argument był prosty: Ukraina musi eksportować zboże, bo potrzebuje pieniędzy na zbrojenie, a skoro Rosja blokuje porty nad Morzem Czarnym, pszenicę, kukurydzę i rzepak trzeba transportować koleją i ciężarówkami przez sąsiednie kraje. Co więcej, kraje arabskie bardzo potrzebują tego zboża, więc podjęto decyzję.

Były polski rząd Prawa i Sprawiedliwości (PiS) chętnie poparł ten pomysł. Przyłączyły się nawet partie opozycyjne. Wszyscy chcieli pomóc Ukrainie. I tak z biegiem czasu ukraińskie zboże zaczęło napływać. Nie wprowadzono jednak skutecznych środków bezpieczeństwa, które gwarantowałyby, że trafi ono do portów, zamiast pozostać w Polsce. Tak pozostał i zaczął gromadzić się w polskich magazynach, chętnie kupowany przez polskie firmy ze względu na niższą cenę.

Wraz z pojawieniem się na rynku nowego, taniego zboża cena polskiego zboża zaczęła gwałtownie spadać. A cena zboża nie wzrosła, jak obiecano.

Prawdziwy powód spadku cen zbóż

Choć import z Ukrainy obniżył ceny sprzedaży w Polsce i zapchał część magazynów zbożowych, to nie on jest głównym winowajcą spadku cen. Ogólny wolumen ukraińskiego zboża, który trafił do polskich magazynów, stanowił niecałe 10 proc. całej polskiej rocznej produkcji. Wściekli rolnicy blokujący przejścia graniczne tego nie powiedzą, ale tak naprawdę największy winowajca leży gdzie indziej.

To Moskwa, a nie Kijów, skutecznie wywołała spadek cen zbóż na międzynarodowych giełdach towarowych. Rosja jest największym na świecie eksporterem pszenicy. I tak się złożyło, że Rosja dwa lata z rzędu zebrała wspaniałe żniwa. Po zajęciu części Ukrainy ukradła także zmagazynowane tam ukraińskie zboże. Ponieważ potrzebuje pieniędzy na prowadzenie wojny, zrzucił swoją ogromną nadwyżkę na rynek światowy znacznie poniżej zwykłego poziomu rynkowego. I dlatego pszenica na rynkach światowych kosztuje dziś nie 350 dolarów za tonę, ale 210 dolarów.

Tak, w Polsce jest jeszcze taniej, bo polscy rolnicy sprzedają ją za 163 dolary – a to efekt napływu ukraińskiej pszenicy. Ale nawet gdyby z Ukrainy nie przyjechało ani jedno ziarno, cena nie wróciłaby do 350 dolarów.

Jak Rosja wykorzystuje tę sytuację?

Gdzie pękły korki od szampana? Oczywiście na Kremlu. Nikogo nie zdziwi fakt, że Moskwa wykorzystuje wybory, protesty i niepokoje społeczne jako narzędzia swojej wojny hybrydowej. W ciągu ostatnich kilku lat pojawiło się wiele doniesień o ingerencji Rosji w wewnętrzne i dwustronne sprawy krajów trzecich. Mołdawia, Słowacja, kraje bałtyckie – wszędzie tam, gdzie pojawiają się nastroje prorosyjskie, agenci Kremla pojawiają się z gotówką, wiedzą i planem.

W Polsce jest jednak zupełnie inaczej. Nie tylko w głównym nurcie polityki nie ma żadnej formy nastrojów prorosyjskich, ale całe społeczeństwo jest zakorzenione w głębokiej nieufności do Moskwy. Jeśli więc Rosja nie może wpłynąć na polskie społeczeństwo, głównym pozostawionym narzędziem jest próba wpływania na dwustronne stosunki między Warszawą a Kijowem. A napięcia między rządem a rolnikami nie mogły pojawić się w lepszym momencie.

„Rosyjska propaganda intensywnie wykorzystuje wydarzenia, które miały miejsce podczas protestów rolników w Polsce, aby zakłócać stosunki polsko-ukraińskie i negatywnie wpływać na wizerunek RP na Zachodzie” – twierdzi polska agencja specjalizująca się w walce z dezinformacją.

Wśród protestujących, którzy domagają się zabezpieczenia swoich interesów zawodowych, są grupy jednostek, które nie mają żadnych argumentów merytorycznych, a jedynie rzekome powiązania z Rosją. W tej grupie można znaleźć skrajnie prawicowego nacjonalistę Rafała Meklera i Sławomira Zakrzewskiego, znanego m.in. z powiązań z ambasadą Rosji w Warszawie. Wolność słowa i zgromadzeń nie jest w Polsce ograniczona, o ile jest ona zgodna z prawem. Dotyczy to również tego typu wydarzeń.

Co musimy zrobić, aby przeciwdziałać rosyjskiej ingerencji

Po wyborach parlamentarnych w Polsce 15 października 2023 r. koalicja rządząca zdecydowała się kontynuować ścieżkę silnego poparcia dla Ukrainy obraną przez poprzedni rząd PiS. Stosunki zagraniczne to nie stan trwały, ale proces – problemy odziedziczył także gabinet Donalda Tuska.

Niemniej jednak wskazane dotychczas kwestie nie spowodują pogorszenia stosunków dwustronnych. Niektóre konflikty interesów po prostu nie mogą przyćmić rzeczy, które jednoczą kraje. W następstwie protestów rolników, obok krytyki nowych unijnych przepisów, wszyscy widzimy hasła prorosyjskie i antyukraińskie. Rosja celowo podsyca ją narracjami antyukraińskimi, a protesty wykorzystuje do osłabienia relacji Warszawy z Kijowem i między ich społeczeństwami, co czyni ją kolejną linią frontu w rosyjskiej wojnie hybrydowej z Zachodem.

Jeśli chodzi o wsparcie Polski dla Ukrainy, to większość nastrojów od prawej do lewej jest entuzjastyczna, a narracje antyukraińskie spotykają się z ogromną krytyką, choć nie można zaprzeczyć, że panuje tendencja spadkowa.

Nie ma większych zmian, jeśli chodzi o polską klasę polityczną i debatę publiczną. Radykalne głosy, które można było zobaczyć podczas protestów rolników, nie wpisują się w główny nurt polityczny Polski. Nie da się jednak ukryć, że jest to problem wewnętrzny gabinetu Tuska. Zwłaszcza w trwającej kampanii wyborczej, gdy już na początku kwietnia Polacy pójdą do urn i zagłosują na samorządy.

Dalsze wsparcie Polski dla Ukrainy nie podlega dyskusji. Jednak taka sytuacja wymaga wzajemnego zrozumienia i konieczne są wspólne rozwiązania.

Po wyborach parlamentarnych w Polsce, które odbyły się 15 października 2023 r., nowy liberalno-lewicowy rząd zdecydował się kontynuować drogę silnego poparcia dla Ukrainy. Trzeba jednak uważać, aby nastroje antyukraińskie nie przedostały się z tego, co wciąż jest niszą, na wielką arenę.

Michał Kujawski to warszawski dziennikarz zajmujący się regionem CEE, były szef działu spraw bieżących w TVP Świat.

Poglądy wyrażone w tym artykule opinii są poglądami autora i niekoniecznie są poglądami Kyiv Post.


Źródło

Warto przeczytać!  Fałszywe doniesienia Polskiej Agencji Prasowej o wysłaniu przez Polskę wojsk na Ukrainę obarczane są rosyjskimi hakerami