Rosyjskie władze polują na sieć wolontariuszy pomagających Ukraińcom
![Rosyjskie władze polują na sieć wolontariuszy pomagających Ukraińcom](https://oen.pl/wp-content/uploads/2023/02/G7ZCWWWRKHYFCVSVIBAJ4YIYOU_size-normalized.JPGw1440-770x470.jpeg)
Niezależni wolontariusze robią różne rzeczy. Niektórzy pracują w domu, przetwarzając prośby o pomoc. Inni pomagają w opiece nad zwierzętami domowymi, zbierają żywność, odzież i lekarstwa lub dostarczają do prowizorycznych magazynów. Gospodarze, którzy otwierają swoje drzwi dla Ukraińców lub kierowców przewożących ich przez rosyjską granicę, są narażeni na największe ryzyko, ponieważ mają bezpośredni kontakt z uchodźcami i władzami.
Żadna z działalności ochotników nie jest nielegalna, ale w rosyjskim prawie wojennym wszystko, co dotyczy Ukrainy i nie pasuje do aktualnego prowojennego zapału patriotycznego, jest drażliwe i traktowane przez służby bezpieczeństwa nieprzychylnie.
„W naszym kraju każda organizacja wolontariacka lub jakakolwiek próba samoorganizacji jest jak czerwona płachta na byka”, urodzona na Ukrainie wolontariuszka po pięćdziesiątce, która przez większość życia mieszka w Rosji i ma rosyjski paszport, powiedział. Zatrzymała się na zaśnieżonej autostradzie w drodze z Sankt Petersburga, by przewieźć dziewięciu Ukraińców do fińskiej granicy.
Urodzona na Ukrainie wolontariuszka powiedziała, że odbywa tę podróż około pięć razy w miesiącu, za każdym razem ryzykując. Wiele może się nie udać: samochód może skręcić na zaśnieżonej drodze, jego akumulator może się rozładować na mrozie, może pęknąć opona. Rosyjska straż graniczna może być w złym humorze, uchodźca może przewieźć zbyt dużo pieniędzy przez odprawę celną lub zrobić coś innego, aby zwrócić na siebie niepotrzebną uwagę.
Wolontariusz wspomina jednego pasażera, starszego mężczyznę, który podczas oczekiwania na granicy tak się upił, że próbował spalić papierosa strażnikowi Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB), ryzykując całą operację.
„Dopóki jesteś tutaj w moim samochodzie i nie dotarliśmy do fińskiej granicy, słuchaj tylko mnie” – surowo upomniała wolontariuszka swoich pasażerów, gdy rodzina wsiadała do jej minivana na stacji kolejowej w Petersburgu.
To, czy uchodźcy na wiele sposobów przedostaną się przez granicę, zależy od wolontariusza.
W tym samym czasie, gdy rozpoczęła wojnę na Ukrainie, Moskwa dokręciła kilka poluzowanych śrub w społeczeństwie obywatelskim, demonstrując poprzez demontaż opozycji i grup praw człowieka, że nie będzie tolerować żadnego sprzeciwu.
Chęć Kremla do całkowitej kontroli w czasie wojny wymierzyła w oficjalne ruchy ochotnicze, zmuszając niektórych do pracy na wygnaniu lub całkowitego zamknięcia.
Ci, którzy obecnie pomagają Ukraińcom, dzielą się na dwa przeciwstawne obozy: grupy „oficjalne”, takie jak ta prowadzona przez rządzącą partię Jedna Rosja, oraz „nieoficjalne” sieci bez hierarchii i przynależności.
„Oficjalne” grupy pomagają rosyjskim władzom umieszczać Ukraińców w tymczasowych schroniskach, gdzie nalegają na rosyjskie paszporty, które uniemożliwiają późniejszą podróż do Unii Europejskiej. Grupy te dostarczają pomoc okupowanym obszarom wschodnich terytoriów Ukrainy, które Kreml określa jako „wyzwolone”.
Po przejściu testu ideologicznego nie mają problemu ze zbieraniem funduszy czy publicznym mówieniem o swojej pracy.
„Nieoficjalni” wolontariusze zmaterializowali się przede wszystkim po to, by wypełnić luki pozostawione przez oficjalne grupy pomocy: przynoszą telefony, aby zastąpić te zajęte przez Rosję na granicy, znajdują weterynarzy dla chorych zwierząt, zdobywają trudno dostępne lekarstwa i wykonują niezliczone inne zadania, niektóre przyziemne, inne ratujące życie. Oferują również koło ratunkowe dla osób szukających schronienia w kraju, który najechał ich własny. Czarterują autobusy, kupują bilety kolejowe, podwożą ukraińskie rodziny do granicy.
W niektórych miejscowościach „nieoficjalni wolontariusze” zostali zmuszeni do zaprzestania działalności pod naciskiem lokalnych organów ścigania. W maju ubiegłego roku policja przybyła do tymczasowego schroniska w Twerze, na północny zachód od Moskwy. Przesłuchiwali Ukraińców w sprawie niezależnej rosyjskiej wolontariuszki, 20-letniej Veroniki Timakiny, pytając, czy „zaangażowała się w działalność kampanijną”, robili im zdjęcia lub zapraszali do przyłączenia się do jakiejkolwiek partii politycznej, donosiły rosyjskie serwisy informacyjne Verstka i Mediazona.
Prawosławna diecezja Tweru zajmowała się tam uchodźcami, a według Timakiny Ukraińcy byli traktowani raczej lekceważąco. Trudno im było uzyskać jakiekolwiek wsparcie, w tym 140 dolarów obiecanych przez prezydenta Rosji Władimira Putina wszystkim Ukraińcom przenoszącym się do Rosji.
Dom Timakiny i domy dwóch innych ochotników zostały później przeszukane w ramach śledztwa kryminalnego mającego na celu ustalenie, czy byli oni zamieszani w rozpowszechnianie „fałszywych informacji” o rosyjskiej armii, zarzut karny, który Rosja postawiła na początku inwazji. Wszyscy trzej działacze opuścili Rosję w obawie przed dalszymi prześladowaniami.
Irina Gurskaya, emerytowana ekonomistka i aktywistka z Penzy w zachodniej Rosji pod koniec lat 60., pomagała ludziom ze zrównanego z ziemią ukraińskiego miasta Mariupol dotrzeć do granicy z Estonią. Wkrótce sama Gurskaya musiała podążać tą samą ścieżką.
Późną wiosną ub. ktoś wymalował sprayem „Ukro-nazistowski aktywator” na jej drzwiach. Następnie, kilka dni później, policja przeszukała jej dom po „anonimowych skargach” na paczki pomocy, które trzymała w swoim korytarzu. Zabrali ją na przesłuchanie, wspominała w mini-dokumencie dziennikarza Władimira Sevrinowskiego.
Policja chciała wiedzieć, jaka organizacja pomaga i finansuje Gurską. „Wyjaśniłem to [help comes from] zupełnie obcy, nawet emeryci” – powiedziała Gurskaya. „Jedna osoba wyśle 100 rubli, a druga 30 000… Ale dla nich to było dziwne”.
Została zwolniona z komisariatu, ale kilka minut później dwóch mężczyzn w kominiarkach chwyciło ją, założyło jej czapkę na głowę i wrzuciło do samochodu. Mężczyźni wykręcali jej ramiona i krzyczeli, domagając się odpowiedzi na te same pytania.
„Krzyczeli: «Po co wam Ukraińcy? … Niech siedzą tutaj. Jeśli eskortujesz co najmniej jeszcze jednego, znajdziemy twoje dzieci” – powiedziała Gurskaya w filmie dokumentalnym. W końcu kazano aktywistce spalić bilety, które kupiła dla uchodźców i puścić. Wkrótce potem Gurskaya uciekł z kraju.
Celowi ochotnicy w Twerze i Penzie otwarcie wyrażali swój sprzeciw wobec polityki Kremla lub krytykowali wojnę. Ta publiczna działalność prawdopodobnie zwiększyła prawdopodobieństwo, że staną się celem ataków. Większość wolontariuszy unika rozmów o polityce.
„Ogólnie rzecz biorąc, najważniejsze jest, aby nie prowadzić żadnych rozmów poza kwestią, w której potrzebują pomocy” – powiedział inny wolontariusz, który pomaga Ukraińcom w załatwianiu dokumentów i transporcie. „Uważaj, co mówisz. To główna zasada bezpieczeństwa”.
„Dla mnie życie ludzkie jest najważniejsze i nie robię nic nielegalnego” – dodał ten wolontariusz.
Wolontariusze, z którymi przeprowadzono wywiady na potrzeby tego artykułu, powiedzieli, że czuli się bezradni, gdy wybuchła wojna, a pomoc Ukraińcom w Rosji była ich jedynym sposobem radzenia sobie ze strachem, poczuciem winy, rozpaczą i złością. „Moi krewni powiedzieli mi, że muszę wyjść, aby zaprotestować, a ja powiedziałem, że nie sądzę, że będzie ci łatwiej, jeśli zostanę ukarany grzywną, a następnie osadzony w więzieniu. Zgodzili się ze mną” – wyjaśnił urodzony na Ukrainie wolontariusz. „Więc wolontariat był dla mnie jedynym sposobem”.
„Mam nadzieję, że uda nam się stworzyć przynajmniej maleńką plamkę światła w tym krwawym bałaganie” – powiedziała. „Gdzieś w głębi duszy mam tę iskierkę nadziei, że może za 20 lat, jeśli jeszcze żyję, Ukraina pozwoli mi zobaczyć groby rodziców lub rodzeństwo. Może mam jeszcze szansę. Może Ukraina uzna to za maleńki promyk światła”.