Ruszył nabór wniosków na Rolnictwo 4.0. Nie wiadomo tylko czy śmiać się, czy płakać?

15 listopada na działanie Rolnictwo 4.0 z pulą środków 164 mln zł. Po wsparcie ustawiają się kolejki rolników, a pieniędzy jest tyle „co kot napłakał”. Zarobią doradcy, garść dystrybutorów produktów i jakaś część rolników kupi je tanio. Ale czy wykorzysta te technologie?
Już kiedy kilka miesięcy temu ogłoszono, że będzie możliwość dofinansowania przedsięwzięć służących wdrożeniu rozwiązań w zakresie rolnictwa 4.0. Zrobiło się o tym głośno i wielu rolników wyraziło zainteresowanie pozyskaniem wsparcia.
Potwierdzają to również producenci i dystrybutorzy rozwiązań wpisujących się zakres Rolnictwa 4.0, którzy wstępne zamówienia zbierają już od tygodni. Wygląda na to, że wyprzeda się każda nawigacja, monitor do automatycznego sterowania sekcjami opryskiwaczy czy rozsiewaczy, odbiorniki sygnałów satelitarnych jak również duże zainteresowanie jest samym „sprzętem wykonawczym”, na czele z rozsiewaczami nawozów czy opryskiwaczami wyposażonymi w precyzyjne technologie.
Trzeba jednak pamiętać, że wsparciem objęte są nie tylko „produkty rzeczowe”, ale też oprogramowanie czy inne systemy wsparcia. ARiMR podaje: „wsparcie dotyczy zakupu np. systemów zarządzania gospodarstwem, dronów rozpoznawczych i wykonawczych służących do prowadzenia działalności rolniczej, specjalistycznych robotów czy sensorów. Refundacja dotyczy również tzw. kosztów ogólnych”.
Generalnie zakres jest więc szeroki (choć jak się okazuje, „diabeł tkwi w szczegółach”), a zwrot kosztów inwestycji duży, bo nawet do 80 proc. Super! Problemem jest tylko to, że potrzeby są duże, a pieniądze trafią do nielicznych.
Rolnictwo 4.0 – pieniędzy mało, skorzystają nieliczni
Pula środków na Rolnictwo 4.0 wynosi 164 mln zł. Z perspektywy przeciętnego rolnika patrzącego przez pryzmat obracanych środków w swoim gospodarstwie – kwota robi wrażenie. Ale zróbmy bardzo prostą kalkulację. Maksymalna kwota dofinansowania wynosi 200 tys. zł. Podzielmy więc przez nią pulę środków (164 mln zł). Wynik – skromna liczba: 820.
Wychodzi więc, że przy maksymalnym wykorzystaniu środków tylko 820 beneficjentów mogłoby otrzymać takie wsparcie. Biorąc pod uwagę liczbę gospodarstw w Polsce (nie mam na myśli tylko tych, których jedynym łącznikiem z rolnictwem jest KRUS) – to kropla w morzu.
Oczywiście nie możemy przyjąć, że każdy będzie ubiegał się o maksymalne wsparcie. Ale jak dzisiaj rozmawiałem z przedstawicielem firmy zajmującej się doradztwem, aż 70 proc. wniosków, które przez nią do tej pory przeszły dotyczy maksymalnej kwoty 200 tys. zł! Tylko ta jedna firma w pierwszej dobie naboru wysłała kilkadziesiąt wniosków.
Już po północy z 14 na 15, kiedy tylko wystartował nabór, system aplikacyjny ARiMR „zaczął wariować” i numeracja wniosków „posypała się” z powodu grubych setek wysłanych wniosków.
Kto zarobi?
Jak już wspomniałem, zainteresowanie programem jest ogromne. Zarobi trochę firm oferujących rozwiązania objęte wsparciem (choć tutaj też sytuacja jeśli chodzi o szczegóły techniczne dotyczące urządzeń w tym komunikacji – transferu danych między urządzeniami; postaramy się wkrótce podać więcej informacji w tym zakresie), natomiast już zarobili i zarabiają doradcy. Chodzi mi o tych, którzy pobierają opłaty od złożonego wniosku. Trzeba sobie bowiem zdać sprawę, że jak wskazują powyższe wyliczenia, tylko cząstka złożonych wniosków ma szansę na dofinansowanie inwestycji.
Może warto więc dogadać się z doradcą np. na wynagrodzenie w postaci ułamka otrzymanej z dofinansowania kwoty? Z drugiej jednak strony, jaki doradca pójdzie na taki układ biorąc pod uwagę szanse na pozyskanie pieniędzy z ARiMR przez rolnika? Zatem cóż, może warto jednak zaryzykować – szansa na pewno zdecydowanie większa niż 6-tka w Totolotku.
Wsparcie produktu – nie mniej ważne jak produkt
Jeśli chodzi o sprzęt i inne rozwiązania związane z rolnictwem precyzyjnym, to oferta rynkowa jest duża i stale się powiększa. W tym miejscu chciałbym jednak uczulić na jedną bardzo istotną rzecz – techniczne wsparcie produktu.
Kilka dni temu zadzwonił do mnie jeden ze znajomych rolników i poprosił mnie o radę: „którego producenta i urządzenie poleciłbyś mi do dokładnej jazdy równoległej”? – zapytał. Bez dłuższego namysłu wymieniłem kilku znanych, renomowanych i co za tym idzie wydawać by się mogło sprawdzonych producentów.
Tego już miałem i nie chcę więcej słyszeć o nim. Nawigacja niby ok, ale miałem problem z jej ustawieniem. I wiesz co? Tam nie ma z kim rozmawiać. Nawet dodzwonić się nie można. Pytam o kogoś, kogo masz sprawdzonego, kto ma na miejscu swoich przedstawicieli i z kim można później sensownie rozmawiać. Może jakiś rzetelny polski producent? – odpowiedział rolnik gospodarujący na ok. 120 ha.
Powyższy przykład to kwintesencja właśnie dotycząca decyzji wyboru. Monitory, oprogramowanie, łączność, serwomotory i elektrozawory to nie kultywator, w którym pękniętą łapę każdy sam wymieni lub pospawa. Na rynku pojawiło się ostatnimi czasami sporo niedrogich i naprawdę ciekawych monitorów odbierających sygnał satelitarny łącznie z korekcją RTK.
Ale czy w razie problemu będzie komu zdiagnozować usterkę, naprawić ją? Albo chociażby wspomóc radą podczas ustawień, kiedy instrukcję tłumaczoną przez elektroniczny translator można użyć co najwyżej jako podpałka do pieca? I nie twierdzę, że tanie rzeczy są złe (choć na ogół „tanie mięso psy jedzą”), ale na pewno cena nie powinna być jedynym wyznacznikiem takiego zakupu, bo może się szybko okazać, że po prostu takie urządzenie trafi gdzieś na półkę, a traktorzysta dalej będzie jeździł na oko czy tzw. czuja.
Jak pokazał jednak przytoczony przykład rolnika, również i w drugą stronę – czyli wysoka cena za produkt – też nie musi iść w parze z jakością obsługi. Warto zatem pytać o opinie innych użytkowników nie tylko na temat sprzętu ale jego dostawcy, rozmawiać konkretnie ze sprzedawcą o gwarancji wsparcia posprzedażowego. Warto zapłacić więcej, jeśli w parze z urządzeniem będzie szedł dobry serwis. To jednak bywa niestety trudne do zweryfikowania na etapie zakupu.