Świat

Stany Zjednoczone toczą obecnie regionalną wojnę na Bliskim Wschodzie, ale administracja Bidena się do tego nie przyznaje

  • 19 stycznia, 2024
  • 10 min read
Stany Zjednoczone toczą obecnie regionalną wojnę na Bliskim Wschodzie, ale administracja Bidena się do tego nie przyznaje


TStany Zjednoczone przeprowadzają naloty w trzech krajach na Bliskim Wschodzie. Wysłała sprzęt wojskowy o wartości miliardów dolarów i zapewnia wsparcie taktyczne swojemu najbliższemu sojusznikowi w regionie, który jest uwikłany w wojnę z jedną grupą bojowników i niemal codzienne potyczki z inną na jej północnej granicy. Siły amerykańskie w dwóch z tych krajów zostały zaatakowane ponad 150 razy w ciągu ostatnich trzech miesięcy, a faktyczna władza rządząca w zubożałym kraju na Morzu Czerwonym doprowadziła do miażdżącego zatrzymania międzynarodowej żeglugi.

Nie ogłoszono tego z wielką ceremonią, jak to miało miejsce w przypadku poprzednich amerykańskich przygód na Środku – właściwie nie ogłoszono tego w ogóle. Jednak Stany Zjednoczone są obecnie uwikłane w regionalną wojnę przeciwko sojuszowi wspieranych przez Iran grup bojowników rozsianych od Syrii po Jemen. Ta wojna jest prowadzona pod niewielkim nadzorem Kongresu i przy niewielkim uznaniu przez administrację Bidena skali walk.

Jest to wynik, któremu administracja Bidena rzekomo ciężko pracowała, aby temu zapobiec, ale analitycy twierdzą, że bezwarunkowe wsparcie prezydenta dla wojny Izraela z Hamasem w odwecie za atak grupy palestyńskiej z 7 października rozpaliło krzesiwo, które będzie trudne zawierać.

„Niestety, jesteśmy teraz głęboko pogrążeni w wojnie regionalnej i wszystkie zaangażowane strony popełniły najgorszy możliwy błąd w obliczeniach” – mówi Thanassis Cambanis, starszy pracownik i dyrektor Century International, który ostrzegał przed taką ewentualnością na początku istnienia Izraela: Wojna Hamasu.

Rzeczywiście, dwa główne priorytety administracji Bidena w następstwie ataku Hamasu wydawały się od początku nie do pogodzenia. Biden obiecał bezwarunkowe wsparcie dla izraelskiej wojny w Gazie oraz zapobiegnięcie przekształceniu się konfliktu w szerszą wojnę regionalną. Cambanis twierdzi jednak, że to właśnie wsparcie administracji Bidena dla wojny w Gazie i odmowa wykorzystania jej wpływu do wywarcia nacisku na Izrael, aby ją zakończył, doprowadziło do eskalacji w regionie.

Republika Islamska przez lata budowała sieć sojuszniczych grup bojowników

(AP)

„Najważniejszym krokiem w kierunku uspokojenia szerszego konfliktu regionalnego jest zakończenie wojny w Gazie. Tak było od samego początku” – opowiada Niezależny. „Stany Zjednoczone zachowują dużą siłę nacisku, której niestety zdecydowały się nie wykorzystać, i nadal są główną siłą napędową konfliktu”.

Na początku konfliktu Biden osiągnął pierwszy ze swoich celów – wspieranie zdolności Izraela do ataku na Hamas w Gazie – wysyłając do Izraela dostawy wojskowe o wartości setek milionów dolarów, omijając tym samym Kongres.

Warto przeczytać!  Davos: Mimo wszystko nie ma recesji? Liderzy biznesowi mają więcej nadziei po ponownym otwarciu Chin

Następnie, aby powstrzymać sojuszników Hamasu od przyłączenia się do walki, Stany Zjednoczone wysłały dwie grupy uderzeniowe lotniskowców do wschodniej części Morza Śródziemnego. Stany Zjednoczone były szczególnie zaniepokojone libańską grupą Hezbollah, która w 2006 roku stoczyła wyniszczającą wojnę z Izraelem. W wywiadzie udzielonym zaledwie kilka dni po ataku Hamasu Biden wydał surowe ostrzeżenie: „Do każdego kraju, każdej organizacji, każdego, kto myśli o korzystając z sytuacji, mam jedno słowo: nie rób tego”.

Te słowa jednak nie trafiły w próżnię.

Walka Izraela z Hamasem w Gazie znajduje się w centrum tego konfliktu, ale jest także tylko częścią większej wojny zastępczej pomiędzy rywalizującymi ze sobą Izraelem i Iranem. Republika Islamska przez lata budowała sieć sojuszniczych grup bojowników sprzeciwiających się Izraelowi w ramach koncepcji określanej jako „jedność frontów”. Grupy te – do których należą rząd syryjski, Hezbollah w Libanie, Hamas w Gazie, rebelianci Houthi w Jemenie i różne grupy bojowników szyickich w Iraku i Syrii – zostały wyposażone w przeszkolenie wojskowe, wsparcie finansowe, rakiety i możliwość samodzielnego wytwarzania rakiety. Wszyscy zostali teraz w jakiejś formie wciągnięci do walki.

W miarę jak Izrael kontynuował wojnę z Hamasem z coraz większą zaciekłością, a liczba ofiar wśród ludności cywilnej rosła z dnia na dzień w tysiącach, w całym regionie nasiliły się ataki przeciwko interesom USA. Od 17 października amerykańscy urzędnicy wojskowi naliczyli ponad 150 ataków na żołnierzy tego kraju w Iraku i Syrii. Na początku grudnia ambasada USA w Bagdadzie została ostrzelana rakietą.

Ataki te nieprzerwanie powtarzają się w tle wyniszczającej wojny w Gazie. Ale to libańskie ugrupowanie Hezbollah wzbudziło największe zaniepokojenie Stanów Zjednoczonych.

Od kilku miesięcy Hezbollah i Izrael toczą na granicy coraz bardziej zaciekłe potyczki. Jak dotąd udało im się zapobiec wojnie totalnej, która jednak może nie trwać wiecznie. W przemówieniu na początku stycznia Benny Gantz, członek izraelskiego gabinetu wojennego i były minister obrony, powiedział reporterom, że „stoper na znalezienie rozwiązania dyplomatycznego dobiega końca”.

„Jeśli świat i rząd libański nie podejmą działań, aby zapobiec ostrzałowi północnych mieszkańców Izraela i oddalić Hezbollah od granicy, zrobi to IDF” – powiedział.

Rebelianci Houthi demonstrują przeciwko atakom na obiekty wojskowe w pobliżu Sany w Jemenie

(AP)

Stany Zjednoczone mogłyby być w stanie poradzić sobie z atakami na małą skalę przeciwko swoim siłom w Iraku i Syrii. Była zaangażowana w Gazie, ale tylko pośrednio. Hezbollah w dużej mierze unikał działań, które mogłyby wywołać szerszy konflikt. Ale największy problem dla USA pojawił się z nieoczekiwanego miejsca.

Wejście rebeliantów Houthi do Jemenu otworzyło dla sił amerykańskich nowy front w regionie. Houthi, wspierana przez Iran grupa kontrolująca większość Jemenu, która przetrwała wieloletnią kampanię bombową Arabii Saudyjskiej wspieraną przez USA, włączyła się do walki 19 października, prawie dwa tygodnie po atakach Hamasu, kiedy izraelska kampania bombowa przeciwko Gazie była już na zaawansowanym etapie. Tego dnia wystrzelił w kierunku Izraela serię rakiet i dronów i oświadczył, że ataki będą kontynuowane do czasu zakończenia wojny i dostarczenia pomocy humanitarnej do Gazy.

Warto przeczytać!  3 Palestyńczyków zabitych w izraelskim nalocie na okupowany Zachodni Brzeg; Stany Zjednoczone potępiają ostatnią ekspansję osadnictwa

Przez tygodnie te rakiety, dostarczone przez Iran, nadal strzelały w kierunku Izraela. Wszystkie zostały przechwycone przez izraelską obronę powietrzną lub amerykańskie okręty wojenne w regionie. Następnie 14 listopada przywódca Huti Abdulmalik al-Houthi ostrzegł, że jego grupa będzie atakować izraelskie statki na Morzu Czerwonym i w Cieśninie Bab al-Mandeb. Niecały miesiąc później grupa zaczęła atakować wszystkie statki, które, jak twierdziła, zmierzały do ​​Izraela. W rzeczywistości jego celem były także statki mające nikłe powiązania z krajem lub żadne.

Wiele przedsiębiorstw żeglugowych zawiesiło przepływ przez Cieśninę, w wyniku czego żegluga światowa została poważnie zakłócona. W wyniku zakłóceń handel światowy spadł w grudniu o 1,3 procent, a liczba kontenerów przepływających przez Morze Czerwone spadła o 60 procent.

11 stycznia, po tym jak Huti zignorowali powtarzające się ostrzeżenia, Stany Zjednoczone i Wielka Brytania przeprowadziły ataki powietrzne i rakietowe na cele Houthi w Jemenie. Celem ataków była stolica kraju, Sana, a także prowincje Sa’ada, Hadżdża, Hudaydah i Taiz. Pentagon twierdzi, że 60 celów zostało trafionych przy użyciu ponad 150 amunicji precyzyjnie naprowadzanej. „Te ukierunkowane ataki to jasny sygnał, że Stany Zjednoczone i nasi partnerzy nie będą tolerować ataków na nasz personel ani nie pozwolą wrogim podmiotom zagrażać wolności żeglugi” – powiedział prezydent USA Joe Biden.

Wyprodukowane w Iranie komponenty rakietowe przeznaczone dla członków Houthi przejęły statek na Morzu Arabskim

(AP)

W ten sposób Stany Zjednoczone przeszły od pośredniego zaangażowania do nowej kampanii bombowej na Bliskim Wschodzie. Prezydent Biden, przedstawiając uzasadnienie strajków, stwierdził, że mają one na celu wysłanie „jasnego sygnału, że Stany Zjednoczone i nasi partnerzy nie będą tolerować ataków na nasz personel ani nie pozwolą wrogim podmiotom zagrażać wolności żeglugi na jednym z najważniejszych szlaków handlowych na świecie”. tras”.

Stany Zjednoczone zmieniły oznaczenie Huti na grupę terrorystyczną po tym, jak administracja Bidena skreśliła tę grupę z listy w jednym z pierwszych aktów po wejściu do Białego Domu.

Nie wydaje się jednak, aby strajki powstrzymały ataki. W zeszłym tygodniu Houthi miało miejsce 30 ataków na żeglugę po Morzu Czerwonym i Zatoce Adeńskiej.

Warto przeczytać!  Izraelski minister obrony wzywa do wstrzymania przeglądu ustawodawstwa sądowniczego, pierwszego ministra rządu, który to zrobił

Farea Al-Muslimi, jemeńska pisarka i pracownik naukowy w Chatham House, która przez lata pisała o wspieranej przez USA kampanii bombowej w Jemenie przez Arabię ​​Saudyjską, a także o wcześniejszych atakach USA na Al-Kaidę, uważa, że ​​Stany Zjednoczone toczą przegraną bitwę.

„Biden znajduje się w jednym z tych momentów, w których jest do cholery, jeśli to zrobisz, i do cholery, jeśli tego nie zrobisz. Jeśli pozwolisz Huti ujść na sucho, będzie to niebezpieczne i niekorzystne dla biznesu. Jeśli je zbombardujesz, eskalujesz i otwierasz kolejną linię frontu” – powiedział.

Należący do USA lotniskowiec Gibraltar Eagle, który w poniedziałek stał się celem rebeliantów Houthi

(AP)

„Ale przez wiele lat próbowali bombardować, wspólnie z Al-Kaidą. Saudyjczycy tego próbowali. I to nie działa w Jemenie. Wydaje się więc, że polityka obecnej administracji USA polega na prowadzeniu wojny regionalnej, nie nazywając jej nią” – dodał.

Al-Muslimi uważa, że ​​Stany Zjednoczone i inne kraje mogły źle zrozumieć Huti i być może nie docenić ich. Daleko im do bycia jedynie zastępcą Iranu, mają swoje własne strategiczne powody, aby w tej chwili wystąpić naprzód.

„Po pierwsze, kiedy mówią, że wspierają Palestynę, naprawdę to myślą. Ideologicznie w to wierzą i myślą, że mogą pomóc” – powiedział.

„Dla nich Gaza jest szansą na ponowne wyłonienie się jako potężny gracz. Czy możesz o tym pomyśleć już teraz? Dwadzieścia lat temu byli w sytuacji bez wyjścia, teraz żądają wycofania sił z Gazy i wstrzymania żeglugi na Morzu Czerwonym”.

Pomimo ciągłych nalotów na cele Houthi w czwartek administracja Bidena bagatelizowała pogląd, że Stany Zjednoczone są już zaangażowane w wojnę regionalną.

„Nie dążymy do wojny, nie sądzimy, że jesteśmy w stanie wojny. Nie chcemy wojny regionalnej” – powiedziała na czwartkowej konferencji zastępca sekretarza prasowego Pentagonu Sabrina Singh.

Colin P. Clarke, starszy pracownik Soufan Center, opisał wiele nakładających się kryzysów na Bliskim Wschodzie jako „doskonałą burzę” dla administracji Bidena i uważa, że ​​powodem niechęci administracji Bidena do uznania powagi konfliktu mogą być wewnętrzne konflikty obawy.

„Określonym celem administracji od początku wojny w Gazie było zapobieżenie rozprzestrzenianiu się konfliktu i przekształceniu się w wojnę regionalną. Przyznanie się, że uczestniczymy w wojnie regionalnej, byłoby równoznaczne z przyznaniem się do porażki politycznej, a nie czymś, co chciałbyś wręczyć swoim przeciwnikom w roku wyborczym” – powiedział.

„Więc po prostu się do tego nie przyznają i nadal brną naprzód, mając nadzieję, że to się skończy, i to wydaje się być „strategią”.

W międzyczasie wydaje się, że prezydent Biden jest zdecydowany kontynuować bombardowania Jemenu do czasu wstrzymania ataków na Morzu Czerwonym.

Kiedy reporter zapytał go, czy naloty w Jemenie przyniosły skutek, odpowiedział zwięźle: „No cóż, kiedy mówisz „działa”, czy zatrzymują Houthi? Nie. Czy będą kontynuowane? Tak.”


Źródło