Sztuka inwestycyjna. Tak rozpaczliwa ucieczka przed inflacją wpędziła Polaków w objęcia snobizmu

W czasach chwiejnej inflacji, pieniądze gromadzone na koncie bądź trzymane w przysłowiowej skarpecie – tracą na wartości. Jak zatem uchronić okupione niejednokrotnie pasmem wyrzeczeń oszczędności? Ekonomiści radzą lokować kapitał w dziełach sztuki. Jednym z najbardziej pewnych sposobów na pomnożenie aktywów jest kupno obrazów.
Nie trzeba być ekonomistą, aby wiedzieć, że dzieła sztuki od dawien dawna stanowiły dobre zabezpieczenie kapitału. Kiedyś takie inwestycje czynili bogacze, ale czasy się zmieniły i nie trzeba wcale należeć do grona 100 najbogatszych Polaków, by móc kupić obraz i stworzyć własną kolekcję.
Bezpieczny nośnik wartości materialnej
Kupno obrazu, jak wskazują eksperci, to najlepszy bezpieczny nośnik wartości materialnej. W odróżnieniu od takich chociażby obligacji, nie ulega wpływom polityki państwa czy bankructwa przedsiębiorstw.
Kupno dzieł sztuki należy do grupy tzw. inwestycji emocjonalnych. Niech nikogo nie zmyli to romantyczne brzmienie, chodzi tutaj o konkrety: kupujący inwestuje pieniądze, swoje zaangażowanie i swój czas – poświęcony m.in. na zaznajomienie się z trendami czy mechanizmami rządzącymi rynkiem. Ważne, aby rozumiał, z czym się zaznajamia – to tak na marginesie. Jak wierzyć ekspertom, im bardziej zróżnicowana jest nasza prywatna kolekcja, tym mniejsze ryzyko inwestycyjne ponosimy.
Łempicka w cenie, ale kupię taniej
Ostatnio padła rekordowa cena ponad 14.7 mln USD za obraz Tamary Łempickiej w domu aukcyjnym Chirstie’s. Polska malarka epoki art déco nieprzerwanie jest na topie, doceniana za swój charakterystyczny styl. Nie musimy zaraz jednak zaczynać z górnej półki – na lokatę nadają się także dzieła nieco „skromniejszego” artysty, najważniejsze, by stale były dostępne w handlu zarówno aukcyjnym, jak i galeryjnym. Podstawowa zasada jest taka, że dzieło musi być powszechnie rozpoznawalne. Rośnie wtedy prawdopodobieństwo, że zakupiony przez nas obraz łatwo odsprzedamy bez straty, a jeszcze z zyskiem.
Zawsze jest ryzyko strat
Nie ma co się czarować – każda inwestycja na rynku sztuki, wiąże się z ryzykiem strat. Nawet znawcy przedmiotu, nie są w stanie przewidzieć, który obraz zyska uznanie na tyle duże, aby przynieść zadowalające stopy zwrotu. Pozostaje nam nie szaleć i podchodzić do tematu, jak do alternatywnej formy lokowania kapitału – rozsądnie przeznaczyć na ten cel wyliczoną kwotę i jej nie przekraczać, choćby nas bardzo kusiło.
Zanim zaczniemy inwestować w sztukę, warto posiąść podstawową wiedzę na temat tego, w co chce się chce ulokować swoje środki finansowe. Ktoś kiedyś porównał rynek sztuki do rynku akcji, gdzie można ryzykować i zainwestować w start-up, czyli młodego twórcę z perspektywami bądź też kierować się tradycją i wybrać stabilną i nieco banalną spółkę dywidendową, czyli klasyka. Pamiętajmy, że sztuka nie jest inwestycją krótkoterminową, a zwroty z niej mogą pojawić się po 5-10 latach.
Inflacja zwiększyła popyt na dzieła sztuki
Inflacja zwiększyła popyt na dzieła sztuki, które stanowić mogą lokatę kapitału. Jak wskazują dane OneBid – w 2022 roku na polskim rynku sztuki inwestorzy i kolekcjonerzy wydali ponad 600 mln zł. Był to też rok bogaty w rekordy – na aukcjach padały wielomilionowe transakcje.
W dobie, gdy światem wstrząsają klęski, kryzysy i inne okropności – dzieła sztuki stanowią jedną z ostatnich ostoi wartości. I nie mam tutaj na myśli jedynie źródła lokaty kapitału – nie zapominajmy, że to też są przedmioty ozdobne, reprezentujące walory estetyczne. Zatem, w oczekiwaniu aż obraz nabierze ceny, skupmy się na jego podziwianiu – może okazać się to jedynym naszym zyskiem, niestety.