„Straszna decyzja” — skomentował posunięcie banku Timothy Ash z firmy inwestycyjnej Bluebay Asset Management. Evren Bolgun, profesor Uniwersytetu Beykoz w Stambule, napisał z kolei na Twitterze, że decyzja banku centralnego była „tragiczna”.
Eksperci twierdzą, że do końca roku inflacja w Turcji wyniesie nawet 60 proc. Zdaniem Mahfiego Egilmeza z Uniwersytetu Altinbas w Stambule szacunki te są „optymistyczne”.
Na tle gigantycznych problemów gospodarczych Turcji analitycy krytykują krok banku centralnego jako niewystarczający. Wartość waluty spada od miesięcy, inflacja galopuje, a państwo jest niemal niewypłacalne. Dlaczego Erdogan nie podjął bardziej stanowczych działań i jaka jest jego polityczna kalkulacja?
Kryzys to wina prezydenta
Większość z obecnych problemów gospodarczych Turcji została spowodowana przez politykę monetarną osobiście sterowaną przez prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana. Niektórzy ekonomiści nazywają ją „ekonomią voodoo”.
Ostatnio Erdogan odwrócił bieg wydarzeń, aby uratować to, co jeszcze pozostało do uratowania. Jednak bank centralny wciąż jest zbyt niezdecydowany, aby naprawdę uchronić lirę przed upadkiem. Prawdopodobnie kryje się za tym zimna kalkulacja tureckiego prezydenta.
Od czasu reelekcji Erdogana pod koniec maja turecka waluta straciła już jedną trzecią swojej wartości. Dwa miesiące temu jedno euro kosztowało 20 lirów, dziś trzeba za nie zapłacić już 30. To kontynuacja krachu, który trwa od lat. Dwa lata temu jedno euro kosztowało zaledwie 10 lirów.
Dalsza część tekstu znajduje się pod materiałem wideo.
Głównym powodem takiego stanu rzeczy jest galopująca inflacja wynosząca niekiedy ponad 80 proc. Pojawiła się ona po tym, jak Erdogan kilka lat temu zdecydował, że wie lepiej niż wszyscy ekonomiści na świecie, jak walczyć z inflacją. Jego zdaniem można ją kontrolować poprzez obniżanie stóp procentowych, a nie ich podnoszenie.
Jest to sprzeczne ze wszystkim, czego uczy się każdy student pierwszego semestru ekonomii. Tylko zaostrzenie podaży pieniądza lub wzrost kosztu kapitału poprzez wyższe stopy procentowe może ograniczyć inflację. Jednak turecki prezydent nie zwracał na to uwagi i nakazał bankowi centralnemu wcielić swoją teorię w życie.
Tak więc w 2020 r., pomimo rosnących wskaźników inflacji, bank centralny obniżył stopy procentowe — wywołując jeszcze szybszy wzrost cen i załamanie liry.
„Ekonomia voodoo”
Ówczesny szef banku centralnego, w odpowiedzi na trudną sytuację, dokonał pod koniec 2020 r. zwrotu i ponownie podniósł stopy procentowe. Jednak Erdogan szybko go zwolnił i zastąpił go rzekomo bardziej posłusznym człowiekiem.
Ale on również nie chciał podążać za dziwną teorią Erdogana. I spotkał go ten sam los, co poprzednika. Dopiero Sahap Kavcioglu, który objął stanowisko w marcu 2021 r., bezwarunkowo posłuchał poleceń Erdogana i coraz bardziej obniżał stopę procentową z 19 do ostatecznie 8,5 proc.
Rezultatem była galopująca inflacja, która pod koniec ubiegłego roku według oficjalnych danych osiągnęła nawet ponad 85 proc. Zniszczyło to oszczędności wielu Turków, ale jednocześnie utrzymało gospodarkę w ruchu, ponieważ ratowała się dzięki tanim kredytom. W ten sposób Erdogan zapewnił sobie reelekcję pod koniec maja.
Zaraz po ponownym wyborze na stanowisko turecki prezydent niespodziewanie zapoczątkował zwrot w polityce gospodarczej i monetarnej. Najpierw mianował Mehmeta Simseka nowym ministrem finansów. Zajmował on to stanowisko do 2018 r., ale potem został zastąpiony przez zięcia Erdogana, Berata Albayraka. Wtedy właśnie rozpoczęła się faza „ekonomii voodoo”.
Natychmiast po niedawnej nominacji Simsek powiedział, że Turcja „nie ma innego wyjścia, jak tylko powrócić do racjonalnej polityki”.
Punit PARANJPE and Punit PARANJPE / AFP / AFP
W ostatnim czasie Erdogan mianował także Cevdeta Yilmaza nowym wiceprezydentem. On również jest zwolennikiem klasycznej polityki gospodarczej. Zmieniono ponadto szefa banku centralnego. Sahap Kavcioglu, który przez ponad dwa lata wykonywał polecenia Erdogana, musiał odejść. Jego miejsce zajęła Hafize Gaye Erkan, doświadczona na arenie międzynarodowej bankierka, a także zdecydowana zwolenniczka racjonalnej polityki monetarnej.
Jednym z jej pierwszych działań na stanowisku było drastyczne podniesienie głównej stopy procentowej z 8,5 do 15 proc. miesiąc temu. Jednak jak dotąd było to w stanie jedynie nieco spowolnić krach liry, a nie go zatrzymać. Rynki finansowe oczekiwały jeszcze bardziej drastycznego kroku.
Groźba niewypłacalności Turcji
Stopa procentowa na poziomie nawet 15 proc. jest wciąż daleka od obecnej stopy inflacji, która wynosi nieco poniżej 40 proc. W rzeczywistości stopa procentowa musiałaby być wyższa — czyli być utrzymywana także powyżej 40 proc. — aby naprawdę kontrolować inflację.
Wszyscy wiązali zatem nadzieję z czwartkową decyzją w sprawie stóp procentowych. Większość ekonomistów uważała, że podwyżka głównej stopy procentowej do 20 proc. byłaby odpowiednia, jednak w ostatnich dniach oczekiwania spadły już do 18 proc. To, że bank centralny zdecydował się podwyższenie stopy poniżej tego poziomu, rozczarowało prawie wszystkich obserwatorów.
Dla Timothy’ego Asha z firmy inwestycyjnej Bluebay Asset Management potwierdza to opinię wyrażaną przez niektórych krytyków w ostatnich tygodniach, zgodnie z którą szef banku centralnego Erkan i minister finansów Simsek „tak naprawdę nie mają uprawnień do faktycznego zacieśniania polityki pieniężnej”.
Najwyraźniej wolno im posunąć się tylko tak daleko, jak jest to absolutnie konieczne. Rzekomy zwrot w polityce pieniężnej nie nastąpił bowiem w wyniku uświadomienia sobie, że poprzednia polityka zawiodła. Powodem były raczej „trudności gospodarcze i groźba niewypłacalności Turcji”, jak ujął to Norbert F. Tofall z niemieckiego Instytutu Badawczego Flossbach von Storch.
Rezerwy walutowe spadły do ujemnego poziomu
Ucieczka od tureckiej waluty inwestorów i osób prywatnych, które miały oszczędności w lirze, przybrała ostatnio tak dramatyczne rozmiary, że rezerwy walutowe kraju zostały całkowicie wyczerpane.
Co więcej — rezerwy walutowe netto Turcji spadły nawet do ujemnego poziomu.
— Konkretnie oznacza to, że rezerwy walutowe, które są tak pilnie potrzebne, zostały pożyczone z zagranicy — stwierdził Thomas Gitzel, główny ekonomista liechtensteińskiego VP Bank. Ostatnim razem, gdy taka sytuacja miała miejsce 20 lat temu, kraj musiał zostać objęty parasolem ochronnym Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
— Temu Erdogan chce zapobiec, ponieważ wiążą się z tym pewne warunki — powiedział Gitzel.
Dlatego turecki prezydent dokonał zwrotu w polityce pieniężnej, zamiast zaakceptować hańbę. Posuwa się jednak tylko tak daleko, jak to konieczne, aby przekonać prywatnych zagranicznych pożyczkodawców, że mogą zaufać Turcji. A na kilka godzin przed ostatnią decyzją swojego banku centralnego zrobił w tym kierunku decydujący krok.
W czwartek w Abu Zabi podpisano umowę, zgodnie z którą Zjednoczone Emiraty Arabskie mogą w nadchodzących latach zainwestować w Turcji do 50 mld dol. (niemal 200 mld zł). W pierwszym kroku państwowy fundusz majątkowy Emiratów ma kupić tureckie obligacje rządowe o wartości do 8,5 mld dol. (33 mld 670 mln zł). Niemalże odpowiada to rządowym prognozom deficytu Turcji na 2023 r.
Krok ten na razie zapewni finansowanie państwa i przetrwanie gospodarki, prawdopodobnie do marca przyszłego roku. Następnie w Turcji odbędą się wybory lokalne. Erdogan chce je ponownie wygrać. Jeśli będzie trzeba, wyrzuci za burtę swoje przekonania gospodarcze. Przynajmniej na jakiś czas.