Polska

Uwięzieni, porzuceni: filipińscy pracownicy zwabieni do Polski przez tajnych agentów | Prawa pracownicze

  • 27 marca, 2024
  • 7 min read
Uwięzieni, porzuceni: filipińscy pracownicy zwabieni do Polski przez tajnych agentów |  Prawa pracownicze


Imiona oznaczone gwiazdką* zostały zmienione w celu ochrony tożsamości.

W przenikliwie zimną lutową noc Robby* kończył swoją zmianę na linii produkcyjnej w fabryce kurczaków w Mławie w Polsce.

Nie mógł się doczekać powrotu do domu, zjedzenia kolacji i spania.

Rozległo się jednak pukanie do drzwi i napięcie wzrosło, gdy do fabryki weszła grupa policjantów. Otrzymali informację, że firma zatrudnia nieudokumentowanych pracowników.

Zagranicznych pracowników zaprowadzono do biura w celu sprawdzenia ich dokumentów tożsamości.

Robby, Filipińczyk, który pracował tam od dwóch miesięcy, nie zdawał sobie sprawy, że ma kłopoty.

„Nie wiedziałem, że jestem nielegalny. Myślałem, że moja agencja uzyskała dla mnie pozwolenie na pracę” – powiedział Al Jazeerze. „Kiedy mnie zatrzymali, poczułem się jak przestępca. Poczułam się taka poniżona. Policja wsadziła nas do samochodu z kratami.”

Robby został zatrzymany na jeden dzień i przesłuchany, zanim polskie władze imigracyjne poinformowały go, że zostanie deportowany.

Jest jednym z sześciu Filipińczyków, z którymi rozmawiała Al Jazeera, którzy udali się do Polski po tym, jak dali się zwabić do Europy Środkowej oszustwami rekrutacyjnymi.

Podróż zwykle rozpoczyna się od kliknięcia. Pełni nadziei kandydaci odpowiadają na niektóre z setek ogłoszeń zamieszczanych w Internecie i mediach społecznościowych, które fałszywie oferują filipińskim pracownikom stabilną, dobrze płatną pracę w Polsce, kraju liczącym około 40 milionów mieszkańców.

Rekruterzy obiecują także łatwy dostęp do stałego pobytu i obywatelstwa europejskiego.

Za szansę na nowe życie w Europie filipińscy pracownicy płacą tym agentom tysiące dolarów honorariów. W niektórych przypadkach miejsca pracy w ogóle nie powstają.

Kilku respondentów, którzy rzeczywiście wyjechali w podróż, to rodzice, którzy marzyli o tym, aby zamieszkać z dziećmi.

Warto przeczytać!  Trump organizuje serię spotkań z zagranicznymi przywódcami

„Tutaj nie jest w porządku; Chcę, żeby moi współbracia Filipińczycy o tym wiedzieli” – powiedziała Cora*, lat 44, która przyjechała do Polski około rok temu wraz z mężem Ronaldem*.

„Niektórzy Filipińczycy chcą tu przyjechać ze względu na obietnicę stałego pobytu w Europie, ale to nieprawda. Myśleliśmy, że będziemy mieszkańcami Europy. Jesteśmy bardzo zdenerwowani.”

Cora i Ronald zapłacili filipińskiej agencji rekrutacyjnej ponad 11 000 dolarów za pracę w fabryce na obrzeżach Warszawy.

Stwierdzili, że nie wiedzieli wówczas, że będą musieli mieszkać w Polsce przez co najmniej pięć lat i zdać test z języka polskiego, aby kwalifikować się do statusu stałego rezydenta.

Ich agencja podała również, że podejmą pracę na pełny etat i będą bezpośrednimi pracownikami firmy, w której pracowali. Po przybyciu na miejsce okazało się, że będą pracować w niepewnych godzinach u podwykonawcy.

„Prowadzimy prace sezonowe. Czasami nie ma pracy” – mówi Cora, która zarabia około 20 złotych za godzinę.

Podobnie jak Robby są to pracownicy nieudokumentowani, bez pozwolenia na pobyt czasowy i boją się, że władze dowiedzą się o nich i deportują ich.

„Co tydzień dzwonię do mojej agencji, aby zapytać o wizy” – mówi Ronald.

Cora stwierdziła, że ​​koszty utrzymania są tak wysokie, że para nie będzie w stanie odzyskać opłat uiszczonych agentom. Jednak nadal uważają, że muszą zaoszczędzić trochę pieniędzy, zanim będą mogli wyjechać.

„W niektórych miesiącach mamy tylko kilka godzin pracy. Czasem pracujesz miesiąc, menadżer cię zwalnia i agencja musi znaleźć inną pracę. Ale potem trzeba poczekać dwa lub trzy tygodnie” – powiedziała.

Warto przeczytać!  Polski Trybunał Konstytucyjny uznaje uchwałę wzywającą do jej nowelizacji za niezgodną z konstytucją

Byli także zszokowani, gdy zobaczyli zakwaterowanie, jakie zapewniła im agencja. Pierwotnie powiedziano im, że będą mieli własny dom, ale umieszczono ich w mieszkaniu z pięcioma sypialniami wraz z ośmioma innymi osobami. Jest tylko jedna łazienka i mała kuchnia, którą wszyscy dzielą.

„Codziennie musimy ustawiać się w kolejce do łazienki i toalety” – powiedziała Cora. „To jest bardzo trudne.”

Międzynarodowa Organizacja ds. Migracji ONZ (IOM) stwierdziła, że ​​w Polsce rośnie liczba filipińskich pracowników, obecnie około 30 000, „ale rzeczywiście stoją oni w obliczu możliwości nadużyć lub pogwałcenia ich praw, takich jak niskie lub wstrzymywane płace oraz oferowane kiepskie zakwaterowanie przez pracodawców”, które jest niehigieniczne i pozbawione czystej wody.

Wszyscy pracownicy Al Jazeery, z którymi rozmawiała Al Jazeera, poczuli żal.

„Opłaty są zbyt wysokie, ale podejmujemy ryzyko, przyjeżdżając do Polski w poszukiwaniu nowych wyzwań i możliwości” – powiedziała Evangeline, lat 43.

Po zapłaceniu agencji rekrutacyjnej 5700 dolarów podejmuje sezonową pracę w fabryce produkującej podłogi.

„Ale niektórzy z nas są rozczarowani” – powiedziała.

Ana, lat 30, zapłaciła 4080 dolarów, aby dostać pracę w Polsce, a rekruter powiedział jej, że będzie zarabiać ponad 700 dolarów miesięcznie. Została umieszczona w fabryce rybnej w Grzybowie ze stawką godzinową 3 dolary.

Mówi, że 18 innych filipińskich rekrutów uciekło z pracy w tej samej fabryce, aby szukać nieformalnej pracy gdzie indziej w Europie.

„Niektóre dziewczyny wyszły wcześnie rano, kiedy gospodyni spała” – powiedziała. „Agenci rekrutujący zapytali nas, dlaczego odeszli. Powiedzieliśmy im, że to z powodu naszej sytuacji i wynagrodzenia.

Zauważając narastający problem, rząd Filipin wydał kilka ostrzeżeń przed „pozbawionymi skrupułów rekruterami” do pracy w Polsce, których celem są Filipińczycy pracujący w innych krajach, np. w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.

Warto przeczytać!  Wybory samorządowe w Polsce wystawiają na próbę nowy rząd Tuska po 4 miesiącach sprawowania władzy

Ten proces rekrutacji nazywany jest zatrudnianiem „w państwie trzecim” i „międzynarodowym”, co jest sprzeczne z wymogiem rządu Filipin, zgodnie z którym ludzie powinni być zatrudniani wyłącznie za pośrednictwem agencji zatrudnienia zarejestrowanych przez rząd.

Filipińscy rekruci pracujący na terenie całego kraju nie otrzymują od rządu świadectwa pracy za granicą, które zapewniałoby im dostęp do pomocy konsularnej w przypadku napotkania problemu za granicą.

Robby rzucił pracę w Arabii Saudyjskiej, aby pracować w Polsce.

Po zatrzymaniu polski rząd wydał mu dokumentację potwierdzającą, że był ofiarą handlu ludźmi.

Ponieważ jednak nie posiadał zaświadczenia o zatrudnieniu za granicą, ambasada Filipin nie zapłaciła za jego lot repatriacyjny.

Polski rząd odmówił także sfinansowania jego podróży powrotnej.

Urzędnik imigracyjny wręczył mu broszurę informującą, jak skontaktować się z IOM w celu uzyskania lotu do domu.

„Żałuję, że w tym celu opuściłem Bliski Wschód” – powiedział Robby, który wrócił do domu 17 lutego po traumie spowodowanej zatrzymaniem. Powiedział, że nadal ma trudności z przystosowaniem się do życia na Filipinach.

„IOM nie jest zaangażowana w deportacje” – powiedział Al Jazeerze rzecznik. „Prowadzimy program wspomaganych dobrowolnych powrotów i reintegracji, w ramach którego migranci decydujący się na powrót do kraju pochodzenia mogą skorzystać z naszego programu regularnym lotem, a wszystkie koszty pokrywane są przez program. Jest to również otwarte dla ofiar handlu ludźmi.”

W chwili pisania tego tekstu Ambasada Filipin w Warszawie i Departament Pracowników Migrujących Filipin nie odpowiedziały na prośbę Al Jazeery o komentarz.


Źródło