Biznes

Vigo Photonics, czyli polska inwestycja w półprzewodniki. Będzie fabryka – Biznes

  • 24 lutego, 2024
  • 8 min read
Vigo Photonics, czyli polska inwestycja w półprzewodniki. Będzie fabryka – Biznes



– To on odpowiada za samonaprowadzanie rakiety. Kiedy nie działa poprawnie, HIMARS może chybić celu nawet o kilkaset metrów – komentuje Adam Piotrowski, prezes Vigo Photonics.


Firma, którą zarządza, jest największym w Europie producentem detektorów średniej podczerwieni o wysokiej precyzji. Jednym z zastosowań tej technologii jest właśnie konkurencyjny system naprowadzania pocisków.


– Dzięki podczerwieni pocisk rozpoznaje cel, niszczy go, nie powodując przypadkowych strat – dodaje Piotrowski.



Vigo Photonics. Polska fabryka półprzewodników


Vigo to jedna z najbardziej innowacyjnych polskich firm. Jej detektory mają szerokie zastosowanie: od systemów naprowadzania broni przez monitorowanie stężenia zanieczyszczeń po kontrolowanie kół w kolejach dużych prędkości. A jednak od kilku lat firma nie potrafiła przeskalować swojego biznesu, a jej sprzedaż utknęła na poziomie 60–70 mln złotych. To ma się zmienić.


– Wojna zmieniła myślenie o inwestowaniu w nowoczesną broń. Jeszcze kilka lat temu niektórzy inwestorzy kręcili nosem, kiedy mówiliśmy o zamówieniach dla wojska, a teraz mamy do czynienia z zupełnie nowym otwarciem rynku – uważa Łukasz Piekarski, członek zarządu Vigo.


To niejedyny rynkowy trend sprzyjający spółce.


Drugim jest budowanie przez Europę niezależności w sektorze półprzewodników.


Vigo od kilku lat pracowało nad podbiciem rynku, który jeszcze nie istnieje – miniaturowych czipów podczerwieni (PIC). Wmontowane do przedmiotów codziennego użytku: smartfonów, zegarków, lodówek, samochodów, miałyby zbierać niedostępne dotąd informacje. W czerwcu spółka dostała na ich rozwój zielone światło od Komisji Europejskiej. Dzięki temu możliwe jest dofinansowanie wartego 1,2 mld zł projektu dopracowania czipów i uruchomienia ich fabryki w Polsce.


Czytaj też: Na wojnie o półprzewodniki pęka globalna bańka. Ale Europa korzysta


– Jak na realia polskiej gospodarki, to ogromne środki, które umożliwią spółce budowanie kompetencji w innowacyjnym sektorze gospodarki – przyznaje Marcin Wójcik, zarządzający funduszem 89th Avenue Fund No 1, który specjalizuje się w inwestycjach w krajowe spółki technologiczne.


– To pokazuje innowacyjny potencjał Vigo, które jest beneficjentem programu IPCEI obok Airbusa, Boscha, Trumpfa czy ASML. W tym towarzystwie polska spółka to mikrus, który dostaje szansę, by zrobić ze swojej technologii produkt masowy – mówi Łukasz Hejak, zarządzający Investors TFI. IPCEI, od angielskiej nazwy Important Projects of Common European Interest, to projekty stanowiące przedmiot ogólnoeuropejskiego zainteresowania.

Warto przeczytać!  Producenci Ozempicu mogą zgarnąć 40 000% zysku — badania mówią, że lek na cukrzycę można wyprodukować za 1 dolara miesięcznie



Polskie półprzewodniki zza Żelaznej Kurtyny


Vigo jest najstarszą firmą technologiczną w Polsce. Jej początki sięgają roku 1969, kiedy Józef Piotrowski, profesor fizyki i ojciec Adama, obecnego prezesa, zaczął pracować nad stworzeniem półprzewodnika, który potrafiłby charakteryzować skład chemiczny plazmy w reaktorach jądrowych.


– Wyzwanie duże, bo ze względu na jej temperaturę nie da się tam włożyć zwykłego czujnika. Mój ojciec z zespołem naukowców zrobili to za pomocą detektora podczerwieni. Żeby skomercjalizować swoje odkrycie, w 1987 roku założył z dwoma swoimi doktorantami firmę technologiczną – opowiada prezes Vigo.


O jakości innowacji świadczył ich pierwszy klient – laboratorium w Los Alamos. To samo, w którym 42 lata wcześniej stworzono bombę atomową. Amerykańskiemu klientowi nie przeszkadzało nawet to, że innowację kupował od firmy z bloku socjalistycznego.



Polski wkład w misję na Marsa


Początkowo klientami Vigo były zachodnie ośrodki naukowe, potem doszli klienci komercyjni. W 2012 r. NASA odstąpiła nawet od zasady składania zamówień na potrzeby misji u amerykańskich dostawców technologii, by kupić detektory do marsjańskiego łazika w firmie z Ożarowa Mazowieckiego. A 80-letni profesor Józef Piotrowski dalej pracuje w Vigo i codziennie przyjeżdża do niej na rowerze z oddalonego o 12 kilometrów domu. Chyba że pracuje zdalnie, z Teneryfy.


– Do firmy przyszedłem w 2002 r., żeby zrozumieć unikalne przewagi technologiczne Vigo, a następnie przestawić produkcję na skalę przemysłową tak, by jeszcze polepszyć parametry naszych detektorów – mówi Adam Piotrowski.


Wiemy, jak w optymalny sposób nałożyć na siebie kolejne warstwy atomów tworzących półprzewodnik, i robimy to z dokładnością co do pojedynczych atomów. Mamy produkt o najlepszych parametrach na rynku. W porównaniu z wyjściowym detektorem sprzed 30 lat poprawiliśmy je jakieś 10 tys. razy – tłumaczy Łukasz Piekarski.



Powolna sprzedaż przeszkodą w rozwoju


I choć Vigo pracowało od tamtej pory z blisko tysiącem klientów, długo było firmą niszową. Osiem lat temu spółka zdecydowała się wejść na giełdę. Ruszył ambitny plan inwestycyjny zwiększenia możliwości produkcyjnych nawet 10-krotnie. Ale sprzedaż rosła zbyt wolno. W 2020 r. spółka miała mieć 80 mln złotych przychodów, tymczasem w zeszłym roku sprzedaż dobiła ledwie do 67 milionów.

Warto przeczytać!  Waloryzacja emerytur 2024 - zobacz wyliczenia. Tabela brutto i netto


Spółka przywiązywała dużą wagę do rozwoju produktu, ale nie szły za tym odpowiednie inwestycje w siły sprzedażowe – uważa Marcin Wójcik z 89th Avenue Fund No 1.

67 mln PLN – tyle wyniosła sprzedaż Vigo w 2022 roku. Polska spółka ma szansę znacznie zwiększyć skalę biznesu.


67 mln PLN – tyle wyniosła sprzedaż Vigo w 2022 roku. Polska spółka ma szansę znacznie zwiększyć skalę biznesu.

Fot.: 123RF


Najmocniej było to widać na rynku amerykańskim, gdzie Vigo wciąż opierało się na tym samym dystrybutorze, który był ze spółką jeszcze od lat 80.


– Wiele firm ostrożnie podchodzi do rozbudowy sił sprzedażowych za granicą, bo boją się przepalania zbyt wielkich pieniędzy. W Vigo wyzwanie jest większe. Nie chodzi tu bowiem o prostą sprzedaż, ale o stworzenie sobie rynku, przekonując klientów do nowych możliwości, jakie daje ich technologia – dodaje Łukasz Hejak z Investors TFI.


– Za długo bazowaliśmy na naszym amerykańskim dystrybutorze. Dobrze sprawdzał się przy oferowaniu rozwiązań działom R&D, ale kiedy przyszło do sprzedaży masowego produktu do zastosowań przemysłowych czy wojskowych, nie podołali. Dlatego budujemy własne siły sprzedażowe na Florydzie – wyjaśnia Piekarski.



Załapać się na zakupy dla wojska. Polskie systemy naprowadzania i obserwacji pola walki


Lokalizacja nie jest przypadkowa. Floryda jest produkcyjnym hubem wojskowych systemów sensorycznych. A zamówienia z tego sektora wyglądają bardzo obiecująco.


Wystarczy spojrzeć na szał zakupów, w jaki wpadła polska armia. Według danych rządowych zamówienia niezbędne do odbudowania zapasów amunicji przez państwa unijne będą warte 12 mld złotych. Na zwiększenie potencjału produkcyjnego polskich firm amunicyjnych PFR zamierza przeznaczyć 2 mld zł.


Czytaj też: Od kogo Polska kupuje uzbrojenie? Ranking zaskakuje


– W przypadku rozwoju zestawów rakietowych Piorun rozwiązania Vigo będą pierwszym wyborem. Niewykluczone jest również zastosowanie ich produktów w systemach kierowania ogniem w transporterach opancerzonych – uważa Marcin Wójcik z 89th Avenue Fund No 1.


Rozwijamy nie tylko systemy naprowadzania broni, ale też obserwacji pola walki. Naszym nowym produktem są matryce podczerwieni, umożliwiające nocą wykrycie ruchu czołgu oddalonego nawet o kilka kilometrów – tłumaczy Adam Piotrowski.


Jak bardzo są skuteczne? Pracownicy testujący działania matrycy w firmie byli w stanie zobrazować osobę palącą papierosa na balkonie w bloku znajdującym się 3,5 kilometra w linii prostej od siedziby Vigo. Na początku września spółka zawarła list intencyjny z PCO – producentem urządzeń celowniczych – dotyczący wdrożenia matryc do masowej produkcji.


– Kontrakty wojskowe mają być tylko pomostem pomagającym spółce w rozwinięciu głównego rynku PIC-ów. Równolegle spółka rozwija systemy podczerwieni dla motoryzacji czy smartwatchy – zauważa Łukasz Hejak.


Dalsza część tekstu pod materiałem wideo.



„Być liderem, a nie naśladowcą”


Do tej pory urządzenia elektroniczne zbierały dane za pomocą światła widzialnego albo krótkiej podczerwieni. Wykorzystanie średniej podczerwieni byłoby rewolucją.


– Moglibyśmy za pomocą światła zbierać informacje o ilości glukozy we krwi albo stanie świeżości każdego produktu w lodówce – mówi Piekarski.


Technologie mamy i wiemy, że to jest możliwe. Teraz tylko te detektory podczerwieni musimy zminiaturyzować i zamknąć w czipie, razem z potrzebną do analizy zebranych danych elektroniką – dodaje prezes Vigo.


Z popytem na PIC nie powinno być problemu, bo producenci elektroniki sami ostro ścigają się na funkcjonalności. Przedsięwzięcie dobrze wpisało się w nową politykę Unii Europejskiej, próbującej wzmocnić swoją pozycję w produkcji półprzewodników, które w przeszłości lekkomyślnie wypchnięto do Azji.


By być liderem, a nie naśladowcą, unijny przemysł wymaga pilnych, ambitnych działań, takich jak przemysł półprzewodnikowy – tłumaczył niedawno nową strategię UE Thierry Breton, komisarz do spraw rynku wewnętrznego.


Vigo otrzymało z KE rekordowe jak na polskie warunki, 103 mln euro dofinansowania. Do tej pory w sektorach innowacyjnych na giełdzie dominowali twórcy gier oraz leków. W branży deeptechowej brakowało jasno świecących gwiazd. Vigo to spółka, która może to zmienić.


– W odróżnieniu od założycieli innych start-upów, to nie są naukowcy, którzy mają fajną technologię. Oni jej funkcjonalność wielokrotnie potwierdzili, o czym świadczą coraz większe kontrakty z globalnymi graczami, Caterpillarem czy Safranem. Teraz ten biznes muszą tylko przeskalować – ocenia Łukasz Hejak z Investors TFI.


Źródło