Walka na miecze świetlne w Gwiezdnych Wojnach straciła swój urok Mrocznego Widma
Gwiezdne Wojny: Część I – Mroczne widmo Jest powrót do kin 3 maja z okazji 25-lecia istnienia. Inspiracją do napisania tego eseju było jego ponowne wydanie.
W ćwierć wieku od premiery trylogii prequeli Gwiezdnych Wojen, Widmowe zagrożenie i jego rodzeństwo byli wywyższeni, potępieni, ponownie rozpatrywani, rehabilitowani, kochani i opłakiwani. Ryzykując banał, trwale zmienili znaczenie Gwiezdnych Wojen dla widzów i twórców pod względem historii, budowania świata, wibracji i grafiki.
Widmowe zagrożenie wprowadził do serii wiele nowych pomysłów — długą, często zawstydzającą listę obejmującą midichloriany, Jar-Jar Binks i kilka gatunków obcych z niewygodnym akcentem. Ale jeden z najlepszych pomysłów, jakie wniósł do Gwiezdnych Wojen, jest bliski zniknięcia.
Kiedy Jedi stracili swoje chore przewroty?
„George nigdy w życiu nie brał udziału w bójce”
George Lucas jest znany ze swojego zamiłowania do powietrznych walk powietrznych w kinie II wojny światowej, a nie walk wręcz. Chociaż szermierka z oryginalnej trylogii Gwiezdnych Wojen jest ikoniczna, jest w niej cenna odrobina finezji. Pojedynki na miecze świetlne są kinetycznym odpowiednikiem emocjonalnych i filozoficznych starć między postaciami, a nie scenografią samą w sobie. Przejście trylogii prequel w kierunku wysoce baletowych, choreograficznych bitew na miecze świetlne nie było głównie dziełem Lucasa; zaprojektowanie ich spadło bezpośrednio na twórcze barki kaskadera i koordynatora Nicka Gillarda.
„George nigdy w życiu nie brał udziału w bójce” – Gillard powiedział Vulture w 2017 roku. „Więc tak naprawdę nie zawracał sobie głowy pisaniem [a lightsaber duel]. Brzmiałoby to mniej więcej tak: „Następuje zaciekła bitwa na miecze świetlne – siedem minut” i można by wypełnić istniejącą tam lukę.
Gillard, gdy rozpoczynał pracę, miał już na swoim koncie dwudziestoletnie doświadczenie w branży Widmowe zagrożeniewalka na miecze świetlne. Prawie tak długo, począwszy od lat 81., z przerwami współpracował z produkcjami Lucasfilm Poszukiwacze zaginionej Arki. Jednak sposób, w jaki wypełnił „lukę” po Jedi, był całkowicie zainspirowany akcją filmową, którą widział wokół siebie na ekranie pod koniec lat 90-tych. Mając błogosławieństwo Lucasa i pełną swobodę twórczą, Gillard stworzył na zamówienie sztukę walki Jedi, która była szybka, mobilna i akrobatyczna, podkreślając nadprzyrodzone refleksy zakonu i zdolności powietrzne wspomagane Mocą.
Sceny walki, które potem nastąpiły – w szczególności kulminacyjne pojedynki Widmowe zagrożenie I Zemsta sitów – były jednymi z niewielu aspektów trylogii prequel, które uniknęły drwiny. Nie chodziło tylko o choreografię. Pojedynki te były niezwykle ambulatoryjne i interaktywne, poruszały się po pokojach i zmieniały się środowiska. Pokazali, jak szable od niechcenia przecinają ściany i przebijają panele elektroniczne, pozostawiając latające iskry i wirujące węże paliwowe. Preferowali zamachy, które przecinały wzrok kamery ukośnie, aby lepiej zamienić szable w smugi światła zamiast w proste linie. Prequele przesunęły lokalizację Gwiezdnych Wojen na mapie podgatunków na granicę akcji sztuk walki, w czasach, gdy standardy wire-fu takie jak Macierz, Przyczajony tygrys ukryty smok, Kill Billi, ośmielę się powiedzieć, aniołki Charliego mocno chwytały za oczy widzów multipleksów.
Jednak wpływ Gillarda osłabł, gdy Gwiezdne Wojny powróciły do akcji na żywo, a seria odeszła od przedstawiania Jedi w kwiecie wieku. Pojedynki na szable ze współczesnych seriali telewizyjnych „Gwiezdnych Wojen” nie dorównują tym, które widzimy w trylogii prequeli.
Elegancki flip dla bardziej cywilizowanych czasów
Z Przebudzenie Mocy akcja na żywo w Gwiezdnych Wojnach w dużej mierze odwróciła kamerę od wyszkolonych w świątyni, dojrzałych rycerzy Jedi. Rey jest samoukiem, walczącym w kwaterze, a Kylo Ren zabił wszystkich swoich kolegów z klasy. Mandalorianin, Książka Boba FettaI Andor albo nie ma Jedi, albo ostrożnie trzymaj ich w tle, podkreślając wyjątkowy status Mrocznego Miecza Dina Djarina — więc starcia szabla na szablę są nieliczne.
Nawet gdy w serialach Disney Plus ponownie skupiono się na Jedi, pojedynki na miecze, z nielicznymi nielicznymi wyjątkami, były powolne, sceniczne, a nawet… pobieżne. Martwiłem się, że wyolbrzymiłem tę różnicę, dopóki nie zacząłem przeglądać filmów z prequeli, pisząc ten artykuł. Oglądając obok siebie te i najnowsze walki, od razu widać różnicę w szybkości.
Z pewnością ma sens, że złośliwość walki na miecze świetlne powinna zostać nieco zmniejszona, jeśli praktykujący nie otrzymali szabli w tym samym czasie, gdy uczyli się wiązać własne buty. Ale nawet w scenach, w których kanonicznie biegli rycerze Jedi dają z siebie wszystko – pojedynek Ahsoki z Baylanem Skollem, sparingi Obi-Wana i Anakina – jest to rozwodniony cień tego, jak kiedyś było.
Może jestem ostry. Gillard wyznaczył wysoki standard, który jest trudny do osiągnięcia. A może podobają ci się współczesne pojedynki na szable – w końcu to subiektywna ocena. Ale mam jeszcze jedno pytanie, oparte na w 100% obiektywnych kryteriach: Gdzie są te pieprzone skoki?
Dlaczego wszyscy Jedi mają teraz stopy przyklejone do podłogi?
„Skok Mocy” Jedi – dziękuję, będę nadal nazywał go „chorymi przewrotami” – nie jest wynalazkiem Gillarda. Wszystko zaczyna się od oryginalnej trylogii Lucasa, w której Luke trenuje salta w powietrzu z Yodą. Później wykorzystuje tę napędzaną Mocą umiejętność skakania, aby wyskoczyć z komory karbonitowej Imperium kontratakujei uciec z dołu Sarlacca Powrót Jedi.
Ale prequelowa trylogia Gwiezdnych Wojen podniosła tę moc do formy sztuki. Chorych przewrotów nie używano już tylko po to, by wydostać się z kłopotów — Gillard wplatał je w sztukę walki Jedi jak oddychanie. Pierwszą rzeczą, która dzieje się w legendzie Obi-Wana i Qui-Gona mroczne widmo Walka z Darthem Maulem polega na tym, że Obi-Wan wykonuje chory przewrót nad Maulem, tak że lord Sithów jest flankowany. I ostatnia rzecz, gdy Obi-Wan mści swojego poległego pana? Zgadza się, wyskakuje z dołu, przelatuje nad głową Maula i przecina go na pół.
Jak Atak klonów przyznać Yodzie mistrzostwo w filozofii Mocy w jego stylu szabli? Dlaczego, dając mu wykładniczo więcej chorych wywrotek niż jakikolwiek inny Jedi! Kluczowa bitwa Anakina i Obi-Wana na Mustafarze w Zemsta sitów zaczyna się od chorego przewrotu, gdy Anakin rzuca się przez platformę na swojego pana. Kończy się również na jednym, ponieważ Obi-wan uwalnia Anakina ze wszystkich trzech pozostałych naturalnych kończyn. O tym właśnie jest cała niesławna rozmowa „Mam przewagę”! Obi-wan mówi: „Nie rób stamtąd chorego przewrotu! Na mnie to nie zadziała, bo Wymyśliłem to.”
Chory obrót pozostaje najwyraźniejszym znakiem rozpoznawczym sztuki walki Jedi — każda marka mogłaby wprowadzić szybką, zabójczą i mobilną walkę na miecze. Ale odwracanie wspomagane Mocą jest szyte na miarę Gwiezdnych Wojen. The Wojny klonów I Rebelianci programy, z animowanym otoczeniem, sprawiły, że flip był wszechobecny w odłogowej epoce Gwiezdnych Wojen na żywo, pomiędzy prequelami i Przebudzenie Mocy. A jednak tej zmiany nie widać nigdzie w serialach aktorskich, nawet w pojedynkach pomiędzy Obi-Wanem i Anakinem, Anakinem i Ahsoką oraz Ahsoką i Baylanem Skollem.
Nie chcę sugerować, że planowanie i inscenizacja świetnych scen sztuk walki jest łatwe, a tym bardziej inscenizacja walk, w których rolę odgrywają główni wykonawcy, a nie doświadczeni kaskaderzy. Wręcz przeciwnie! Wymagają mnóstwo pracy przedprodukcyjnej i wiele wymagają od aktorów. Jest to prawdopodobnie nieistotne źródło różnicy między choreografią trylogii prequel a różnymi seriami Disney Plus. Wymagania dotyczące harmonogramu telewizji epizodycznej zasadniczo różnią się od wymagań produkcji filmowej, a żyjemy w erze określonej przez hollywoodzkie dążenie do szybszego tworzenia większej liczby filmów zamiast poświęcania czasu na zrobienie wszystkiego dobrze.
Brakuje mi jednak pomysłowości i mobilności walk z prequeli. Oglądanie Ahsoki, Uderzyło mnie, jak uderzająco różnią się ruchy Haydena Christensena od ruchów jego współpracowników. Opuszcza środek ciężkości, prześlizguje się po nogach z drapieżną gracją i, gdy tylko nadarzy się okazja, używa starego, dobrego, olśniewająco szybkiego obrotu szablą. Jest oczywiste, że podstawy teatralnej szermierki Gillard wpoił mu podczas produkcji Atak klonów I Zemsta sitów nadal tam są.
Być może „Gwiezdne Wojny” już nigdy więcej nie osiągną idealnego połączenia zasobów, talentu i współczesnych gustów akcji, które pozwolą mu z pogranicza kina wire-fu i sztuk walki. Być może nigdy nie zrealizuję swojego marzenia o ponownym obserwowaniu Jedi wznoszącego się w powietrzu i mającego na celu wsadzenie na przeciwników. Potem znowu… jest Akolita.
Nadchodząca seria Disney Plus ma jawny cel pokazania czasów, gdy starożytna przeszłość Zakonu Jedi była w szczytowym okresie i nie miała zamiaru upaść. Zwiastuny serialu były pełne sztuk walki, a nawet można było zajrzeć do wire-fu. A co najbardziej intrygujące, największe nazwisko w obsadzie to Macierzweteranka Carrie-Anne Moss, której chore flipy nie są obce. To są Gwiezdne Wojny: zawsze możemy mieć nadzieję.