Polska

Walka o ocalenie warszawskiej enklawy drewnianych fińskich domów

  • 8 kwietnia, 2024
  • 9 min read
Walka o ocalenie warszawskiej enklawy drewnianych fińskich domów


Autorstwa Alexa Webbera

Jedna z najbardziej niezwykłych dzielnic Warszawy – mała, zielona enklawa drewnianych fińskich domków wzniesiona po drugiej wojnie światowej – po raz kolejny stawia swoją przyszłość na szali, a aktywiści ostrzegają, że miasto chce wycisnąć mieszkańców i gentryfikować okolicę.

Spacer po Osiedlu Jazdów to niezwykłe przeżycie.

Jego układ przypomina siatkę, a jego zielone alejki są wyłożone osobliwymi domkami pokrytymi dachami z czarnej papy. Gdyby nie odległy szum ruchu ulicznego, odwiedzający mogliby pomyśleć, że przechadzają się po rustykalnej wiosce głęboko w polskiej dziczy. Niezwykła jest myśl, że takie miejsce może istnieć w sercu dużego europejskiego miasta.

Ta kieszonkowa dzielnica, oficjalnie zainaugurowana 2 sierpnia 1945 r., początkowo składała się z około dziewięćdziesięciu drewnianych chat, które zostały przejęte przez Sowietów w ramach reparacji wojennych od Finlandii. Podarowane Polsce, początki tych budowli w stylu chałupniczym sięgają obszaru zwanego Osiedlem Fińskich Domków (osiedle domów fińskich).

Osiedle Jazdów i jego „fińskie domy” w latach 1945-47, wkrótce po ich wzniesieniu (źródło: NAC)

Początkowo zajmowane przez wyższych urzędników, inżynierów i architektów pracujących dla biura odbudowy stolicy, do tych urzędników dołączyły ich rodziny. W ciągu kilku miesięcy ocalałe budynki gospodarcze, będące niegdyś częścią Szpitala Ujazdowskiego, zostały przekształcone w obiekty mieszkalne, takie jak szkoła podstawowa i przedszkole dla nowej gminy.

Już wyłaniał się samowystarczalny świat, co zostało podkreślone przez nakręcenie studni i wprowadzenie kiosku i sklepu spożywczego. Zimą mieszkańcy utworzyli nawet tor saneczkowy i lodowisko.

Życie kwitło i chociaż domki zawsze były postrzegane jako rozwiązanie tymczasowe, powojenny niedobór mieszkań w Warszawie sprawił, że przetrwały znacznie dłużej niż dziesięcioletnia średnia długość życia.

Położony zaledwie rzut kamieniem od parlamentu, a także wielu innych instytucji rządowych i ambasad zagranicznych, w tej prestiżowej, centralnej lokalizacji w latach 60. XX wieku wyburzono kilka domów, aby zrobić miejsce dla ambasady francuskiej. Niedługo potem rozebrano kolejne domy, aby umożliwić budowę autostrady Trasa Łazienkowska.

W 1972 r. władze lokalne ogłosiły zamiar wyburzenia całego terenu. Na szczęście tak się nie stało, gdyż szersze plany zagospodarowania dzielnicy odłożono na półkę.

Mimo zmniejszającej się powierzchni Osiedla Jazdów, energii było pod dostatkiem. W dużej mierze przypisywano to napływowi artystów i innych twórców, którzy chcieli tam zamieszkać, gdy urzędnicy zaczęli wyjeżdżać.

Warto przeczytać!  Sunak złoży rekordowy pakiet pomocy wojskowej dla Ukrainy podczas podróży Polska-Niemcy

Wśród mieszkańców znaleźli się piosenkarz i satyryk Jan Pietrzak, aktorka Barbara Wrzesińska i Jonasz Kofta, poeta, którego sławę zawdzięczał przede wszystkim otwarciu Hybryd, klubu jazzowego z lat 60. XX wieku, słynącego z swobodnego hedonizmu.

Ale jeśli kiedykolwiek jedno wydarzenie przyczyniło się do zdefiniowania artystycznego charakteru tej okolicy, to był to rok 1981. Z okazji pierwszej rocznicy zabójstwa Johna Lennona fani Beatlesów zebrali się pod kościołem św. Anny na Starym Mieście, gdzie wysłuchali sztuki księdza „ Let It Be” na gitarze.

Następnie około 150 osób przemaszerowało warszawskim Traktem Królewskim, zatrzymując się najpierw pod ambasadą brytyjską, a następnie zakończyło procesję na Osiedlu Jazdów. Tutaj, w oparach dymu marihuany, śpiewali „Give Peace A Chance”.

Zgromadzony w nienazwanej wcześniej alejce jeden z obecnych powiesił na płocie własnoręcznie zrobioną tabliczkę, aby ochrzcić ją Ulica Johna Lennnona (John Lennon Street). Ponieważ do wprowadzenia stanu wojennego pozostało zaledwie kilka dni, wieczór zapalił cień nadziei wśród panującego pesymizmu.

Jeden z dzisiejszych fińskich domów na Osiedlu Jazdów (źródło: Alex Webber)

Dziesięć lat później wiele się zmieniło i w 1991 roku postkomunistyczni przywódcy miasta uznali nazwę ulicy za oficjalną. Jednakże ci, którzy sądzą, że zapoczątkuje to nowy świt, będą rozczarowani. Jeszcze więcej domów zostało zburzonych, aby pomieścić nową ambasadę Niemiec, inne po prostu popadały w ruinę.

Następnie, w 2011 roku, ratusz wywołał oburzenie po przedstawieniu planu całkowitego usunięcia tej mikrodzielnicy.

Napotykając zaciekły opór mieszkańców, to właśnie dzięki tej akcji ratowania domów w 2013 roku powstała inicjatywa Otwarty Jazdów. Dążąc do wzmocnienia społeczności, organizacja stała się awangardą działań na rzecz ochrony osiedla.

„Jednym z naszych problemów jest lokalizacja” – mówi Gabriela Stępniak, koordynatorka wolontariatu w Otwartych Jazdowie. „Jesteśmy w samym sercu miasta, obok dwóch słynnych parków i blisko parlamentu, więc wartość tej ziemi jest ogromna”.

Chociaż jej organizacji udało się jak dotąd uratować pozostałości Osiedla Jazdów przed deweloperami, obecnie wśród działaczy można zaobserwować narastającą frustrację po rozpoczęciu roku, który przyniósł wieści o poprawionym projekcie planu zagospodarowania przestrzennego dla tego obszaru.

Choć gwarantowałoby to przyszłość pozostałym domom, nie pełniłyby one już funkcji mieszkalnej, obecni mieszkańcy mogliby pozostać, ale nowi nie mogliby się wprowadzić. Ponadto ratusz ujawnił plany potencjalnego umożliwienia prowadzenia działalności gospodarczej na tym terenie .

Obawiając się gentryfikacji w związku z pojawieniem się eleganckich barów i restauracji, aktywiści zareagowali wściekłością.

Warto przeczytać!  Polska i Ukraina pochwalają postęp w rozmowach na temat importu żywności, ale porozumienie pozostaje nieuchwytne

Pisząc dla Miasta Jest Nasze, grupy aktywistów, której celem jest ochrona i ulepszanie Warszawy dla jej mieszkańców, jej założyciel Jan Mencwel wydał bojowy okrzyk: „Tych domów trzeba znowu bronić – tym razem nie przed wyburzeniem, ale przed zniszczenie ich charakteru.”

„Po raz kolejny próbujemy dojść do porozumienia z miastem” – mówi Stępniak, odnotowując, że jej grupa protestowała w zeszłym miesiącu przed ratuszem i przedstawiła inicjatywę „mającą na celu znalezienie kompromisu” poprzez umożliwienie współzarządzania osiedlem i podział obowiązków w bardziej spójny sposób.

Wątpi jednak, czy propozycja zostanie zaakceptowana przez władze miejskie. „Miasto chce tu coś zmienić” – kontynuuje. „Z ich punktu widzenia łatwiej jest, jeśli po prostu kontrolują proces decyzyjny, zamiast musieć osiągać z nami porozumienia”.

Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski zapewnia, że ​​plany miasta nie zagrażają charakterowi okolicy.

„Mówiłem, że Jazdów będzie broniony i Jazdów będzie broniony” – mówił pod koniec marca Trzaskowski. „Plan miejscowy jasno stwierdza, że ​​jego charakter nie ulegnie zmianie i mówiłem to wielokrotnie. Na chwilę obecną nie ma zagrożenia dla Jazdowa.”

Jednak taki język nie zapewnia tego rodzaju zapewnień, jakich oczekują miejscowi.

„Wielu polityków próbuje nas wmówić, że im na nas zależy, ale zaczyna się wydawać, że wszystkie ich słowa miały wyłącznie na celu osiągnięcie korzyści politycznych” – mówi Stępniak.

„Kilka lat temu, przed [previous] wyborach burmistrza obiecano nam, że będziemy wysoko na liście priorytetów Rafała Trzaskowskiego i że będziemy objęci ochroną. Ale co tak naprawdę się zmieniło?”

Warto przeczytać!  Wysokie stosy niesprzedanego zboża sprawiają, że polski rolnik stoi przed niepewną przyszłością w obliczu trwającej wojny na Ukrainie

Trzaskowski, który w niedzielę 7 kwietnia ubiegał się o drugą kadencję w wyborach samorządowych, przekonuje, że w interesie dzielnicy jest, aby miasto zachowało zarządzanie terenem, tak aby mogło ono zrównoważyć interesy mieszkańców i licznych organizacji pozarządowych, które tam działają. obecnie działają w Jazdowie.

„Nie możemy [hand over management of the estate]– powiedział burmistrz. „Jest zbyt wiele sprzecznych interesów. Ci, którzy tam mieszkają, często mają zupełnie inne interesy niż organizacje pozarządowe”.

Z jego uwag wynika, że ​​Osiedle Jazdów nie jest już obszarem przede wszystkim mieszkalnym. Obecnie mieszka tam zaledwie sześć rodzin – mówi Stępniak. Pozostałe budynki w dużej mierze zajęte są przez różne organizacje społeczne i kulturalne.

Należą do nich jedna z najbardziej znanych w kraju pasiek miejskich, „Ambasada Muzyki Tradycyjnej”, punkt gastronomiczny, gabinet terapii światłem, a także szereg warsztatów ekologiczno-edukacyjnych. Organizują szeroką gamę wydarzeń, takich jak wieczory dla osób powyżej 50. roku życia, zajęcia taneczne, koncerty, debaty, pokazy filmów i tak dalej.

„Można to nazwać laboratorium praktyk społecznych i kulturowych” – mówi Stępniak. „To, co definiuje Osiedle Jazdów, to duch wspólnoty. Choć obszar tworzą niezależne instytucje kulturalne, każdą decyzję staramy się podejmować wspólnie. To prawdziwy wspólny wysiłek i moim zdaniem właśnie taki model współpracy jest najcenniejszą wartością dzielnicy.”

To, jak długo tak się stanie, zależy od decydentów miasta. Stępniak i inni pracownicy Otwartych Jazdów pozostają niewzruszeni czekającymi ich wyzwaniami.

„Pracując tutaj i mając już za sobą tak wiele kontrowersji, trzeba być optymistą” – mówi. „Ale oczywiście istnieje poczucie: «znowu zaczynamy». To nie pierwszy raz, kiedy jesteśmy wzywani do działania.”

Aktywiści postrzegają swoją pracę związaną z ochroną tej wyjątkowej okolicy nie tylko jako aktywizm lokalny, ale jako coś o znacznie szerszym znaczeniu. „Osiedle Jazdów jest ważne nie tylko dla Warszawy, ale i dla Polski. Musimy zacząć myśleć o tym, jak o przynależności do naszego dziedzictwa narodowego – mówi Stępniak.


Notatki z Polski są prowadzone przez niewielki zespół redakcyjny i wydawane przez niezależną fundację non-profit, która utrzymuje się z datków naszych czytelników. Bez Waszego wsparcia nie możemy zrobić tego, co robimy.

Źródło zdjęcia głównego: Urząd Miasta (materiały prasowe)

Alex Webber jest niezależnym dziennikarzem, od 24 lat mieszkającym w Polsce. Pisał między innymi dla Emerging Europe, BBC i PAP.




Źródło