Polska

Wysokie stosy niesprzedanego zboża sprawiają, że polski rolnik stoi przed niepewną przyszłością w obliczu trwającej wojny na Ukrainie

  • 20 marca, 2024
  • 6 min read
Wysokie stosy niesprzedanego zboża sprawiają, że polski rolnik stoi przed niepewną przyszłością w obliczu trwającej wojny na Ukrainie


CYWINY WOJSKIE, Polska (AP) – Piotr Korycki podnosi garść pszenicy i patrzy, jak żółte ziarna przepływają mu przez palce.

Wszędzie wokół niego w magazynie na jego farmie na północ od stolicy Polski piętrzą się zboża: setki ton pszenicy, żyta i kukurydzy pozostałych po zeszłorocznych żniwach, których nie jest w stanie sprzedać z zyskiem.

Ponieważ na horyzoncie pojawiają się nowe zbiory, czuje presję, aby sprzedać to, co ma, aby zapobiec zepsuciu się plonów.

„Sytuacja na naszych rynkach jest naprawdę bardzo, bardzo trudna” – powiedział Korycki. „A jeśli nic się nie zmieni, za rok lub dwa sytuacja może stać się krytyczna”.

Frustracja Koryckiego zmusiła go do pomocy w organizacji protestów, które od trzech miesięcy odbywają się w Polsce, będących częścią protestów zorganizowanych przez rolników z całej Europy. Najnowsza w Polsce spodziewana jest w środę.

Jego podwórko wypełnione jest belami siana i nowoczesnym sprzętem rolniczym, co świadczy o zmianach, jakie zaszły w rolnictwie w Polsce od chwili wstąpienia kraju do Unii Europejskiej niemal 20 lat temu. Rodzina uprawia pszenicę, żyto, kukurydzę i buraki cukrowe na powierzchni 200 hektarów.

34-latek, podobnie jak jego ojciec i dziadek, rolnik, twierdzi, że jego biznes został poważnie zdestabilizowany przez wojnę Rosji z Ukrainą, będącą skutkiem decyzji UE o zezwoleniu na wolny handel z Ukrainą po rozpoczęciu wojny.

Jednak zakłócenie ukraińskiego eksportu przez Morze Czarne doprowadziło do masowego przepływu zboża przez granicę Polski z Ukrainą, co spowodowało spadek cen produktów spożywczych, podczas gdy inflacja spowodowała wzrost kosztów produkcji i oprocentowania kredytów.

Warto przeczytać!  Polska powinna postawić „bardzo wysoką poprzeczkę” dalszemu rozluźnieniu polityki fiskalnej, twierdzi MFW

Przez pierwszy rok wojny Korycki nie odczuwał bólu. Na początku cena zboża rosła, ale potem dramatycznie spadła. Choć udało mu się sprzedać część zeszłorocznych zbiorów, wciąż ma 300 ton zboża i nie wie, co z nim zrobić. Nadwyżka oznacza stratę 100 000 złotych (25 000 dolarów), którą określa jako „bardzo dużą”.

W przeszłości przewoził zboże nad Morze Bałtyckie, aby sprzedawać je nabywcom, którzy eksportowali je za granicę statkiem. Jednak w obliczu załamania cen to, co by dostał, nie pokryłoby kosztów transportu. Oczekuje, że najlepsze, co może zrobić, to sprzedać go bliżej domu jako paszę dla zwierząt ze stratą.

„Będzie to o tyle istotne, że ceny gruntów rosną, ceny surowców do produkcji utrzymują się na wysokim poziomie, a ceny produktu końcowego po prostu stale spadają” – powiedział.

Korycki też jest zły, bo twierdzi, że UE najwyraźniej nie ma pojęcia, co zrobić ze zbożem, „gdzie je wyeksportować, na jakich warunkach i za jakie pieniądze, bo problem będzie się tylko pogłębiał”.

Premier Polski Donald Tusk przyznaje, że problem jest realny i szuka pomocy dla rolników w Brukseli, gdzie jego głos ma znaczenie po sprawowaniu funkcji przewodniczącego Rady Europejskiej w latach 2014-2019.

Warto przeczytać!  Polska 1 Holandia 2: Weghorst wygrywa pierwszym kontaktem, a bramki wciąż płyną na Euro 2024

Tusk powiedział, że w Europie składuje się znacznie ponad 20 milionów ton nadwyżki zboża, z czego 9 milionów ton w samej Polsce.

„A letnie żniwa jeszcze się nie rozpoczęły” – powiedział Tusk pod koniec lutego. „Nie mamy jeszcze infrastruktury, która umożliwiłaby dalszy eksport tego zboża”.

Złość rolników w całej Europie potęgują plany UE dotyczące walki ze zmianami klimatycznymi za pomocą polityk nazwanych Zielonym Ładem, które ich zdaniem spowodują więcej pracy administracyjnej i zwiększą obciążenia finansowe.

Apele europejskich rolników stają się coraz bardziej donośne, mimo że Komisja Europejska ustąpiła ich naciskom poprzez cofnięcie się niektórych wymogów środowiskowych – pomimo ostrzeżeń naukowców, że w okresie zmian klimatycznych produkcja rolna musi stać się bardziej zrównoważona środowiskowo.

Paulina Sobiesiak-Penszko, socjolog i ekspert ds. rolnictwa w Instytucie Spraw Publicznych w Warszawie, stwierdziła, że ​​protesty stały się bardziej radykalne i że są wykorzystywane przez ugrupowania prorosyjskie do realizacji antyukraińskiej agendy.

Gubi się – argumentowała – konieczność stawienia czoła kryzysowi klimatycznemu, który wymaga nowej polityki rolnej, oraz potrzeby konsumentów, którzy skorzystaliby m.in. na mniejszym stosowaniu pestycydów w rolnictwie.

„Tego głosu konsumentów w debacie w ogóle nie słychać” – stwierdziła.

Korycki w ramach współpracy ze związkiem reprezentującym interesy rolników zachęca innych do głosowania w czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego.

„Wszystkie problemy zaczynają się właśnie w Parlamencie Europejskim” – powiedział. „Będziemy starali się uświadamiać społeczeństwo, aby oddawane przez niego głosy były przemyślane i racjonalne”.

Warto przeczytać!  Polska będzie debatować nad rygorystycznym ustawodawstwem antyaborcyjnym

Uważa, że ​​najbardziej racjonalnym wyborem jest Konfederacja, partią prawicową jest to antyunijne i jest jednym z najgłośniejszych głosów w Polsce przeciwko ukraińskiemu importowi.

Korycki powiedział, że Konfederacja jest jedyną partią, która wydaje się mieć odpowiedź na problemy rolników. Przyznaje, że UE pobudziła rozwój w sektorze rolnictwa, ale uważa, że ​​ogólnie życie jego rodziny nie poprawiło się.

„Nic nie jest za darmo” – powiedział o UE. „To, co nam dali, teraz zabierają”.

Sobiesiak-Penszko uważa, że ​​rosnąca frustracja rolników wskazuje, że decydenci nie przedstawili rolnikom swoich racji w wystarczającym stopniu w latach, w których planowali zmiany.

„Rolnicy nie są przygotowani na zmiany” – stwierdziła. „Nie rozumieją celu i sensu zielonej transformacji”.

Korycki nabiera nadziei, że wojna na Ukrainie wkrótce się zakończy, dzięki czemu sytuacja dla niego i innych rolników w tym środkowoeuropejskim kraju liczącym 38 milionów mieszkańców może się ustabilizować.

Poza tym tak naprawdę nie ma planu. Zaciągnął pożyczki na sprzęt, który trzeba spłacić, i twierdzi, że rolnictwo to nie zawód, który można zmienić pod wpływem kaprysu.

„Pracowały na to pokolenia” – powiedział, siedząc w kuchni swojego rodzinnego domu. „Tutaj są wartości sentymentalne i rodzinne, ale i zobowiązania długoterminowe”.




Źródło