Polska

„Zakazano robienia tego filmu”: jak thriller migracyjny Agnieszki Holland rozpalił polską prawicę | Film

  • 17 czerwca, 2024
  • 9 min read
„Zakazano robienia tego filmu”: jak thriller migracyjny Agnieszki Holland rozpalił polską prawicę |  Film


DRektor Agnieszka Holland jest w Polsce przyzwyczajona do ataków ze strony prawicy, ale jej najnowszy film „Zielona granica” – opowiadający o trudnej sytuacji imigrantów na granicach kraju – wyniósł sprawę na inny poziom. Ledwie miał premierę na ubiegłorocznym festiwalu filmowym w Wenecji, gdzie zdobył nagrodę specjalną jury, minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro wdarł się do mediów społecznościowych, porównując go do nazistowskiej propagandy. Prezydent Andrzej Duda poddał się, wskrzeszając hasło z II wojny światowej dotyczące naiwności kinomanów: „W kinach siedzą tylko świnie”.

Film, który wywołał całe zamieszanie, to bezkompromisowe dzieło sumienia, którego akcja rozgrywa się na ziemi niczyjej między Polską a Białorusią, gdzie uchodźcy, głównie z Bliskiego Wschodu i Afryki, od trzech lat stają się pionkami w geopolitycznym sporze między Unia Europejska i rosyjski sojusznik chcący ją zdestabilizować. W surowej czerni i bieli Zielona Granica pokazuje rodziny przepychane tam i z powrotem przez płoty z drutu kolczastego, pozostawione na zamarznięcie i śmierć z głodu oraz – w jednej szokującej scenie – tonące w błocie jednego z ostatnich pierwotnych lasów w Europie.

W obsadzie Holland znajdują się aktorzy syryjscy i afrykańscy, którzy sami odbyli tę podróż naprawdę. W okresie poprzedzającym ubiegłoroczne wybory w Polsce, kiedy imigracja była punktem zjednoczenia, napięcie było tak duże, że musiała kręcić „Zieloną granicę” w tajnych lokalizacjach, delegując sekcje dwóm zastępcom reżyserów, aby wszystkie zdjęcia mogły zostać dokończone w zaledwie 24 dni. „Nie prosiliśmy o grant PISF, wiedząc, jakie jest stanowisko instytucji rządowej w tej sprawie: było to całkowicie zabronione” – mówi.

Warto przeczytać!  Interpol odmawia wydania nakazu aresztowania polskiego sędziego, który uciekł na Białoruś
Scena z Zielonej granicy Agnieszki Holland. Fot: Agata Kubis

Kiedy rozmawiamy, 75-letni reżyser przebywa w Pradze i pracuje nad filmem biograficznym o Franzu Kafce. W swojej karierze, która przyniosła jej trzy nominacje do Oscara, a także prestiżowe gościnne występy reżyserskie w serialach telewizyjnych, w tym The Wire i House of Cards, Holland wyspecjalizowała się w odwracaniu kamieni w najciemniejszych zakątkach historii Europy. Zajmowała się Holokaustem (Europa Europa i W ciemności) oraz głodem Wielkiego Głodu na Ukrainie w latach 30. XX wieku (Pan Jones). W rozmowie z rozbrajającą rzeczowością przywołuje apokaliptyczne scenariusze. „Około 10 lat mojego życia spędziłam w latach 30. i 40. ubiegłego wieku, więc początek wyrastania jaja węża to coś, na co jestem chyba bardzo wyczulona” – mówi, korzystając z metafory za narodziny tyranii z Juliusza Cezara Szekspira.

Wydarzeniem, które zaszczepiło w jej pamięci Zieloną Granicę, był kryzys migracyjny z 2015 r., podczas którego 1,3 mln osób, głównie Syryjczyków, zwróciło się o azyl w Europie. Jej zdaniem od tego momentu kontynent zaczął tracić wiarę w wartości oparte na konsensusie, które ukształtował po drugiej wojnie światowej, czego jednym z godnych uwagi symptomów jest głosowanie Wielkiej Brytanii w sprawie Brexitu. „Zdałem sobie sprawę, jak słaba jest Europa w reakcji na tego rodzaju kryzys; jak łatwo jest złamać przepisy chroniące prawa człowieka, z których jesteśmy tak dumni, i stać się podatnymi na szantaż z zewnątrz” – mówi. „Stało się bardzo jasne, że migracja jest najłatwiejszym narzędziem, którego zewnętrzny reżim może użyć do złamania stabilności Unii Europejskiej”.

Warto przeczytać!  Dziesiątki tysięcy rolników przyłącza się do blokad w całej Polsce w największym jak dotąd proteście

Ale równie niepokojąca była dla niej reakcja Polski, która polegała na odgrodzeniu ogromnego obszaru lasu jako ziemi niczyjej patrolowanej przez wojska. „W tym momencie, gdy granica jednego kraju staje się laboratorium zalegalizowanej przemocy i kłamstw, niebezpieczeństwo – i dehumanizacja zaangażowanych osób – jest dość oczywiste” – mówi. „To, co było dla mnie szokujące, to łatwość, z jaką media zaakceptowały zakaz”.

Kiedy Jarosław Kaczyński, ówczesny wicepremier Polski, oświadczył, że Amerykanie przegrali wojnę w Wietnamie, bo pozwolili mediom tam jeździć, znalazła swój ogień. „Zrozumiałem, że ten człowiek wierzył w siłę obrazów. A ponieważ wiara w siłę obrazów jest także moim powołaniem, pomyślałam: „OK, stworzę obrazy, które odzwierciedlą to, co naprawdę się dzieje”. Wiesz, to był jakiś rodzaj złości, który spowodował, że podjąłem decyzję o nakręceniu filmu. Ale czułem też, że mam taki obowiązek”.

Agnieszki Holender.

Jak wyraźnie pokazuje Zielona Granica, dehumanizacja dotyczy nie tylko uchodźców, ale także żołnierzy, którym powierzono zadanie przetrzymywania ich na zewnątrz. Przeciwko nim Holland przeciwstawia się nowej generacji pracowników ruchu oporu, którzy zajmują się przemytem żywności i środków medycznych dla zbiegów, a jednocześnie są świadomi ograniczeń tego, co mogą osiągnąć. Nie próbuj ich przemycać – ostrzega idealistycznego nowego rekruta, bo jeśli zostaniesz złapany, cała operacja zostanie udaremniona. W rezultacie, jak zauważył recenzent Guardiana, Peter Bradshaw, powstał film będący połączeniem staromodnego filmu wojennego z dystopijnym thrillerem.

Warto przeczytać!  Polscy prawodawcy będą głosować nad zniesieniem niemal całkowitego zakazu aborcji

Holland zaczęła rozumieć opór polityczny już w najmłodszych latach. Jej matka, katoliczka, brała udział w powstaniu warszawskim w 1944 r. i otrzymała medal izraelskiego instytutu Yad Vashem za ratowanie Żydów podczas Holokaustu. Jej ojciec, Żyd, pisarz i działacz Henryk Holland, stracił w czasie II wojny światowej oboje rodziców i wszystkie nadzieje pokładał w komunistycznym aktywizmie, ale zmarł w podejrzanych okolicznościach, gdy Agnieszka miała zaledwie 13 lat, po tym, jak została niesłusznie oskarżona o szpiegostwo. W wieku 15 lat zdecydowała się zostać reżyserką filmową, „ponieważ film wydawał się odpowiadać słynnej definicji Lenina jako «najważniejszej ze sztuk»”.

Jak twierdzi, po części z powodu wieloletniej miłości do Kafki poszła do szkoły filmowej w Czechosłowacji, gdzie była świadkiem Praskiej Wiosny i została uwięziona za działalność dysydencką. Po powrocie do domu została asystentką wielkich polskich reżyserów Krzysztofa Zanussiego i Andrzeja Wajdy, od których nauczyła się wartości kina, które pozwala „opowiadać historie o współczesnym świecie i wyrażać naszą zbiorową złość”.

Scena z Zielonej granicy Agnieszki Holland. Fot: Agata Kubis

Ostatni raz twórczość Holland wzbudziła gniew polskiej prawicy w 2017 roku, kiedy film kipiał właśnie takimi walorami. Spoor (Pokot, w Polsce), adaptacja Prowadź swój pług przez kości umarłych autorstwa laureatki nagrody Nobla powieściopisarki Olgi Tokarczuk, był ekspresjonistycznym ekothrillerem, w którym obrońcy praw zwierząt przeciwstawili się macho-autorytaryzmowi tej kultury. Na arenie międzynarodowej film został dobrze przyjęty, zdobywając Srebrnego Niedźwiedzia na festiwalu filmowym w Berlinie; w kraju zarówno reżysera, jak i scenarzystę potępiano jako „targowiczanin”, co w czasach komunizmu oznaczało zdrajcę.

pomiń poprzednią promocję w biuletynie

„Tak, miałam pewne kłopoty z Pokotem” – mówi. „Ale chociaż prawa zwierząt i ekologia to delikatne kwestie, są one w jakiś sposób ograniczone. Kiedy dotyka się bezpieczeństwa naszych granic i naszego komfortu, staje się to prawdziwym strachem. I, jak wiecie, Europa się boi i USA się boją. Większość tych bogatych miejsc się boi i moim zdaniem nie wierzą w przyszłość. Widać to po demografii: ludzie nie chcą się rozmnażać, a jednocześnie pojawia się inny strach przed wpuszczeniem ofiar kryzysu klimatycznego do kraju”.

Podkreśla, że ​​dla twórcy filmów politycznych takie kontrowersje mają swoje zalety. Kiedy w Polsce otwarto „Zieloną Granicę”, metafora prezydenta świni stała się memem, a widzowie w całym kraju zapraszali się nawzajem, aby razem z nimi stać się świnią. W rezultacie obejrzało go 800 000 widzów, co plasuje go na 11. miejscu na liście najpopularniejszych filmów w Polsce, przed Małą Syrenką i Johnem Wickiem: Rozdział 4. „Zwłaszcza w przypadku tego rodzaju filmów, które nie są lekką rozrywką, było szaleństwo” – mówi Holland.

Film miał premierę w Polsce na miesiąc przed wyborami stanowymi, które obaliły potępiających go prawicowych polityków. Czy jej zdaniem odegrało to rolę w tej porażce? „Oczywiście nie było to kluczowe” – odpowiada – „ale jestem pewna, że ​​prawdopodobnie odegrało jakąś rolę, ponieważ film bardzo poruszył ludzi. To było w pewnym sensie przebudzenie i świadomość, że można mówić nie tylko o pragmatycznej polityce, ale także o wartościach ludzkich. W tym momencie zaczęliśmy czuć się wzmocnieni.”

Co do tego, czy sytuacja naprawdę się zmieniła, jest mniej przekonana. „Język jest inny, ale szczerze mówiąc, myślę, że nowy rząd nie ma większego pojęcia, jak sobie poradzić z migracją, niż reszta Europy. Jesteśmy w naprawdę niebezpiecznym momencie. Gdy tylko zaczniemy bombardować łodzie na Morzu Śródziemnym, zamiast po prostu odpychać je od brzegu, będzie to koniec Europy praw człowieka”.

Czy ona naprawdę myśli, że to może się zdarzyć? Ona odpowiada na pytanie pytaniem. „Czy nie jest to logiczna konsekwencja? Tak. Uważam, że bez zbiorowego wysiłku sumienia i woli stoimy w obliczu możliwości popełnienia masowej zbrodni przeciwko ludzkości”.

Zielona granica w kinach 21 czerwca.


Źródło