Świat

Zmartwienia Rafaha rosną po tym, jak izraelska misja ratowania zakładników zabija 67 osób

  • 12 lutego, 2024
  • 6 min read
Zmartwienia Rafaha rosną po tym, jak izraelska misja ratowania zakładników zabija 67 osób


JEROZOLIMA – Izraelskie strajki, które w poniedziałek rozświetliły noc w Rafah na południu Gazy, wywołały dreszcze strachu wśród 1,4 miliona Palestyńczyków, dla których ten pas ziemi stał się schronieniem ostatniej szansy.

Armia izraelska określiła nocne ataki jako przykrywkę dla misji sił specjalnych mającej na celu uratowanie dwóch starszych zakładników izraelsko-argentyńskiego pochodzenia. Operacja się powiodła, ale ogromnym kosztem ludzkim: co najmniej 67 osób zginęło w różnych miejscach na całym obszarze, podało Ministerstwo Zdrowia enklawy. Film z pobliskiego domu pokazywał ciało palestyńskiej dziewczyny z nogami pociętymi na paski ciała; inne nagrania pokazywały przenoszenie krwawiącego chłopca i śmierć czwórki kolejnych dzieci na szpitalnych noszach.

Ministerstwo podało, że w ciągu ostatnich 24 godzin w Strefie Gazy zginęły 164 osoby, a kolejnych 200 zostało rannych. Fakt, że nocna operacja skupiła się na Rafah, miejscu, które izraelska armia do niedawna opisywała jako miejsce, w którym uniknie ataków, zszokowało zmęczoną populację, która spędziła miesiące w drodze, w miejscu, które często uważała za daremne próbować wyprzedzić bomby.

Armia izraelska ratuje dwóch zakładników podczas śmiercionośnych nalotów na Rafah

W Rafah są teraz tłoczeni w domach i namiotach, a nawet śpią na ulicach – uzależnieni od pomocy humanitarnej, aby zażegnać głód, i odcięci od bliskich, ponieważ połączenia komórkowe są niejednolite i nie ma prądu, który mógłby naładować większość telefonów komórkowych.

„Jesteśmy zmęczeni i nie możemy już znieść tych tortur” – powiedziała 51-letnia Mirvat, która po wysiedleniu z miasta Gaza przebywa w namiocie z rodziną swojej siostry w Rafah. „Teraz mam tylko nadzieję, że wojna się skończy”.

Warto przeczytać!  Eskalacja przemocy między Izraelem a libańskim Hezbollahem w związku z atakiem w Gazie | Wiadomości o konflikcie izraelsko-palestyńskim

„Nie wiem, dokąd się udać” – dodała, powtarzając opinię wyrażaną w całej Gazie. „Nie ma bezpiecznego miejsca”. Poprosiła, aby ze względów bezpieczeństwa nie używać jej nazwiska.

Konflikt rozpoczął się 7 października, kiedy bojownicy Hamasu zaatakowali izraelskie społeczności przygraniczne ze Strefy Gazy, zabijając około 1200 osób i biorąc 253 zakładników. Ponad 28 000 Palestyńczyków zginęło w odwetowej kampanii wojskowej Izraela, która zrównała z ziemią znaczną część Strefy Gazy, nie doprowadzając jednak do sprowadzenia większości jeńców ani do schwytania lub zabicia wyższych rangą przywódców Hamasu.

Szef ONZ António Guterres, zauważając, że połowa ludności Gazy jest już stłoczona w Rafah, powiedział w mediach społecznościowych, że zbliżająca się izraelska kampania „wykładniczo zwiększy to, co i tak jest już humanitarnym koszmarem”.

Jednak izraelscy urzędnicy argumentują obecnie, że nie mogą zakończyć walki z bojownikami Hamasu bez skierowania tej grupy do samego Rafah, co zaniepokoiło nawet najsilniejszego dyplomatycznego zwolennika premiera Benjamina Netanjahu, Stany Zjednoczone, które dostarczają większość broni, która miałaby zostać użyta Tam.

Biden i Netanjahu rozmawiali w niedzielę po raz pierwszy od ponad trzech tygodni, a urzędnik amerykańskiej administracji, który wypowiadał się pod warunkiem zachowania anonimowości, zgodnie z zasadami Białego Domu, powiedział, że amerykańskie stanowisko w sprawie Rafaha zostało „bardzo jasne”. ” Stany Zjednoczone nie poprzeją takiej operacji, jeśli Izrael nie będzie miał planu ochrony ludności cywilnej i utrzymania, „który został rzeczywiście zaplanowany, przygotowany i możliwy do wdrożenia” – stwierdzili.

Warto przeczytać!  Andrew Tate - najnowsze wiadomości: Brak dowodów na oskarżenia braci o handel ludźmi lub gwałt, mówi prawnik

Nie jest jasne, czy prezydent USA był świadomy, że kilka godzin później odbędzie się w Rafah poważna operacja mająca na celu uratowanie izraelsko-argentyńskich zakładników Fernando Simona Mermana (60 l.) i Luisa Hara (70 l.) w Rafah. Podczas konferencji prasowej rzecznik IDF kontradmirał Daniel Hagari powiedział, że misja była planowana „od jakiegoś czasu”.

Trwało to tylko kilka godzin, ale jego wpływ utrzymywał się przez cały poniedziałek w domach i namiotach, do których cywile, z którymi się kontaktowano telefonicznie, mówili, że prawie nie śpią i że po raz kolejny stają przed niemożliwymi do podjęcia decyzjami, dokąd się udać, skoro nigdzie nie czują się bezpiecznie.

Rafah było ostatnim schronieniem Gazy. Przeludnione miasto jest teraz celem.

Pod koniec października Izrael nakazał milionowi Palestyńczyków na północy, aby dla własnego bezpieczeństwa przenieśli się na południe, chociaż w całej enklawie trwały intensywne bombardowania. Później siły izraelskie wkroczyły także do Khan Younis, południowego obszaru, skąd początkowo kazali Gazańczykom uciekać. Władze izraelskie wyznaczyły także przybrzeżną wioskę Mawasi, na zachód od Khan Younis, jako „bezpieczniejszą strefę”.

Warto przeczytać!  Raport: Północnokoreański rakieta wystrzelona przez Rosję przeciwko Ukrainie zawierała komponenty amerykańskie i europejskie

Tam również strajki były kontynuowane.

Pracownik organizacji humanitarnej, który wypowiadał się pod warunkiem zachowania anonimowości ze względów bezpieczeństwa, powiedział, że ponownie się pakuje, ale kończą mu się opcje, dokąd się udać.

„Przygotowuję się do powrotu do Khan Younis, ponieważ w Rafah panuje obecnie niestabilna sytuacja” – powiedział robotnik, który uciekł z Khan Younis po pierwszym nalocie sił izraelskich na to miasto na początku grudnia.

Powiedział, że droga plażowa – ostatnia pozostała trasa łącząca południową, środkową i północną Gazę – pozostaje otwarta, choć nie wie, jak długo. Podczas wcześniejszych przymusowych ewakuacji niektóre trasy wyznaczone przez IDF prowadziły cywilów prosto na linię ognia. Siły izraelskie aresztowały także nieznaną liczbę osób w punktach kontrolnych na trasach ewakuacyjnych.

Pracownik organizacji humanitarnej powiedział, że obawia się, że to się powtórzy, i że na razie jego rodzina przeprowadzi się do małego domu z jedną sypialnią nad morzem, w którym mieszkał jego ojciec. Mieszkało tam już około dwudziestu krewnych – dodał. Musiałaby do nich dołączyć jego najbliższa, pięcioosobowa rodzina.

„Tak wielu ludzi się teraz przeprowadza” – powiedział. „Nie mamy wyboru” – dodał. „Właśnie to robimy, aby przetrwać”.

Loveluck doniósł z Londynu. Karen DeYoung w Waszyngtonie, Heba Farouk Mahfouz w Kairze, Hazem Balousha w Ammanie i Hajar Harb w Londynie wniosły swój wkład w powstanie tego raportu.


Źródło