Polska

NBP grozi palcem Tuskowi. Takiej sytuacji jeszcze nie było [OPINIA]

  • 8 listopada, 2023
  • 6 min read


Żyjemy w ciekawych czasach. Bardzo czytelnych i aż nazbyt przewidywalnych w niektórych aspektach, szczególnie kiedy dotyczą one niektórych osób z Narodowego Banku Polskiego. Oto w wyborach parlamentarnych ponad 11 mln Polaków odsunęło Zjednoczoną Prawicę od władzy. Tym samym wynik wyborów okazał się „nieszczęśliwy”, czego obawiał się prof. Adam Glapiński w lipcu.

To „nieszczęście” będzie teraz musiał jakoś przełknąć. W jaki sposób? Pierwszą próbkę widzimy już w środowym komunikacie po posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: „Wchodzę tam, skąd wszyscy uciekają”. Ekscentryczny miliarder Władysław Grochowski – Biznes Klasa #3

NBP zmienia ton i nie obniża stóp procentowych. Nowy rząd Tuska może mieć problem

Ale zacznijmy od początku. Po wyborach wygranych przez opozycję, wielu spodziewało się, że NBP zmieni swoje nastawienie co do stóp procentowych. Nie będzie ich tak chętnie obniżał jak we wrześniu i październiku, a sam prof. Adam Glapiński zacznie więcej mówić o zagrożeniach dot. wzrostu inflacji, spadku PKB itp. Innymi słowy, nagle coś mu się odmieni i nie będzie już namawiał Polaków, żeby wychodzili na ulice i świętowali wygraną walkę ze wzrostem cen. I to już się dzieje.

Po pierwsze, Rada w środę nie obniżyła stóp, jak spodziewał się tego rynek. Zostawiła je na niezmienionym poziomie. To może sugerować, że bank przypomniał sobie nagle o swojej misji walki z inflacją i nie zamierza tak szybko oraz chętnie obniżać kosztu pieniądza w gospodarce, jak to robił za ustępującej władzy, która wyniosła prof. Glapińskiego na szczyty bankowości centralnej.

Warto przeczytać!  Bodnar walczy o wyciągnięcie Polski z „upadku praworządności” – The Irish Times

Do tej pory szef NBP uważał, że oprócz walki z podwyżkami w sklepach, musi także dbać o gospodarkę. Za rządów opozycji nagle gospodarka już nie musi być tak samo dla niego ważna.

Choć skumulowany wzrost PKB, według najświeższej listopadowej projekcji banku, za lata 2023-24 ma wynieść tylko 3,1 proc., to mniej podatków wpłynie już nie do kasy zarządzanej przez PiS, a przez PO. Więc ten argument szef NBP może sobie już odpuścić i skupić się na tym, na czym powinien od zawsze – wyrywaniu z polskiej gleby inflacyjnego chwastu.

Ich zdaniem po wyborach NBP przypomni sobie, na czym polega jego mandat i nie będzie już tak chętny do obniżek stóp. Pierwszy krok w tym kierunku został właśnie wykonany.

Dobrze podsumowują to ekonomiści mBanku, którzy piszą wprost: „Wygląda na to, że widzimy się ponownie przy kolejnej projekcji inflacyjnej (marzec). Do tego czasu dalsze obniżki stóp są bardzo mało prawdopodobne (…)”.

Genialne w swojej prostocie, chciałoby się rzec.

Ekonomiści są jednak zgodni, że dzisiejsze zaskoczenie ze strony RPP czyni politykę pieniężną mniej przejrzystą i mniej zrozumiałą dla otoczenia, a w konsekwencji mniej przewidywalną. To nie jest dobra wiadomość.

Polityka fiskalna problemem?

Biorąc pod uwagę dokonane w poprzednich miesiącach dostosowanie stóp procentowych NBP, a także niepewność co do kształtu przyszłej polityki fiskalnej i regulacyjnej oraz jej wpływu na inflację, Rada postanowiła utrzymać stopy procentowe na niezmienionym poziomie – brzmi zapis w komunikacie po posiedzeniu RPP.

Jak to odczytać? NBP oficjalnie grozi palcem nowej koalicji ostrzegając, że jeśli będzie uprawiała proinflacyjną politykę fiskalną, inflacja wzrośnie, a Rada być może będzie musiała zareagować. Takie sformułowania – w czasie gdy rządziła Zjednoczona Prawica i jej rządy pozostawały niezagrożone – były nie do pomyślenia.

Deficyt będzie puchł

Deficyt finansów publicznych na przyszły rok będzie spory – blisko 5-proc. Na ten rok zbliży się z kolei do 6 proc. Zarówno PiS, jak i opozycja obiecały swoim elektoratom spore transfery pieniężne. Wymieńmy chociażby podwyższenie kwoty wolnej od podatku, babciowe, dosypywanie budżetówce, utrzymanie dodatkowych emerytur itp.

Wychodzi na to, że wszystkie te programy będzie obecnie krytykował Narodowy Bank Polski. Można z dużą dozą prawdopodobieństwa przewidzieć, że stanie się on gospodarczym „okiem Saurona” i głównym ośrodkiem krytyki gospodarczych poczynań rządu Tuska.

Zdaniem NBP wpływ na inflację obietnic partii Donalda Tuska to 0,3 pkt. proc. w 2024 r. i aż 0,8 pkt. proc. w 2025 r., czyli blisko trzy razy więcej niż w przypadku propozycji PiS.

Polityka regulacyjna i inflacja

Prof. Glapiński widzi także problem w polityce regulacyjnej. Chodzi o takie kwestie jak utrzymanie zerowego podatku VAT na żywność czy zamrożenie cen energii i gazu. I tu też RPP ma rację, że czynniki te wpłyną na to, jak będą zachowywać się ceny w Polsce.

Przypomnijmy: Andrzej Domański, współtwórca programu KO, powiedział w poniedziałek w Polsat News, że nowa koalicja planuje utrzymanie cen energii elektrycznej na poziomach zbliżonych do obecnych przez pierwsze sześć miesięcy 2024 r. To oznacza, że inflacja na wiosnę może zbliżyć się do 3,5 proc., a w drugiej połowie roku – kiedy ceny zostaną uwolnione skokowo – sięgnąć nawet 7 proc.

I wszystko to wiemy od dawna. Różnica jest taka, że będą obecnie o tym mówili nie tylko ekonomiści, ale także sam NBP, który za czasów Jarosława Kaczyńskiego nabierał w tym temacie wody w usta. Będzie inaczej niż w ostatnich latach – normalnie – choć wszyscy są świadomi, z czego będzie to wynikało.

Niestety, nie z profesjonalizmu, a czystej polityki, która tak bardzo naznaczyła całą prezesurę prof. Adama Glapińskiego w ostatnich latach.

Damian Szymański, wiceszef i dziennikarz money.pl

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.


Źródło